Rozdział 1 - A tego raczej byś nie przeżył.

564 63 9
                                    

*KIHYUN*
   Poprawiłem plecak, który zsunął się z ramienia, kiedy zeskoczyłem na ziemię z niedużego murku. W odbiciach ulicznych kałuż mijał mnie przystojny, pewny siebie chłopak, o jasnych pudrowo - różowych włosach i intensywnym, inteligentnym spojrzeniu o ciemnych tęczówkach. Minęło pół roku od kiedy stałem się obiektem westchnień połowy dziewczyn w szkole i aktualną odsłoną siebie. Wciąż nie potrafiłam przywyknąć do zmiany, która w pewnym stopniu sprawiła, że moje życie stało się bardziej znośne.

  Zatrzymałem się nagle, zdając sobie sprawę, że nieświadomie starałem się wślizgnąć do szkoły tylnym wejściem. Bywały dni, kiedy stare nawyki mocno dawały o sobie znać, przypominając o piekle, które kiedyś przeżywałem. Zachowywałem się wtedy jak szpieg, który dostał misję z jakiegoś ściśle tajnego zabójstwa. Przynajmniej takie zdanie miał o tym mój najlepszy przyjaciel. Wbrew pozorom takie zachowanie sprawiało, że ludzie lgnęli do mnie jeszcze bardziej niż gdybym zachowywał się jak normalny człowiek. Byłem zagadką, której nie potrafili rozwiązać. Właśnie ta tajemniczość sprawiała, że przynajmniej częściowo, stałem się tak bardzo popularny. Mimo że kiedyś miałem przez nią nie lada problemy.

   Skrzywiłem się, czując mocne uderzenie między łopatkami. Wyprostowałem się, rzucając nienawistne spojrzenie kruczowłosemu chłopakowi, który nie wiedzieć kiedy pojawił się się tuż obok mnie. Na jego twarzy jak zwykle malował się promienny uśmiech, którym przyciągał tłumy zarówno wielbicielek, jak i wielbicieli. Niewielu jednak wiedziało co tak naprawdę się za nim kryło. Ja byłem jednym z nielicznych, którym dał posmakować swojego słodkiego sekretu. Na własnej skórze.

- Kogo tym razem masz na celowniku? - spytał, podczas gdy ja starałem się rozmasować obolałe miejsce.

   Skończyło się to jednak na dodatkowym bólu w naciągniętej ręce. Po krótkiej i cichej wiązce przekleństw z mojej strony pod jego adresem w końcu zlitował się nade mną i sam zaczął "leczyć" moje plecy.

- Nie martw się. Jesteś następny na mojej liście, Wonho - odparłem półżartem.

   Gdybym miał taką listę, chłopak na pewno górowałby wśród celów do unicestwienia. Zaraz po kilku osobach z mojej poprzedniej szkoły.

  Kolejny raz usłyszałem jego śmiech, który chociaż trochę poprawił moje mocno nadszarpnięte samopoczucie. Sama jego obecność dodawała mi pewności siebie, a nasze poranne przekomarzanki pobudzały mnie do wymyślania coraz to wredniejszych ripost. Dzięki niemu przestałem być nieśmiały, słaby i wiecznie strachliwy. Może śmiesznie to zabrzmi, ale naprawdę się cieszyłem, że w czasie mojego pierwszego dnia w nowej szkole to właśnie on był osobą, która oberwała ode mnie drzwiami od męskiej łazienki.

   Kiedy w miarę uporaliśmy się z bólem moich pleców, oboje ruszyliśmy ku, tym razem głównemu wejściu szkoły. Tłum przed nami rozstępował się, niczym za sprawą ochroniarzy, którzy czuwali nad bezpieczeństwem gwiazd koreańskiego popu. W rzeczywistości byliśmy tylko zwykłymi uczniami, którzy każdego dnia musieli przemęczyć się tych kilka godzin, słuchając narzekań starszych osób, zwących siebie nauczycielami. Spojrzenia, rzucane w naszym kierunku zaprzeczały częściowo moim słowom. W pewnym sensie staliśmy "ponad" nimi. Należeliśmy do "elity", która w pewnym sensie rządziła nieoficjalnie tą placówką. A przynajmniej takie dotychczas miałem o tym zdanie, które w ciągu sześciu miesięcy, od kiedy do nic dołączyłem, zdążyło trochę ulec zmianie. A może po prostu to my byliśmy inni? Nie nadużywaliśmy swojej "władzy", a ludzie nie patrzyli się na nas z nieopisanym strachem, ukrytym w ciemnych tęczówkach, a z uwielbieniem, któremu towarzyszyły iskierki podniecenia, gdy któreś z nas spojrzało na drugorzędnych uczniów.

"Don't you remember me?" Changki - Kihyun x I.M.Where stories live. Discover now