5. Kot z Cheshire

59 7 9
                                    

*Emilia*
Dzisiejszy dzień w psychiatryku miał być inny, ponieważ dyrektor zamarzł sobie o sztuce teatralnej. Dzisiaj mieliśmy się dowiedzieć co przedstawiamy i jaką kto będzie miał rolę. Oczywiście sztuki były dwie: męskie i żeńskie. Westchnęłam i zwiesiłam się głową w dół na tym drążku do podciągania. Jak zwykle w takich sytuacjach: w tym samym momencie weszła pani psycholog ze scenariuszem. Odrazu popatrzyła na mnie krzywo i mruknęła coś pod nosem.
- Proszę was o uwagę!- powiedziała głośno.- Doszło do losowania i przypadła nam "Alicja w krainie czarów". Razem z resztą waszych opiekunek wybrałyśmy rolę dla każdej z was- mówiąc to zaczęła rozdawać kartki. Spojrzałam na "damę". Była w ciężkim szoku. Chyba nie spodobała jej się rola, którą dostała.
- Królowa Kier?!- krzyknęła, wyjaśniając wszystko.- Nie zgadzam się, chcę być Alicją!-
- Przykro mi, ale kto inny dostał tę rolę- odpowiedział babsztyl (czytaj: terapeutka, psycholog "dziwki"). Dziwka chciała się jeszcze wykócać, ale terapeutka spojrzała na nią surowo. Po chwili dziewczyna prychnęła i odwróciła się na pięcie, prychając. Z zaciekawieniem spojrzałam na mój tekst, który przed chwilą dostałam do łapki. "Nie jestem szalony. Po prostu moja rzeczywistość jest inna niż twoja". Uśmiechnęłam się. Kot z Cheshire. To to ja rozumiem. Osoba, która idealnie oddaje mój aktualny stan umysłu. Wszyscy dookoła myślą, że jestem szalona, a ja po prostu wiem coś więcej. Może nie rzucam filizofiami na prawo i na lewo, ale wciąż.
- Kogo dostałaś?- zapytała się jedna z moich koleżanek, podchodząc do mnie. Natalia. Tak, nazywała się Natalia.
-"Wszyscy mamy tutaj bzika. Ja mam bzika, ty masz bzika."- odpowiedziałam kwestią ze scenariusza. Ona na chwilę zamarła, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Jesteś Kotem-dziwakiem!- wykrzyknęła ze śmiechem.- To nasze postacie są praktycznie powiązane!-
- Oh, więc kogo my tu mamy? Czyżby Szalony Kapelusznik?- uśmiechnęłam się. W końcu miałam pretekst, by zachować się dziwnie. Mam pomysł, co mogę zrobić po powrocie do domu... Pożegnałam się z Natalią i wyszłam na zewnątrz budynku. Już po chwili pedałowałam po ulicy. Miałam pomysły na scenografię i to dużo. Ale będę potrzebowała równie dużo czasu. Stanęłam na pedałach, by trochę przyśpieszyć. Może, gdy pokażę im na co mnie stać, trochę mnie "ułaskawią"? Już zdarzyły się dwa takie przypadki, a ja mam naprawdę wielki pomysł. Szybko wjechałam na podjazd, jednocześnie zeskakując z roweru. Po wstawieniu pojazdu do garażu szybko popędziłam do swojego pokoju i wyciągnęłam spod szafy różne materiały. Kolejna tajemnica przed rodzicami: pod różnymi meblami przechowuję dziwne rzeczy, które potem wykorzystuję do robótek albo eksperymentów​. Albo słodycze trzymam w szafce, w łóżku, w pojemniku, w którym powinna być biżuteria. Może to się wydawać skomplikowane, ale nie jest. Rodzice wielu razy grozili mi szlabanem (podkreślam, że grozili, ale niekoniecznie do niego doszło), a mój brat już paręnaście razy wtrząchnął moje słodkie zapasy, więc przezorny zawsze ubezpieczony. Co prawda Mikołaj mieszka teraz we Wrocławiu, ale... Nie powiem, że nie, brakuje mi go. Zaczęłam grzebać w pudełku z nićmi, po czym zorientowałam się, że przecież nie mam jeszcze co zszywać. Tak, brawo ja. Ogarnęłam się po chwili i chwyciłam błękitny materiał i ołówek. Nakreśliłam parę kształtów, po czym zaczęłam je wycinać. Robota szła sprawnie, nawet nie zorientowałam się kiedy minęły dwie godziny. Odsunęłam się od biurka i krytycznie spojrzałam na to, co zdołałam zrobić. Mogło być lepiej, ale cóż... W ostateczności ujdzie. Ech... Zerknęłam na zegar. Czternasta pięćdziesiąt trzy. Powinna już być. Pewnie jest na zakupach... Byłam zmęczona, ale zajęłam się kolejnym pomysłem. Jednak potrzebowałam jakiejś... Starej koszulki albo coś w tym rodzaju. Zerknęłam do szafy z nadzieją na znalezienie czegoś takiego. Niestety przekopałam chyba z pięć stert ubrań i nic. Nagle mój wzrok badł na koszulkę i bluzę, które od lat były dla mnie za małe. Trzymałam je tylko że względu na wspomnienia. To w nich "wróciłam". Może będę mogła ich użyć. Są stare i poszarpane, akurat się nadadzą i nie będę musiała ich wyrzucić przy następnej inspekcji moich rodziców. Położyłam je na biurku, ale nagle przez materiał wyczułam coś twardego. Ostrożnie rozwinęłam ubrania i znalazłam... Telefon. Był stary, cały porysowany, z wyszczerbioną obudową. Ale... To był mój telefon. Ten sam, który używałam w podziemiu. Spróbowałam go włączyć, ale nagle zrobił się niemiłosiernie gorący. Otworzyłam tylną klapkę i z urządzenia buchnął dym. Bateria była w strzępach i sypała iskrami na prawo i na lewo. Ale poza tym... Wszystko było w pożądku. Nawet karty były całe, tylko nie dało się ich wyjąć. Cóż. Będę musiała zdobyć nową baterię. Ale... Jeśli to odpalę, może... Ta myśl uderzyła mnie jak piorun. JEŚLI TO ODPALĘ TO BĘDĘ MOGŁA SIĘ Z NIMI JAKOŚ SKONTAKTOWAĆ!

~~~~~
W moje urodziny 666 wyświetleń. Czy to znak? (Lenny)

Inna historia | DragonberryWhere stories live. Discover now