Rozdział 6 -Jestem przy tobie, więc nie musisz się już niczego bać.

437 41 4
                                    

*KIHYUN* 

   Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, pomyślałem, że jest naprawdę piękną i dojrzałą kobietą. Nigdy nie widziałem, by kiedykolwiek się złościła, czy choćby podniosła swój głos chociaż o ton wyżej. Były to tylko niektóre czynniki, które sprawiły, że naprawdę cieszyłem się, gdy tata oznajmił, że to właśnie ta kobieta zostanie moją nową macochą. Nie pamiętałem swojej biologicznej rodzicielki, więc początkowo jej obecność w dodatkowo nowym, o wiele większym domu wydała mi się niezwykle krępująca. Za każdym razem, kiedy pojawiała się na horyzoncie, chowałem się w najbliższy kąt, pełen nadziei, że mnie nie znajdzie. Jednak zawsze jakimś cudem jej się to udawało. Uśmiechała się wtedy do mnie i głaskała po ciemnych włosach. I któregoś razu udało mi się w końcu przełamać i ją przytulić z własnej inicjatywy.

   To był więc pierwszy raz gdy widziałem ją taką wściekłą. Jej długie rozpuszczone włosy drgały na jej ramionach w rytm wypuszczanego z płuc powietrza. Czerwony ślad po jej dłoni znaczył policzek Hyungwona, niczym malinowe znamię na czole Balladyny. Gdzieś obok mnie usłyszałem pełen podziwu gwizd Wonho.

- Cholerny gówniarz! - krzyknęła, zaskakując mnie znajomością tego rodzaju słownictwa. - Nazywasz się jego bratem? Kto ci do cholery dał takie prawo?!

- Mamo... - szepnął niepewnie uderzony chłopak, równie zaskoczony jej wybuchem jak ja.

   Zamilkł jednak, gdy ponownie został naznaczony czerwoną pręgą na nietkniętym policzku. Drżącymi palcami dotknął rozciętej wargi, którą skaleczył zębami. Zaśmiał się histerycznie na widok własnej krwi, uświadamiając sobie co się właśnie stało. Do mnie w dalszym ciągu to nie dochodziło. Czułem się jak dziecko, którego dorośli nagle postanowili oświecić, mówiąc, że nie istnieje mężczyzna w długiej brodzie, zwany Świętym Mikołajem.

- Straciłeś prawo do nazywania mnie matką kilka lat temu - warknęła, nim odwróciła się do niego tyłem i pośpiesznym krokiem ruszyła zapewne w kierunku swojego pokoju.

- Zajmij się tym dupkiem - rzuciłem do Wonho, zanim także zniknąłem za wielkimi drzwiami.

   Bez zastanowienia ruszyłem za nią. Udało mi się ją dogonić dopiero przy schodach. Nie chciała jednak się zatrzymać, mimo mych próśb. Musiało jej być wstyd, że byłem jednym ze świadków wybuchu jej złości. Doskonale ją rozumiałem, jednak miałem już dosyć tego szalonego pościgu za nią. Dlatego, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, złapałem ją za nadgarstek mocno przyciągając ją do siebie. Otoczyłem ją ramionami, na wszelki wypadek, gdyby starała się mi wyrwać. 

- Dziękuję mamo - szepnąłem do niej, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, a raczej krzyknąć, bym zostawił ją samą.

- Za co? - spytała, łamiącym się głosem. - To raczej ja powinnam przepraszać, że mnie taką widziałeś.

   Pokręciłem przecząco głową, mocniej wtulając się w jej kruche ciało. Czułem zapach jej perfum, których nie zmieniła od czasów, gdy byłem głupim dzieckiem. Jej ciepłe łzy kapały na mą odsłoniętą szyję, zostawiając na niej wilgotne szlaki. Już zdążyłem zapomnieć jak bardzo lubiłem bliskość drugiego człowieka. 

- Prawdę mówiąc... Ucieszyło mnie to, co przed chwilą zrobiłaś - wyznałem, uśmiechając się czule do jej długich, kruczych włosów. - Dlatego dziękuję ci, mamo. I wybacz, ale z chęcią obejrzałbym to jeszcze ze sto razy. 

   Zaśmiała się, ocierając łzy, ze swoich lekko zaróżowionych policzków. Odsunąłem ją delikatnie od siebie, pomagając pozbyć się ich resztek.

"Don't you remember me?" Changki - Kihyun x I.M.Where stories live. Discover now