9. Zastanów się

70 4 8
                                    

*Blue* (oj, dawno tego nie było)
Jeszcze raz poprawiłem kamerę i włączyłem nagrywanie.
- Hej. Wiem, że minęło już sporo czasu od ostatniego wpisu. A ja ciągle mam nadzieję, że kiedyś to pooglądasz...- tu na chwilę się zawiesiłem pod natłokiem ciężkich emocji, jednak szybko znów podjąłem monolog- Nasza rodzina jest szczęśliwa tak bardzo jak mogła by być. Bloody, Papyrus i dzieciak właśnie wyjechali na wakacje, więc cały dom mam do swojej dyspozycji. I pan Gaster odzyskał wzrok. Twierdzi, że twoja dusza lekko się uleczyła. Mam nadzieję, że moja kiedyś też to zrobi...- mój uśmiech zbledł lekko, ale nie zauważyłem tego. W otoczeniu rodziny zawsze grałem pozytywnego, radosnego. Już dość nacierpieli widząc mnie pogrążonego w rozpaczy. Do tego inni wciąż pytali czemu dalej przeżywam żałobę, czemu nie podniosę się i nie pójdę dalej. Ale... To moja wina. Gdybym wtedy nie był taki głupi, nie łudził się, że zdołam przekonać Charę do zmiany postępowania, ona... Ona byłaby... Tutaj... Ze mną... Nie nagrywałbym teraz tych filmów i wysyłał na jej stary numer z łudną nadzieją, że kiedyś je zobaczy. Byliśmy razem, nawet gdyby Papy i Bloody wyjechali. Może nawet... Spełniłby się mój sen... Yui. Ta mała senna mara też podtrzymywała mnie przy życiu. Trzymała mnie przy ostatniej iskrze radości. Nagle przypomniałem sobie o włączonym nagrywaniu i uśmiechnąłem się szeroko do kamery.
- Alice twierdzi, że o ile ta forma pamiętnika z początku była dobra to teraz tylko rozdrapuje stare rany. Ale ona sama nie lubi gdy się o tobie wspomina, jak już wcześniej mówiłem. Przynajmniej zaprzestała tych masochistycznych działań... Woli skupić się na Fell'u i Tosi. Przynajmniej jest szczęśliwa. Niestety już jest późno, muszę kończyć. Kocham cię- po tych słowach wyłączyłem kamerę. Westchnąłem. Czasem było mi ciężko wierzyć, że ona naprawdę gdzieś tam jest, że mi wybaczyła. Wiem, że ta kobieta mogła faktycznie mieć jakiś związek z Emilią, ale mogła też kłamać bym poczuł się lepiej. Spojrzałem na zegarek. Była dopiero szósta. Bez tego brzdąca w domu czas płynie strasznie powoli. Papy też zauważył, że od kiedy dziecko przyszło na świat nie ma ani kszty wolnego czasu. Dlatego zazwyczaj staram się mu go załatwić opiekując się brzdącem. Chociaż mały to on nie jest. Ale to nieważne. Znów myślami wróciłem do Yui. Czemu tak często o niej myślę skoro mam już dzieci? Może dlatego, że Bluescreen, Sparkle i Blueprint są już dorośli i mają własne życie. Sparkle jest w szkole, Bluescreen z Gradientem, a Blueprint gdzieś wsiąkł. Zrezygnowany poszedłem się umyć, po czym położyłem się. Powieki zaczęły mi ciążyć i po chwili spałem kamiennym snem.

