17. Rodzina

65 3 1
                                    

Pośród morza czerwonych liści stał półmetrowy kamień, gładki z przodu. Stał dokładnie w kręgu dziennego światła, które już nikło. Na gładkiej powierzchni wygrawerowane były imię i nazwisko osoby tu spoczywającej oraz dwie daty. Powoli podeszłam do kamienia i odczytałam napis. "Emilia Dragonsson 29 IV XXXX - 4 IX XXXX". To mój nagrobek... Tuż przed kamieniem leżał mój czerwony szal. Nie był brudny ani mocno wypłowiały od słońca, więc musiał tutaj leżeć krótko. W końcu uczestnikom wycieczki udało się odczytać napis i zaczęli między sobą szeptać, a niektórzy robili zdjęcia. Jedynie moi rodzice wpatrywali się w kamień z lekkim strachem. Tak... Byłabym zdziwiona gdyby nie, bo w końcu osoba, która tu według nich leży ma tak samo na imię jak ja, urodziła się w ten sam dzień, a data śmieci była identyczna co data mojego powrotu do rodziny. Wiedzieli również, że mój przydomek artystyczny to "Dragonsson" czyli fałszywe nazwisko, którym posługiwałam się w podziemiach.
- Kim jest ta kobieta, która tu leży?- zapytała się mama, łapiące tatę za rękę. Uśmiechnęłam się pod nosem, wstając.
- Nie wierzyliście mi- szepnęłam, zarzucając szal na ramiona. Nagle przy wejściu do komory zapanowało zamieszanie, po czym usłyszałam znajomy głos. Aż zbyt znajomy.
- Co wy tu wszyscy, k***a, robicie?!- wrzasnęła Alice. Była wyraźnie niezadowolona, że ktokolwiek tu jest. Zaczęłam się przeciskać między wycieczkowiczami, próbując się dostać jak najbliżej osób stojących w wejściu.
- Alice, proszę, uspokój się- odezwał się łagodny głos stryja.
- Nie będę spokojna!- krzyknęła Alice.- Jak oni tu w ogóle weszli?! A poza tym to jest zniewaga jej osoby!- w końcu udało mi się dopchnąć do przodu i zobaczyłam ich. Dwie z trzech osób, których tak mi brakowało przez te wszystkie lata. Poczułam mrowienie na plecach, po czym jakby coś ciężkiego mi się do nich przyczepiło. Stryj również musiał coś poczuć, bo nagle się rozejrzał. Powoli wysunęłam się przed innych i uśmiechając się przez łzy, wyciągnęłam ku Gasterowi ręce.
- Stryjku....- szepnęłam, połykając gorące łzy. Po twarzy zszokowanego potwora również popłynęły łzy, po czym chwycił mnie w mocnym uścisku. Wtuliłam twarz w jego ciepły płaszcz, trzymałam go kurczowo, tak samo jak on mnie, jakbyśmy obawiali się, że to drugie zaraz zniknie. Czułam jego ciepły oddech i łzy na swoim ramieniu, czułam jego chude palce kurczowo trzymające moje ubranie.
- Stryjku...- znów szepnęłam, a on pogładził moją głowę.
- Nic nie mów, wiem...- odpowiedział. W momencie Alice otrząsnęła się z poważnego szoku, w którym stała przez parę minut. Uwięziła nas oboje w uścisku, śmiejąc się z ulgą. Po chwili ja też zaczęłam, a Gaster nam cicho zawtórował. W tym czasie moi rodzice dopchali się do przodu i patrzyli na nas z ogromnym zdziwieniem i zakłopotaniem. W końcu się uspokoiliśmy i odetchnęliśmy. Odwróciłam się do moich rodziców.
- Mamo, tato- zaczęłam, spoglądając na stryja. Ten skinął głową i stanął po mojej lewej. Alice podeszła do mnie od prawej.
- Chciałabym wam przedstawić doktora Wing Dnig Gastera, osobę, która opiekowała się mną przez piętnaście lat mojego pobytu w podziemiach- powiedziałam, po czym zwróciłam się do naukowca.- Stryju, to moi rodzice- Iwona i Sebastian-
- Miło mi państwa poznać- powiedział stryj, wyciągając do mojego ojca rękę na przywitanie. Tata niepewnie ją uścisną, patrząc na stryja z lekką nieufnością. Po tym stryj przywitał się z mamą, całując ją w dłoń. Ten gest tak ją zaskoczył, że się cofnęła, wpadając na mężczyznę stojącego za nią.
- A Alice już znacie. To moja stara przyjaciółka- powiedziałam, obejmując dziewczynę ramieniem.
- Tylko przyjaciółka?- prychnęła Alice, patrząc na mnie z udawanym wyrzutem i rozczarowaniem. Uśmiechnęłam się pobłażliwie i przytuliłam ją do siebie. Nagle Alice się wyprostowała, jakby sobie o czymś przypomniała.
- Blue niedługo tu będzie! Na pewno bardzo się ucieszy, że tu jesteś!- powiedziała dziewczyna, spoglądając mi prosto w twarz. Ale ja tylko roześmiałam się.
- Blue już od dawna wiedział, że przyjeżdżam. Zobacz- pokazałam jej mój telefon odpalony na skrzynce odbiorczej.- Rozmawiamy ze sobą od paru miesięcy. Ale nie chciałam wam dawać fałszywej nadzieji, dlatego tylko do niego pisałam. A po tym jak dowiedziałam się, że jednak tu przyjadę, chciałam wam zrobić niespodziankę. Poprosiłam go, żeby was dzisiaj tu jakoś zaciągnął. Ale...- tu urwałam, zastanawiając się na chwilę.- Czemu z wami nie przyszedł?-
- Powiedział, że musi coś załatwić. Miał wejść do podziemia o zachodzie słońca. Myśleć, że możemy wyjść mu na spotkanie- mówiąc to, stryj klasnął w dłonie. Poczułam znajome uczucie w brzuchu i nagle znaleźliśmy się w królewskim zamku, w komnacie, gdzie niegdyś znajdowała się bariera. Pospiesznie przeszłam przez ciemny korytarz i wyszłam na zewnątrz. Tam, na tle czerwonego nieba, stała, tyłem do mnie, pewna postać. Była niższa ode mnie o jakąś głowę i strasznie chuda. W jednej ręce trzymała bukiet kwiatów.
- Blue!- do moich oczu napłynęły łzy, gdy szkielet się odwrócił. I on płakał. Podbiegłiśmy do siebie i rzuciliśmy się sobie w ramiona. Patrzenie na jego nagrania to jedno, ale... Spotkanie go znów w prawdziwym świecie było niczym błogosławieństwo. Wiedziałam, że to nie jest już ta sama wesoła istotka, ale to... Dalej był on. Śmiał się przez łzy, chowając głowę w mój szal. Jego ciepłe łzy skapywały mi na koszulkę tworząc mokre plamy. Powoli na powierzchnię zaczęli wychodzić ludzie. Byli trochę roztrzęsieni, ale rozumiem. Do był dzień pełen wrażeń dla nas wszystkich. A najbardziej chyba dla moich rodziców. W końcu ich córka dosłownie dostała skrzydeł i poznali nieoficjalną część jej rodziny.

~~~~~~~~~
To może nie być najlepszy rozdział na świecie, a może nawet jest najgorszy, ale ludzie! Nawet nie wiecie jak dobrze jest to z siebie nareszcie wyrzucić. Ten rozdział, a przynajmniej jego fabułę, ułożyłam z jakieś.... Nie wiem... Trzy miesiące temu? I nareszcie mogę go udostępnić!

Inna historia | DragonberryWhere stories live. Discover now