14. Samotna góra

55 6 3
                                    

Nie powinnam tego przeciągać. Nie powinnam w ogóle zawieszać książki. Uczucia faktycznie potrzebują czasu by się zagoić, ale największym balsamem są ludzie nas otaczający. Dlatego chciałbym podziękować wam za ciepłe słowa otuchy i wyrozumiałość oraz, mimo że tego nie czytają, moim rodzicom, dzięki którym ból przeszedł szybko.

Samotna góra. Czemu tak ją nazwałam? Dlatego, że góra Ebott stoi w pewnej odległości od reszty pasma górskiego. Za każdym razem przywodzi na myśl Erebor. Narazie majaczyła tylko w oddali, za szybą autobusu. Jej brązowo zielone zbocza odcinały się postrzępioną linią od błękitu letniego nieba.
- Piękny widok, prawda?- zapytał się tata, ściągając mi słuchawki z uszu.
- Tak, jest piękny- uśmiechnęłam się lekko. Dolina wyjęta wprost z opowieści i bajek, która niczym żywe stworzenie żyła i wprost oddychała w swoim rytmie. Rozpościerające się zielone morze lasów, skryte wśród nich niewielkie miasteczko. Zielone ramiona drzew sięgających ku podnóżom gór, otulające kamienne gołoborza ciepłymi, spokojnymi, ale tęsknymi spojrzeniami. I samotna góra skrywająca skarby, o których ludzie nawet nie śnili. Kryształy lśniące niczym gwiazdy, obsydianowe zbocza dumnie czuwające nad morzami płonącej lawy. Szepczące kwiaty, które zagubionym wskazują drogę, drzewa mocne i wysokie niczym wierze oraz jeziora czerwonych liści czy złotych kwiatów. Mój drugi dom.
- Podobno pod górą Ebott kryją się przedwieczne skarby potworów- zażartował tata.
- Skarby już dawno zapomniane przez człowieka, tak zwykłe i zarazem tak cudowne dla uwięzionego tam ludu- odparłam zupełnie nieświadomie, ale z tęsknym rozmarzeniem. Teraz gdy wystarczyło tylko wyciągnąć rękę i nastałby koniec bolesnej tułaczki, wspomnienia i nostalgia krępowały mój umysł i me serce. Rany na duszy jeszcze mocniej dawały się we znaki, a dawne blizny otwierały. Do mej dawnej postaci brakowało mi tylko małego kroku, tylko zdolności i skrzydeł. I rodziny. Gdybym tylko mogła... Wyszłabym z autokaru i pognała przez las wprost w ramiona Blue, stryja i Alice. W ramiona Ink'a, Error'a i wszystkich mych starych przyjaciół.
- Wszystko dobrze, Emilio?- zaniepokoiła się mama, która siedziała za mną, tuż obok taty.
- Nie może być lepiej- teraz wszelkie moje obawy się rozwiały. Tuż na początku wycieczki zawładnęła mną trwoga, czy oni zaakceptują bliskie mi potwory. Czy w ogóle je zaakceptują. Jednak już pierwszego dnia trafiliśmy na przewodnika, który był hotlandczykiem. Poznał mnie praktycznie od razu, kiedyś wyciągnęłam jego synka z lawy. Natychmiast zaczął się mnie wypytywać co ja tam robię. Miło było znów porozmawiać z kimś tak serdecznym. Z początku rodzice wpatrywali się w nas z osłupieniem, ale po chwili stwierdzili, że musiałam już gdzieś go spotkać, a potwory w Ameryce są na porządku dziennym.
- Widzę, że jesteś mocno podekscytowana tą wycieczką do jaskiń- tata uśmiechnął się wesoło.
- Jednak dalej nie wiem skąd znasz tyle potworów. Praktycznie każdy, którego spotkaliśmy, witał się z tobą po imieniu- mama dalej była trochę zaniepokojona tymi moimi wszystkimi znajomościami. Ale to chyba normalne, po tym jak się okazuje, że jednak ich domniemanie chora psychicznie córka miała rację do potworów, a jednocześnie dalej się wierzy w tę brednie o porwaniu. Miałam nadzieję, że spotkanie z Blue, stryjem i Alice rozwieje jej niepewności. Ale... Chyba najpierw musimy tam dotrzeć.