Stałem w jakiejś wielkiej sali balowej, a dookoła mnie tłoczyły się pary. Na ścianach udrapowane były szkarłatne kotary, z sufitu zwisał kryształowy żyrandol pełen świeczka, a całe pomieszczenie tonęło w ozdobach i złocie. Również wypolerowana posadzka lśniła brązowo-żółtą barwą. Goście byli ubrani wykwitnie: mężczyźni w różnokolorowe garnitury lub fraki, kobiety w obszerne, drogie suknie i pantofelki na obcasach. Jednak każda osoba miała na twarzy maskę. Białą, prostą maskę o okropnym, szerokim uśmiechu i pustych, ale w pewnym sensie radosnych oczach. Ja miałem na sobie filotewą szatę straży królewskiej, czarne, płucienne spodnie i czerwony szal. Stopy były bose. Niektórzy kłaniali mi się i pozdrawiali, ale nikt nie podał mojego imienia. Wszyscy zwracali się do mnie per "sir". Powoli zacząłem przeciskać się między osobami ku wyjściu, to wszystko mnie przerażało. Już miałem przed sobą czarną odchłań łuku gdy drogę zagrodził mi Papyrus. Poznałem go, bo ściągnął maskę, którą aktualnie trzymał w dłoni.
- Dokąd idziesz?- zapytał się na wpół oskarżycielskim, na wpół martwym głosem. - Nie chcesz spędzić trochę czasu z rodziną?- nagle coś za nim stanęło. Że zgrozą patrzyłem jak kosa obcina jego głowę, po czym mój brat rozsypał się w proch. Ale przede mną nic nie stało. Tylko czarna dzióra wyjścia powiększyła się i zaczęła pożerać bogate ściany. Ze zgrozą powoli się odwróciłem. Sali już nie było. Tylko szara ruina bez dachu i praktycznie bez ścian. Dryfowałem na rozpadającym się kręgu szarej posadzki w pustce. Dookoła platformy rozciągały się szare, burzowe, kłębiaste chmury, które nad moją głową tworzyły lej zasysający wszystko do swego wnętrza. Na środku kamiennego okręgu stała upiorna postać, prawie człowiek, ale demon. Była łudząco podobna do Chary, ale okrutna i dzika. Jej zamknięte oczy były zaszyte i wypływała z nich krew. Usta rozciągnięte w okrutnym, szerokim uśmiechu. W dłoniach trzymała kosę, a stopy tkwiły kilka centymetrów nad ziemią.
- Witaj, Blue- odezwała się. Jej głos był upiorny, niematerialny, przyprawiający o dreszcze.- Czy wiesz kim jestem?- z trudem pokręciłem głową. Nie byłem w stanie wykrztusić ani jednego słowa.
- Mam na imię Frisk. I dziękuję- powiedziała, przejeżdżając palcem po ostrzu swojej kosy.
- Za co?- zdołałem wydobyć z siebie zachrypnięty szept, a Frisk zaczęła się śmiać. Po chwili się uspokoiła, ale dalej na jej ustach tkwił ten psychopatyczny uśmiech.
- Za to, że pomogłeś mi ją zabić. Co prawda też kosztowało mnie to wiele, ale dzięki tobie jest MARTWA- zbliżyła się o krok, a do moich oczu napłynęły łzy. Chciałem ją odepchnąć by odeszła, zniknęła, ale nie byłem w stanie wykonać ani jednego ruchu. Jeszcze jeden krok. Nagle usłyszałem świst i z gardła demona wydobył się krótkie, przeraźliwe charczenie . Z jej piersi sterczał metalowy grot strzały i część jej drzewca. Nagle wrzasnęła i obróciła się w proch. Na przeciwległym krańcu posadzki stała zakapturzona postać, chyba mężczyzna. W dłoni dzierżyła jeszcze uniesiony, potężny łuk, a druga ręka dalej była przy policzku, dopiero co wypuściła śmiercionośną strzałę. Nagle sceneria się zmieniła. Stałem w gęstej trawie, w słonecznym lesie. Kilka kroków ode mnie stał łucznik. Był ode mnie o wiele wyższy, na ramiona zarzucił łaciatą, zielono szarą pelerynę z kapturem. Łuk miał przewieszony przez plecy.
- Zastanów się- odezwał się nagle. Po głosie wywnioskowałem, że to młody mężczyzna, prawie nastolatek. Był głęboki, ale łagodny i melodyjny.- Czy ona naprawdę zginęła przez ciebie? Czy może to była wina Frisk?- zapytał się. Nie widziałem jego twarzy, ale czułem, że patrzy mi prosto w oczy.
- Gdybym nie wierzył, że uda mi się...- zacząłem, ale łucznik przerwał mi stanowczym ruchem dłoni. Miał na rękach skórzane rękawice, więc nie mogłem poznać kim jest.
- Gdybyś nie wierzył, nie pokochałaby cię- powiedział łagodnie.- Wiesz o tym równie dobrze co ja. Wiesz również, że to nie była twoja wina. Ona wybrała żeby cię chronić, a poza tym nie namówiłeś Chary, żeby zrobiła ludobójczą- miał rację, ale...
- Kim jesteś?- zapytałem się nagle, a on lekko się uśmiechnął.
- Na razie marą nocną, tak samo jak Yui- odparł.
- Skąd wiesz o Yui?- zdziwiłem się.
- Każda twoja mara wie o innej- odpowiedział. Ale Yui... Faktycznie była snem, ale to było dzieciątko. A on? Wielki chłop, łucznik. Do tego widziałem go pierwszy raz.
- Kim jesteś?- ponowiłem pytanie. Nagle łucznik spokojnym ruchem ściągnął kaptur z głowy. Na twarz wysypała się burza czarnych włosów opadająca na lewą stronę. Drapieżne, żółte oczy o pionowych źrenicach spokojnie patrzyły w moją stronę. Dwie czarne blizny jak u Gastera przecinały młodzieńczą twarz, a na prawym krańcu szczęki widniały dwie szczerby, chyba po nożu. Był to młody szkielet.
- Nazywam się Halt.

Inna historia | DragonberryOnde histórias criam vida. Descubra agora