Rozdział 30. Wśród obcych

2K 219 239
                                    

  Konie zaczęły iść żwawiej, jakby wyczuwały, iż zbliża się koniec ich wędrówki. Po tym, i po ożywionych rozmowach ich eskorty, oraz częściej mijanych wędrowcach, Biron poznał, że zbliżają się do celu. Tak też wspięli się na ostatnie wzgórze, a ich oczom ukazał się długo wyczekiwany widok.

Raylann. Stolicę Paliach tworzył centralny zamek z jasnego kamienia, ze strzelistymi, lśniącymi w słońcu iglicami, oraz otaczające go miasto. Przepływająca przy murach zamku rzeka, wiła się błyszczącą wstęgą pośród, znajdujących się na zboczach kotliny, pól uprawnych. Trakt, którym jechali schodził w dół, by połączyć się z innymi drogami. Nimi to zmierzali do bram miasta ludzie o różnym statusie, kolorze skóry czy też rasie.

Towarzyszący mu i Nessie żołnierze również przystanęli na ten widok.

— Chantria nie może się pochwalić takimi miastami, prawda? — Generał Tuners przejechał między Bironem a Nessą, patrząc na nich wyniośle. — Wasze betonowe miasta to pohańbienie natury.

— Powstały za ery elfów. Nie są dziełem ludzi — sprostowała Nessa. Dziewczyna niechętnie odnosiła się do zadufanego w sobie generała z pawiem w rodowym herbie.

— Ale teraz wy z nich korzystacie. Powstały przeciw sile natury i przez nią zostaną zniszczone. Nie boicie się zostać pogrzebani pod ich gruzami? — Z tym, jakże optymistycznym akcentem, odjechał w dół zbocza.

— Hmm... Dobrze, że ta podróż się kończy, bo ciężko wytrzymać z tym bucem — powiedziała do Birona, gdy zostali w tyle.

— Nie jest aż tak źle.

— To nie tobie ciągle wypominają chantryjskie pochodzenie. Traktują mnie jak podczłowieka.

Biron obrzucił ją uważnym wzrokiem.

— Chantria napadła na ich kraj. Nie możesz mieć im za złe to, że są nieufni.

— Bronisz ich? — Nessa nie była bardziej zdziwiona, niż rozczarowana.

— Po prostu uważam, że przesadzasz. — Rozejrzał się, czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ich usłyszeć. Ściszył głos. — Z takim nastawieniem nie zdobędziemy tu sojuszników.

— Kiedy oni już traktują mnie jak wroga!

— Ale mnie jeszcze nie...

— Aha! Bo to przeciew pan Fevener wraca na włości. Tylko nie zapomnij, po czyjej jesteś stronie — syknęła, po czym spięła konia do kłusu.

— Nessa! — zawołał za nią Biron, lecz ta udała, że nie słyszy. Popędził wierzchowca. — Ness? — Brak reakcji. Zrezygnował, przewracając oczami i nie goniąc jej więcej.

Miasto rosło przed nimi, podczas gdy meandrowali traktem między polami porośniętymi żytem. Prostaczkowie i zwykli wędrowcy schodzili im z drogi, obserwując z zainteresowaniem całą świtę. Lord Tuners kazał swoim ludziom podnieść sztandar i teraz dumny paw na zielonym tle powiewał nad ich głowami. Jadący na przedzie generał, pospieszył swojego konia do galopu, a jego śladem poszła cała kompania. Z pewnością uczynił to dla zwrócenia większej uwagi przy wjeździe.

Wysokie mury miasta rzuciły na nich cień. Biron zauważył zbrojnych, kryjących się między blankami. Raylann opływała rzeka zwana Żabim Potokiem, choć jak na potok była zdecydowanie zbyt rozległa i głęboka.

Końskie kopyta rytmicznie stukały o deski zwodzonego mostu, gdy dojeżdżali do bramy. Tam dopiero zwolnili, lecz nie zatrzymali się nawet gdy na spotkanie im wyszli strażnicy miejscy. Wystarczyło by spojrzeli na sztandar i postać Tunersa, by pozwolili bez kłopotów wjechać do miasta.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Where stories live. Discover now