🌉
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Wciąż wyglądałam przez okno, patrząc na wciąż zbliżający się masyw góry. A kiedy już zamykałam oczy, by ułożyć się do snu, pojawiał się obraz, którego nie chciałam widzieć. W uszach wybrzmiewał jej szaleńczy śmiech, błysk noża raz po raz mnie oślepiał. Za każdym razem budziłam się po dziesięciu minutach zlana potem. Westchnęłam. Po prostu jestem zestresowana, dlatego mam koszmary. Ostatni raz spojrzałam na Ebott i znów zamknęłam oczy.
🌄
Obudziłam się o świcie, ale coś było nie tak. Autokar... Był pusty. Ostrożnie wstałam, rozglądając się dookoła. To jest sen, to musi być sen. Złote promienie słońca wpadały do autobusu przez szczeliny między zasłonami jako świetliste smugi. Powoli przeszłam między siedzeniami na sam przód pojazdu. Drzwi były otwarte, więc wyszłam na zewnątrz. Byłam w lesie. Cudownym lesie, który pamiętałam z tego jednego, ukradzionego snu. Spojrzałam do góry. Niebo było jeszcze różowe, słońce ledwo wstało. Ale ptaki już były rozochocone, śpiewały leśne melodie wyczytane z szumiących gałęzi drzew. Postanowiłam pójść przed siebie. Po krótkim czasie natrafiłam na jeziorko o tak czystej wodzie, że było widać dno. Pływały tan też małe rybki, a na przeciwległym końcu znajdował się wąski, krótki pomost. Niestety ta woda nie przyniesie mi orzeźwienia, nie we śnie. Kusiło mnie żeby się zatrzymać, przysiąść na chwilę, ale musiałam iść dalej. Niedługo później zobaczyłam na jednym z rozłożystych dębów mały domek na drzewie. Chociaż nie był taki mały, do środka weszłoby chyba z dwadzieścia osób. Albo pięciu Asgorów. Nagle las się skończył i wyszłam na niską górkę. Na szczycie stała przytulna, drewniana chata, a raczej domek. Podeszłam do niego, ale drzwi były zamknięte, a nikt nie chciał otworzyć. Gdy przeszłam na jego tył moim oczom ukazał się oszałamiający widok. W rzeczywistości górka nie była wcale taka niska, a przynajmniej nie od tej strony. Cztery lub pięć metrów od domu kończyła się klifem, który był wysoki chyba na cztery piętra. W dole płynął strumień, a po bokach klifu spływał las. Jednak dokładnie na wprost mnie stała w całej swej dumie i okazałości góra Ebott, a u jej podnóży rozpościerało się miasto.
- Piękny widok, prawda?- usłyszałam za sobą męski głos. Gdy się odwróciłam, ujrzałam postać spowitą zielonym płaszczem w szare i brązowe plamy. Przez plecy miała przewieszony potężny łuk, a znad ramienia wystawały lotki strzał.
- Jednak czas wstawać, autobus niedługo dojedzie na miejsce- dodał mężczyzna i nagle wszystko zgasło.
🏞
Obudziłam się o świcie, niebo było różowo-powarańczowe. Było praktycznie jak w moim śnie z tą różnicą, że tym razem autokar był pełen ludzi. Jednak wszyscy jeszcze spali, a ja nie miałam serca by ich obudzić. Góra była już blisko, jej zew jeszcze mocniej przyciągał mnie i krępował. Już niedługo. Naprawdę niedługo....

Inna historia | DragonberryTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang