Rozdział 14 - Braciszek cię ochroni.

272 37 0
                                    

*WONHO*

   Wyciągnąłem niepewnie rękę przed siebie, dotykając zimnych śnieżnych płatków. Na nagiej, nie okrytej kurtką skórze pojawiła się szybko kaszka, podczas gdy mała bryłka zamieniła się w pojedynczą kroplę wody. Uśmiechnąłem się na ten widok, po czym po prostu strzepnąłem ją na wciąż nieprzykrytą białym dywanem ziemię. Poprawiłem nieduży kołnierz w swojej jesiennej kurtce, znów ruszając się z miejsca.

   To był pierwszy raz od dłuższego czasu, gdy szybciej kończyłem zajęcia w szkole. Cieszyłem się jak małe dziecko na myśl, że w końcu będę mógł zagrać w swoje kochane gry, które ostatnimi czasy tak bardzo zaniedbałem. Ugh... Nigdy nie przepadałem za egzaminami semestralnymi... Nie rozumiałem ich zastosowania w naszym przyszłym życiu i z mojej perspektywy były tylko zwykłą stratą czasu. Ale kto by słuchał narzekań takiego przeciętnego ucznia jak ja? Prawdopodobnie nikt, albo przynajmniej jakiś menel z pod sklepu.

   Po cichu wślizgnąłem się do dwuosobowego mieszkania, w którym mieszkałem z rodzicami od narodzin mojej młodszej siostry. Przez szparę w niedomkniętych drzwiach słychać było podniesione głosy moich rodziców, a raczej głównie taty, który słynął ze swojego braku panowania nad emocjami. Powinienem po prostu skierować się do swojego pokoju, zignorować ich krzyki i pogrążyć się w świecie swoich gier. Jednak jedną z wielu negatywnych cech mego istnienia była nadmierna ciekawość. Dlatego teraz powoli zakradałem się do świecącej na nieoświetlonym korytarzu szparze, niczym szpieg wysłany na tajną misję. Jeszcze kilka lat temu marzyło mi się, by w przyszłości zostać kimś w stylu Jamesa Bonda. Jednak szybko znudziła mi się taka ścieżka kariery, kiedy dowiedziałem się, że nie istnieje żadna szkoła, szkoląca młodych szpiegów w moich sąsiedztwie.

- Dlaczego ta cholerna kobieta nawet po swojej śmierci nie może zostawić nas w spokoju? - krzyknął mój rodziciel, rzucając jakimś papierem nieświadomie w moim kierunku.

   Mimo, że karta, a raczej list wylądował do góry nogami bez problemu odczytałem z niego do kogo był zaadresowany. I z jakiegoś powodu świadomość, że wiadomość, skierowana do mnie i która wywołała u ojca taki napad szału, spowodowała, że wzdłuż kręgosłupa przeszły mi nieprzyjemne dreszcze. Zanim się zorientowałem, moja ręka sięgnęła po zapisany pergamin, a nogi zaprowadziły mnie pod drzwi mego małego azylu.

   Odetchnąłem głęboko, zamykając za sobą sosnowe drzwi na klucz. Powoli zsunąłem się po drewnianej powierzchni, przykładając dokument bliżej do twarzy. Szorstki papier niemal ocierał się o koniuszek mego nosa, kiedy z rosnącym niedowierzaniem zagłębiałem się coraz bardziej w treść listu. Z trudem udało mi się odczytać jego zakończenie w towarzystwie cisnących się do oczu łez i małych strumyczków, moczących me zaczerwienione policzki.

   Miałem tylko trzynaście lat, kiedy przez przypadek dowiedziałem się, że nie byłem synem ludzi, którzy podawali się za mych rodziców. Tylko trzynaście wiosen, gdy moja biologiczna matka zmarła. Bolesna prawda uderzyła we mnie, brutalnie zrzucając mnie na ziemię. Nie miałem rodziny, byłem tylko sierotą, żyjącą wśród kompletnie obcych ludzi. Zaśmiałem się histerycznie, jednocześnie kopiąc nogą, znajdującą się niedaleko konsolę. Usłyszałem charakterystyczny trzask, towarzyszący pękającemu plastikowi. Godzinę temu z pewnością krzyczałbym, opłakując jej śmierć. Ale teraz byłem zbyt wściekły, by przejmować się jakąś popsuta zabawką.

   W pośpiechu spakowałem do sportowej do sportowej torby kilka ubrań i znów biorąc w ręce przeklęty kawałek papieru, wybiegłem ze swojego pokoju. Bez zapowiedzenia wszedłem do salonu, w którym wciąż dyskutowali moi "rodzice". Miałem ochotę głośno się zaśmiać, widząc ich pogrążone w przerażeniu twarze. Bali się, że usłyszałem ich dwuznaczną rozmowę? Nie podejrzewali jednak, że problem leżał o wiele głębiej. Dłoń, w której trzymałem dowód ich wszystkich kłamstw, palił mą skórę, krzycząc o swojej obecności. Uśmiechnąłem się do nich ironicznie, rzucając zapisany świstek na zawalony innymi papierami mały stolik.

"Don't you remember me?" Changki - Kihyun x I.M.Where stories live. Discover now