Rozdział 20 - Powiedz mi jak.

255 36 2
                                    

*CHANGKYUN*

   Westchnąłem głośno, tępym wzrokiem wpatrując się w oddalającą się ode mnie sylwetkę. Wydawało mi się, że wszystko wokół zniknęło, niczym za machnięciem czarodziejskiej różdżki, a jego plecy specjalnie odsuwały się ode mnie we spowolnionym tempie, zupełnie jakby chciały mi przypominać o tym, że po raz kolejny zniszczyłem sobie życie. Czułem, że nawet gdybym teraz ruszył za nim, próbując złapać go za rękę, i tak zacisnąłbym palce tylko na zimnym, martwym powietrzu. W głowie znów po raz kolejny pojawiły się jego słowa, pytające się mnie czy dobrze się bawię. Wówczas nie wiedziałem co kryło się za jego słowami, dopóki nie powiedział kolejnej części. Czy naprawdę wszystko dla niego wygląda tak, jakbym się nim bawił? Przecież jest bardziej niż inteligentny, więc dlaczego nie może zauważyć, że moje zamiary co do niego są szczere i poważne?

   Pokręciłem głową, która od natłoku myśli zaczęła wręcz pulsować. Jakiś cichy głosik, wewnątrz niej podpowiadał mi, że jeśli zaraz czegoś nie zrobię, to możliwe, że stracę na zawsze chociażby przyjaźń z chłopakiem. Jedna myśl wciąż nie dawała mi spokoju, jednak sama myśl, o takiej upokarzającej strategii sprawiała, że zbierało mi się na wymioty. Ale co jeśli to mógłby jedyny sposób na odzyskanie go?

   Z trudem przyznałem przed sobą, że prawdopodobieństwo takiego rozwoju zdarzeń było aż nazbyt wysokie. Dlatego po prostu musiałem przełknąć swoją dumę i udać się do miejsca, gdzie prawdopodobnie zastanę swojego wybawiciela.

*** 

   Wziąłem głęboki oddech, nim ponownie wyciągnąłem rękę przed siebie, która niemal od razu zastygła w powietrzu, ledwo kilka centymetrów od srebrnej klamki. Nigdy jeszcze tak bardzo nie bałem się spotkania z kimś, kto zdawał się trzymać w rękach nadzieję na moją dalszą przyszłość. Czułem się trochę niczym więzień, idący właśnie na pstryczek. Chociaż mój los nie był tak okrutny jak jego. Mimo że umarłbym wewnątrz, na zewnątrz nadal przypominałbym zwykłego, żywego nastolatka, rozpaczającego nad swoimi nieważnymi dla dorosłych problemami. Innymi słowy stałbym się pustym wrakiem, ledwo kontaktującym ze światem rzeczywistym. 

  Powietrze ponownie opuściło moje płuca, które trzymałem w sobie już od jakiegoś czasu. Przez krótki moment wydawało mi się, że moje nogi lada moment złamią się w pół, nie mogąc unieść dłużej ciężaru mojego mdlejącego z nerwów ciała. Nim jednak do tego doszło, wkurzony swoją własną słabością, uderzyłem swój policzek pięścią. Ból oraz pieczenie, które odczułem po tym ciosie sprawiły, że niemal od razu powrócił mi zdrowy rozsądek. Cholera! Niegdyś byłem postrachem całej szkoły, który nie drżał przed żadnym niebezpieczeństwem!

   Szybko jednak odtrąciłem od siebie tą pocieszającą myśl, przypominając sobie miesiące, które zmarnowałem na znęcaniu się nad chłopakiem, który aktualnie stanowił sens mojego życia. Los potrafił być czasami naprawdę okrutny, prawda?

   Mając w głowie cały czas tą jedną myśl, z hukiem rozsunąłem białe drzwi, siedzący dotychczas spokojnie na krześle chłopak odwrócił się do mnie, w zdziwieniu unosząc ciemne brwi do góry na mój widok. Dreszcze znów przejęły kontrolę nad całym moim ciałem, jednak tym razem chociaż częściowo dałem radę zapanować nad sobą i nie wpaść w histerię. Siłą woli zmusiłem swoje nogi, by postąpiły kilka kroków na przód. Wydawało mi się, że jego oczy na moment powiększały się w miarę jak coraz bardziej się do niego zbliżałem. Mógłbym nawet powiedzieć, że był niemal wstrząśnięty moim widokiem. Uchyliłem lekko usta i nim się spostrzegłem wyleciały z nich słowa przepełnione desperacją. 

- Musisz mi pomóc, Wonho - powiedziałem w momencie kiedy roztrzęsione nogi ugięły się pode mną, nie mogąc udźwignąć dłużej ciężaru ciała. - Od tego zależy moje życie. 

   Ledwo powstrzymując się od głośnego krzyknięcia z frustracji opuściłem głowę w dół, zatrzymując wzrok na swoich kolanach. Chyba już bardziej moja duma nie mogła ucierpieć. Właśnie korzyłem się przed kimś, kto dwa lata temu na wszelkie sposoby starał się mnie zranić, mszcząc się za swojego przyjaciela. Wiedziałem jednak, że teraz Hoseok był jedyną osobą, która była w stanie pomóc mi uchronić się od piekła na ziemi. 

  Ciche, ledwo słyszalne westchnięcie sprawiło, że znów uniosłem głowę do góry pełen nadziei. 

- Pomóż mu, braciszku - usłyszałem zachrypnięty głos, leżącej w łóżku dziewczyny, którą dopiero teraz zauważyłem. 

   I dopiero teraz do mojego jakże mądrego umysłu doszedł fakt, że musiałem im w czymś przeszkodzić. Już miałem zamiar za to przeprosić, kiedy dosłownie zatkało mnie na widok pozbawionego kpiny uśmiechu czarnowłosego. Pierwszy raz byłem świadkiem pojawienia się jego szczerego grymasu. Niezbyt byłem pewny jak powinienem na niego zareagować, więc postanowiłem po prostu czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Ale już wiedziałem, że mogłem oczekiwać od niego tylko pozytywnej odpowiedzi. W końcu w grę wchodziło także zdanie tej dziewczynki, która najwidoczniej była jego młodszą siostrą. 

- Zgoda - powiedział w końcu kruczowłosy. - Pomogę ci. Powiedz tylko jak.

   Uśmiech rozjaśnił moją bladą twarz w momencie kiedy usłyszałem jego słowa. Odetchnąłem głęboko, starając się przywrócić swojemu głosowi jego naturalną barwę. 

- Najpierw musisz posłuchać trochę o moim przeszłym i obecnym obliczu - odpowiedziałem mu, podnosząc się z kolan.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
"Don't you remember me?" Changki - Kihyun x I.M.Where stories live. Discover now