Rozdział 41. Prawda, która tnie głębiej niż nóż

1.7K 192 165
                                    

  Eidian nie spieszył się z zejściem do lochów. Za to Aeron niecierpliwie wyczekiwał jego wizyty. Nie chodziło o to, że stęsknił się za bratem. Po prostu wiedział, iż konfrontacja jest nieunikniona i wolałby mieć już ją za sobą. Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną.

  Czuł zmęczenie w każdej komórce ciała. Dwie nieprzespane noce sprawiły, że ledwo mógł utrzymać się na nogach. Mimo to pozwalał sobie zaledwie na chwilowe zamknięcie oczu i czujne wsłuchiwanie się w równy oddech Dakaia. Gdy się budził, Aeron robił to samo. Nie zamierzał spać przy tym szaleńcu. Co prawda, Dakai był od niego zdecydowanie słabszy i nie miał broni, jednak Aeron wolał nie obudzić się w środku nocy z jego rękami na swoim gardle.

Mężczyzna nie próbował go zabić od pierwszego ataku. Czasami nawet wyrażał się bardzo przytomnie, razem narzekali na więzienne jedzenie i oszczędne porcje wody. Miał jednak chwile, gdy złowieszczo mruczał pod nosem coś o władzy i "uzurpatorze". Innymi razy obwiniał Aerona o całe zło na świecie, zwąc go imieniem brata.

Wyklinany jakże często władca, raczył się zjawić trzeciego dnia. Aeron siedział przy kratach, więc zobaczył go, gdy tylko zszedł ze schodów. Towarzyszyło mu dwóch gwardzistów. Aeron zastanawiał się, czy nie odebrać tego za zniewagę. Tylko trzech? Przy bezbronnym bez magii władcy? Chyba że moc demona funkcjonowała nawet tutaj.

Podniósł się z ziemi, by spojrzeć bratu w oczy. Mierzyli się wzrokiem w milczeniu.

Aeron nie mógł nie dostrzec Dakaia, który nagle usiadł na pryczy za jego plecami. Także mężczyźni towarzyszący Eidianowi błądzili wzrokiem między braćmi. Jedyną różnicą na pierwszy rzut oka były, jarzące się szkarłatem, tęczówki Eidiana i ciemnozielone Aerona.

— Wystarczyły dwie bezsenne noce i proszę, pewnie jestem do ciebie jeszcze bardziej podobny — stwierdził z krzywym uśmieszkiem Aeron. — Ty też jesteś w więzieniu, nie bracie?

Wszyscy zamarli. Gwardziści mogli podejrzewać, lecz gdy Aeron nazwał Eidiana swoim bratem i tak byli w wielkim szoku. Więźniowie z sąsiednich cel, także przysłuchiwali się uważnie tej wymianie zdań.

Aeron nigdy nie zastanawiał się, jak to się stanie. W jaki sposób ich tajemnica ujrzy światło dzienne. Wiedział tylko, że będzie to w pewnym momencie nieuniknione. Mógł się tylko cieszyć, że to on tę chwilę wybrał.

Eidian z początku nie zareagował. Dopiero po chwili odpowiedział podobnym, pełnym śmiałości uśmieszkiem, jakby coś go bawiło.

— Zaczekajcie piętro wyżej.

Jego obstawa ruszyła bez chwili wahania. Gdy zniknęli demon, dłonią jego brata, pstryknął palcami. Dziesiątki osób padły bezwładnie na ziemię. Nawet Dakai spadł z pryczy i wyrżnął twarzą o podłogę. Byłemu generałowi nie było go specjalnie szkoda. Bardziej z ciekawości obserwował leżące ciało współwięźnia na tyle długo, by zauważyć ruch jego klatki piersiowej. Żył.

— Nie jestem pewien, czy wiesz, ale jest tu magiczna bariera — zagadał, w nadziei, że zdobędzie jakąś cenną informację o tej przeszkodzie.

Demon wzruszył ramionami.

— Parę wieków wprawy i nie stanowi ona problemu.

— Ale chyba nie przyszedłeś tu demonstrować mi magiczne sztuczki? — Założył ręce.

— Miałem taki zamiar, ale skoro nazwałeś mnie swoim bratem musimy poważnie porozmawiać. — Eidian powielił jego gest.

— Proszę bardzo. Słucham. Nigdzie się nie wybieram.

Eidian zignorował jego ripostę.

— To było bardzo głupie z twojej strony, że dałeś się złapać. Trochę komplikuje też moją sytuację. Teraz będzie trzeba wpoić opinii publicznej, że Gavenris Devenrill był jeszcze paskudniejszym człowiekiem i spłodził drugie dziecko poza łożem biednej, chorowitej królowej.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz