16. Snowdin

47 3 2
                                    

Szare drzwi... Zniknęły. Po prostu ich tam nie było. Byłam wściekła na stryja, ale mój gniew szybko wyparował. Powodem oczywiście było opuszczone Snowdin. Wyglądało dokładnie tak jak podczas ścieżki genocide... W niektórych domach urządzone były wystawy o tym jak żyły potwory. Również w ich domu była jedna, ale w sumie się z tego cieszę, ponieważ patrzenie na jego pusty dom złamałoby mi serce. Nie wchodziłam tam odrazu, po prostu nie chciałam. Wpierw poszłam nad rzekę, tam gdzie często można było spotkać Gastera z jego łódką. Jednak było tam pusto, a jedyną pieśnią był szum fal rozbijających się o brzeg. Jednak wkrótce patrzenie się w ciemne fale mi się znudziło oraz nieźle zmarzłam, więc wróciłam do miasta. Osoby z mojej grupy wciąż się tam kręcili, przechodząc z jednego budynku do drugiego.
- Tutaj jesteś!- wykrzyknął tata, gdy tylko mnie zobaczył.- Chodź, została nam ostatnia wystawa, chyba, że chcesz zobaczyć którąś jeszcze- powiedział, wskazując na ostatni dom. Na ich dom. Jednak tylko pokręciłam głową i uśmiechnęłam się.
- Nie, nie, nie trzeba- powiedziałam pośpiesznie, popychając tatę lekko w stronę budynku.- Ta wystawa mi wystarczy, nie martw się- ojciec kiwnął głową, po czym chwycił mamę za rękę i razem poszli w stronę drzwi. Ja jeszcze chwilę rozglądałam się dookoła, po czym ruszyłam za nimi. Cóż, określenie "wystawa" było naprawdę przesadzone, biorąc pod uwagę rzeczy, które się tam znajdowały oraz długość i głupotę opisów załączonych do tych rzeczy. Proszę was, kto to pisał?! Nie, nie będę niczego cytować, bo aż mi się słabo robi. Nieważne, nie będę się nad tym rozwodzić, bo nie warto. Ale były też całkiem normalne rzeczy, np. jedna z figurek Blue, którą zgubił dawno temu. Przedstawiała postać z jednego anime, chyba "Grimore of Zero". Oczywiście kupiłam mu taką drugą, więc nawet jej nie szukaliśmy. Na ścianach były też porozwieszane zdjęcia. Jedno nawet przedstawiało Miodka śpiącego w barze Muffet. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie. Razem z Alice i Blue musieliśmy przenieść go do domu, ale raz się tak szarpnął, że upadł na śnieg. Następny dzień spędził w łóżku, chory. Na widok następnego zdjęcia moje serce zamarło. Papier był stary i poplamiony, rogi naderwane. Jednak sama fotografia była nienaruszona. Ale... Gdzie oni je znaleźli?! Zawsze nosiłam je przy sobie! Chyba, że... Musiało zostać w śniegu po mojej śmieci i nikt go nie potrafił znaleźć. Albo po prostu nie szukali. Zdjęcie przedstawiało pięć osób: stryja, Alice, Fell'a, Blue... i mnie. Nasza stara fotografia "rodzinna".
- Na co się tak patrzysz?- zapytał się tata, podchodząc do mnie. Ukradkiem zasłoniłam swoją postać na zdjęciu i uśmiechnęłam się lekko.
- Nic takiego. To tylko stare zdjęcie- powiedziałam wymijająco.- A ty znalazłeś coś ciekawego?-
- Tutaj? Niezbyt- skrzywił się mężczyzna.- Przy okazji raczej nie uważam żeby potwory używały szczoteczek do zębów jako wykałaczki lub rzutki- tu... bym polemizowała... Raz graliśmy w rzutki, ale wszystkie nam się pogubiły i faktycznie graliśmy szczoteczkami oraz długopisami. Ale jako wykałaczki? Proszę was, jedynie Alphys mogłaby coś takiego zrobić! Albo nawet nie! Gdy tata odszedł, jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie. Fell jak zawsze był naburmuszony, ale uśmiechał się. Blue i Alice wyglądało tak samo jak zawsze: ona krzywo uśmiechnięta z powątpiewającym wyrazem twarzy, on roześmiany jak dziecko. A stryj... Jego oczy były jak zawsze mądre i zmęczone, wyglądające znad ciemnej oprawy prostokątnych okularów. Ale biły od niego szczęście i duma jakie można zobaczyć u kochającego ojca patrzącego na swoje dziecko. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałam dlaczego nas przygarnął i pozwolił nazywać się stryjem. Miałam wtedy dziesięć lat, ale niewiele pamiętam z naszego pierwszego spotkania, a on nigdy mi o nim szczegółowo opowiadał. Jednak moje rozmyślania przerwał głos przewodnika krzyczący, że idziemy dalej. Niechętnie zostawiłam zdjęcie i wyszłam za resztą ludzi. Las również się nie zmienił oprócz tego, że był opustoszały. Wszystkie zagadki były rozwiązane by można było swobodnie przejść przez cały teren, ale niektóre z nich przewodnik resetował dla zabawy. Sporo czasu spędziliśmy też przy tej grze ze śnieżką, ale nie brałam udziału w tych zabawach. Rozwiązanie zagadek znałam na pamięć, a przy śnieżce kiedyś udało mi się zdobyć wszystkie flagi. Po godzinie udało nam się dotrzeć do wejścia do Ruin, ale tu przewodnik oświadczył, że dalej nie przejdziemy.
- Ale co z Ruinami?- zapytałam się, ale mężczyzna pokręcił głową.
- Te drzwi były dla nas zamknięte od zawsze. Jedynie potwory są w stanie to otworzyć i to nie wszystkie- powiedział, napierając na wrota, by udowodnić, że mówi prawdę.
- Potwory mówisz...- zamyśliłam się na chwilę, po czym oparłam dłonie na skrzydłach drzwi. Gdy naparłam na nie, otworzyły się opornie. Przewodnika zatkało, a ja stanęłam w ciemnym przejściu przodem do wycieczki.
- A za tem! Jeżeli ktoś ma zamiar mi towarzyszyć dostanie w gratisie zwiedzanie Ruin. Gwarantuję kilka legend potworów, trochę więcej zagadek i masę koloru niebieskiego oraz złote kwiaty- powiedziałam żartobliwie, wskazując na czerń za sobą. Wśród tłumu rozległy się szepty, ale ostatecznie wycieczka zbliżyła się do mnie. A więc czas poprowadzić wycieczkę przez Ruiny!

~~~~~~~~
Jeeeeeej! Zgadnijcie kto zdołał z siebie wycisnąć ten ochłap mający być rozdziałem! Tak, przepraszam, że tak długo, ale morze nie będzie czekało aż raczę coś napisać. Byłam na wyjeździe i tylko dzięki temu, że jazda w jedną stronę zajmuje osiem godzin udało mi się to z siebie wycisnąć. Mówiłam już, że przepraszam!

Inna historia | DragonberryWhere stories live. Discover now