Rozdział 43. Nic nie zaczeka

1.8K 187 72
                                    

Briesmoni śmiał się w duchu, patrząc, jak na twarzy Beliorna odmalowuje się wyraz coraz większej dezorientacji, gdy ludzie z dawnej rady tłumaczyli mu sytuację. Oprócz nich głos zabierał posłaniec, uzupełniając wszystko najnowszymi informacjami.

Zamek lorda Lorena został przejęty przez rebelię, a raczej to, co z niej zostało. Garstka ludzi, którzy niegdyś stanowili elitę, a teraz zostali pozbawieni domu. Bries doszedł do wniosku, że musieli być poza siedzibą, gdy sprowadził zagładę na ich towarzyszy. Doprawdy, ciężko było pozbyć się buntu. 

Źle zrobili, że ujawnili się, chcąc walczyć, zamiast cieszyć się swoim marnym życiem. W ten sposób wkrótce je zakończą.

Briesmoni widział w nich grupkę durnych idealistów, którzy myślą, że w dwudziestu zmienią świat. Co prawda zebrali paru sojuszników. O zdradę podejrzewano trzech lordów, lecz jeszcze nic nie było pewne. Wątpliwi przyjaciele wykruszą się, kiedy królestwo wytoczy wojnę. Wtedy szybko spokornieją i schowają na później swoje imperialistyczne zapędy. 

Briesmoni zdążył poznać buntowników oczami Eidiana, jako zaciętych wojowników i dobrych magów. Nie mogli jednak liczyć się z potęgą tysięcznych wojsk Chantrii. 

Beliorn słuchał wszystkiego uważnie i chyba dochodził do tych samych wniosków. Jeśli posiadał trochę rozsądku wytoczy błyskawiczny kontratak potrojoną siłą i zdusi to powstanie w zarodku. Z pewnością wystarczy tu co najwyżej tysiąc smoczych jeźdźców, dwa razy tyle piechoty i z dwustu zaprawionych w walkach magów. Na miejscu Beliorna, nawet nie fatygowałby się z wyjazdem tam. Wiedział jednak, że stanie się inaczej. W końcu nie po to kazał Briesowi się przysłuchiwać, by nie zrobić z niego użytku. 

Beliorn pojedzie tam i zabierze ze sobą swoją najbardziej niebezpieczną broń. Briesmoniego.

  — Nie możemy się poddać! — Kassy ze złością trzasnęła otwartą dłonią o stół

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

  — Nie możemy się poddać! — Kassy ze złością trzasnęła otwartą dłonią o stół. Ból przeszył jej ramię, lecz jedyną oznaką tego, na jaką sobie pozwoliła, było mocniejsze zaciśnięcie szczęki. Sprzyjało to jej zawziętej minie.

— Nie zamierzam się poddawać! — warknął Dantillon, przechylając się groźnie w jej stronę. Jemu też już puszczały nerwy.

— Stwierdziłeś, że zaczniesz odsyłać swoich ludzi na południe — wytknęła. Założyła ramiona, by wyglądać jeszcze bardziej buntowniczo i przy okazji ukryć pulsującą bólem dłoń.

— Gdybyś mi nie przerywała, dowiedziałabyś się, że odsyłam tylko część. I spokojnie, nie wyjadę stąd, póki nie odbijemy więźniów.

Na to nie miała argumentów. Co nie znaczy, że jej złość minęła. Nadal szalała wewnątrz niej burza emocji, która sprawiała, że miała ochotę wrzeszczeć na Dana nawet bez powodu.

W czasie samotnego spacerowania po starym magazynie, zajmowanym przez złodziei już nieraz przyłapywała się z ręką na klamce od drzwi wyjściowych. Musiała sobie wtedy przypomnieć, że sama nie ma szans wydostać Aerona z lochów, pokonując zabezpieczenia pałacu i szereg strażników. W najlepszym razie skończyłaby także jako więzień, w najgorszym, namiestnik skazałby ją na śmierć.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Where stories live. Discover now