Rozdział 49. Walcząc o oddech

1.3K 167 48
                                    

  Przez pierwsze chwile Bladi nie wiedziała, co się dzieje. Nikt z jej otoczenia także nie zdawał sobie sprawy. Spoglądając między blankami na wieży zamku doskonale widzieli zmianę jaka w krótkiej chwili zaszła pośród walczących. Niby nadal trzymali miecze, jednak wymachiwali nimi bez większego przekonania, rozglądając się nieraz za niewidzialnym wrogiem. Strach wisiał w powietrzu, lecz nikt nie znał jego źródła.

A potem zaczęli umierać.

Ot, tak. Bez widocznego powodu. Zarówno Chantryjczycy jak i buntownicy.

Na wieży zapanowała panika. Magowie wznosili bariery, posyłając je jak najdalej w pole, by ochronić szeregi wojsk, szykujące się do ruszenia w wir bitwy. Wszystkie rozkazy odwołano. Zawracano tych, którzy mieli szansę uciec. Ludzie masowo zaczęli pchać się w stronę wrót warowni, jakby tam mogli się schronić przed gniewem tej nieznanej potęgi. Pozostali w oszołomieniu patrzyli jak giną ich towarzysze, jeszcze inni padali na kolana i zaczynali się modlić.

Badi wytężała wzrok, przypatrując się twarzom zamarłym w niemej agonii. Tylu ludzi posłała na śmierć. Otworzyła usta, by wydać rozkaz, lecz nie opuścił ich ani jeden dźwięk. Ktoś złapał ją za ramię, próbując zwrócić uwagę na swoje słowa,jednak dźwięki dopływały do niej z bardzo daleka. Jako jedyna została przy blankach, wychylając się zza nich, zamiast uciekać.

Spojrzała dalej. Armia przeciwnika była zbyt odległa, by mogła wychwycić poszczególne osoby. Czy Eidian tam był? A może Aeron? To, kogo widziała podczas pertraktacji, nadal stanowiło zagadkę i nie wiedziała, co o tym myśleć. Czarny smok należał teraz do Eidiana i to upadły król powinien być u boku Beliorna. Zamiast tego zobaczyła na jego miejscu Aerona. Mogła zrzucić to na karb misternej iluzji, którą mógł utkać mag, jednak po co miałby to robić? Czy to była jakaś ukryta wiadomość? Bladi musiała zostawić tą kwestię na później. Najpierw należało powstrzymać tę falę śmierci. Wiatr przywiał dziwną, drażniącą woń, której wcale nie wyczuwała jako zapachu, a raczej jako odczucie.

Poniewczasie otoczyła się ściśle własną barierą i wrażenie ustało. Pogrom, jak nagle się zaczął, równie niespodziewanie ustał. Mag, który to zrobił, musiał dotrzeć do granic swoich możliwości, aczkolwiek nadal były one niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka. Bladi nawet nie śniła o takiej potędze. Wiedziała jednak kogo może to być wina. Nawet na Północ dotarły plotki o niespotykanej mocy młodego Devenrilla. Jeśli to on był za to odpowiedzialny, należało zgładzić go w pierwszej kolejności.

Nie zdawała sobie sprawy, że drży z wściekłości, dopóki na jej ramieniu po raz wtóry nie spoczęła ręka. Tym razem w delikatniejszym, bardziej ostrożnym geście. Odwróciła się w kierunku Parlosa.

— Zaraz przyślą smoka — oznajmił łagodnym, uspokajającym głosem, jakby mówił do małego, spłoszonego zwierzęcia. — Zaangażuję cały Oddział w zmyleniu pościgu, niech się generał nie martwi...

— O czym ty mówisz? — Konsternacja wyłoniła się spośród chaosu uczuć.

Parlos zmarszczył brwi. Skaza na jego doskonale spokojnej masce.

— O ucieczce, pani — odparł, zapominając o odpowiednim tytule. Pewnie w jego oczach i tak na niego nie zasługiwała. Jakby była na skraju rozpaczy i łez. W mniemaniu takich mężczyzn jak Parlos, była to reakcja typowa dla kobiety. — Oddalisz się w bezpieczne miejsce. Myślę, że któreś z sąsiednich hrabstw przyjmie cię, nim dotrze wieść o przegranej.

Generał szerzej otworzyła oczy, gdy pojęła, że naprawdę to jej sugeruje. Z wściekłością strząsnęła jego dłoń z ramienia i spojrzała po nielicznej grupce pozostałych doradców oraz taktyków. W ich spojrzeniach widziała, że dawali jej bawić się w wojnę, póki wszystko szło po ich myśli. Teraz jednak powinna się odsunąć, by móc w spokoju ocierać łzy, podczas gdy oni przejmą obowiązki.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Where stories live. Discover now