Rozdział 25. Niebezpieczna gra

2.1K 271 285
                                    

  Podróż do stolicy mijała w nieustannym rytmie lotów i odpoczynków. Feniks zdołał ich odnaleźć już następnego dnia. Teraz dotrzymywał im towarzystwa, choć często oddalał się, by wrócić po paru godzinach. 

  Smoki były coraz bardziej wyczerpane, a Aeron robił, co mógł by pozyskać jedzenie dla nich wszystkich. Jednak marne króliki, które łapały się w pułapki, nie starczały dla ludzi, a co dopiero dla dwóch gadów. Feniks czasami podrzucał im własne zdobycze, lecz i tego było zbyt mało. Aeron spróbował więc innego sposobu. Urządzał polowania na jelenie prosto ze smoczego grzbietu. Okazało się to dość łatwe, jako że gady wygłodniały i instynkt pchał je same do łapania zdobyczy. Wystarczyło tylko im na to pozwolić. Do zadań, siedzącego na ich grzbiecie chłopaka, należało czasami dobić mieczem ranne zwierzę.

Tak mijały im kolejne dni. Na dłuższe odpoczynki pozwalali sobie w nocy. Spali po kilka godzin, na zmianę pełniąc warty. Z początku noce bywały zimne, lecz im dalej na południe, tym mróz przestawał stanowić problemem. Słoneczna pogoda przypominała Kassy, że już rok minął od jej wmieszania się w sprawy wagi państwowej. Rok temu też poznała Eidiana. Nawet nie miała jak tego uczcić. Na szczęście Aeron nie mógł widzieć jej samotnej łzy spływającej po policzku.

Gdy znaleźli się dzień drogi przed Galendrą, zaproponowała zamianę wyczerpanych wierzchowców. Kassidia pomyślała, że konno nie będą wiele później, niż jak mieliby lecieć dalej na smokach. Za jednego z nich mogli już kupić dwa konie.

Aeron przystał na jej propozycję. Wylądowali w następnej wiosce, jaka znalazła się pod nimi.

Zsiedli z wierzchowców i ruszyli w kierunku chat. Aeron rozglądał się dookoła, jakby coś go zastanawiało. Wieś otaczały pola uprawne i pastwiska dla bydła. Miejscowość nie należała do najmniejszych, składało się na nią kilka dużych gospodarstw oraz karczma.

Kassy wyprzedziła dziwnie niezdecydowanego Aerona, prowadząc ich do jednego z budynków, za którym zauważyła wcześniej wybieg dla koni.

Przed drzwiami zatrzymała się, by wręczyć Aeronowi wodze swojego smoka. Wolała załatwić sprawy z gospodarzem osobiście, nie angażując porywczego chłopaka.

— Jesteś pewna, że mają tu to, czego szukamy? — spytał z wątpliwością.

Spojrzała na niego, unosząc brwi.

— Oczywiście. Za domem widziałam parę koni. Pewnie jakieś z nich się nadadzą.

Teraz to Aeron przybrał minę, jakby powiedziała mu, że czasami śpiewa kołysanki rybom w stawie na dobranoc.

— A, to takie wierzchowce... Myślałem, że chodzi o kolejne smoki. — Starał się mówić nonszalancko, lecz nie bardzo mu to wychodziło. Przeczesał włosy ręką.

— Skąd wieśniacy mieliby mieć smoki? — prychnęła Kassidia. — Nie żartuj, że naprawdę tak pomyślałeś.

Odwróciła się i zapukała w drzwi chaty, nim Aeron zdążył ją powstrzymać. Cofnął się z niewesołą miną.

Drzwi otworzyły się, ukazując starszą kobietę w chuście na włosach. Jej wyświechtany fartuszek był pokryty mąką w równym stopniu co ręce, którymi podparła się pod boki.

— Czego? — spytała skrzekliwym głosem.

— Chcemy dobić utargu. Niezwykle korzystnego dla pani — oznajmiła Kassidia jak najbardziej pogodnie.

Starsza kobieta zmiarkowała ją spojrzeniem od stóp do czubka głowy, po czym przeniosła uwagę na stojącego w tyle Aerona. Nabrała ostrożności, widząc ponurego młodzieńca i dwie bestie u jego boku.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora