Rozdział 5

2.6K 232 10
                                    

Wyszedł z budynku, kierując się do swojego samochodu, w którym po krótkim czasie odłożył lektury do schowka i uruchomił silnik. Już chciał wyjeżdżać, lecz jak jakieś fatum ktoś zablokował mu przejazd czerwonym sportowym autem.

- To jakiś żart - westchnął, widząc znienawidzonego byłego przyjaciela. - Mógłbyś?! - krzyknął zirytowany do przechodzącego obok chłopaka.

- Pewnie tak, ale mi się nie chce. - Wzruszył ramionami, posyłając mu złośliwy uśmieszek.

- Jak nie po dobroci, to inaczej - mruknął cicho, wrzucając wsteczny bieg.

- Alec! Co ty... - przerwał, kiedy tył pojazdu zderzył się z jego wcześniej wypolerowaną nowiusieńką maską.

- Ups! - Zakrył teatralnie usta, robiąc wielkie oczy, po czym zaśmiał się głośno, zwracając tym samym uwagę przechodniów, którzy widząc jego złowrogą minę odwrócili od nich wzrok i szybko opuścili miejsce zdarzenia, pozostawiając dwójkę rozbawionych nastolatków oraz jednego bardzo wkurzonego bruneta samym sobie.

Alec widząc, że Bane tak samo jak on miał szeroki uśmiech na twarzy, momentalnie przybrał zobojętnioną minę i przewrócił oczami, zauważając w bocznym lusterku zmierzającego w jego stronę ciemnookiego.

- Do reszty cię pogięło! - krzyknął Sebastian, wywołując u Bane'a samoistny odruch obrony Lightwooda, którego oczywiście nie zdążył wykonać przez natychmiastową reakcję zobojętnionego dotychczas nastolatka.

- Mnie pogięło?! Tyś do reszty zgłupiał! - wybuchł, wychodząc z pojazdu. - Gdybyś mi nie zastawił drogi lub po dobroci odjechał, to by się nic nie stało! Ale nie, "pan wszystko co się rusza bym ruchał" musi mieć wszystko co chce i gdzie chce! - Z każdym słowem coraz mocniej pchał zszokowanego w stronę wgniecionego auta. - A teraz odjedź mi z łaski swojej z drogi, bo załatwię cię tak, że rodzona matka cię nie pozna! - burknął, zaciskając dłonie na kołnierzyku jego koszuli, obdarowując go wściekłym spojrzeniem, który u wszystkich bez wyjątku wywołuje zimne dreszcze oraz sprawia, że człowiek z pewnego siebie staje się bojaźliwy jak małe dziecko. - Zrozumiałeś?! - wrzasnął, nie otrzymując odpowiedzi.

- Tak - burknął oniemiały, wsiadając do pojazdu, po czym odjechał zaparkować go w bezpieczne miejsce z dala od czarnowłosego.

- Kretyn - mruknął pod nosem, uświadamiając sobie, że w domu zasta istne piekło. I to nie wywołane przez matkę, bo jej w ogóle nie obchodzi. Ona tylko się interesuje młodzieńczym buntem Isabelle, niż jego istnieniem. Nie żeby mu było przykro z tego powodu, broń Boże! Mu wystarczająco wystarcza Isabelle, która za każde jego przewinienie czy choćby złowrogie spojrzenie robi mu istną awanturę, że jaki on nie jest...

- Wszystko w porządku? - Słysząc dziwnie brzmiący głos Bane'a, zamrugał powiekami i odwrócił się w stronę samochodu, zauważając, że nastolatek patrzył wprost w jego niebieskie tęczówki.

- Odwal się - mruknął, siląc się na ostry ton głosu, po czym wsiadł do środka i odpalił silnik.

- Alexa...

- Nie igraj ze mną! - wrzasnął zmęczony, spoglądając w brązowe tęczówki chłopaka. - Dobrze ci radzę - ściszył głos i odjechał w stronę domu, modląc się, by nie zastał w nim wściekłej siostry.

¤¤¤¤¤

- Alexandrze! - Już w progu dało się słyszeć wkurzoną na niego brązowooką. Chłopak wziął głęboki, uspokajający oddech, po czym ruszył na nieuniknione kazanie.

- Hej, Izzy. - Posłał jej uśmiech, podchodząc do niej i mimo miny "bez noża nie podchodź" ucałował jej ciepły policzek. - Gdzie mama? - spytał, kierując się w stronę kuchni z zamiarem odłożenia rozmowy na później, lecz tak jak można było się spodziewać dziewczyna podążyła tuż za nim.

- Co cię tak nagle nasza matka interesuje? - spytała, uważnie mu się przypatrując z krzesła ustawionego tuż obok drzwi.

- Kocham ją, to przecież jasne, że chcę wiedzieć gdzie jest i czy wszystko z nią w porządku - mówił, całą swoją uwagę poświęcając przygotowywanej kanapce. Nawet na moment nie spojrzał za siebie, bo i tak wiedział co ona w tym czasie robiła. A mianowicie przewróciła oczami i przejechała dłońmi po swoich długich pasmach brązowych włosów. Co dla niego oznaczało tylko jedno: za chwile wybuchnie, a straty dla niego będą kolosalne.

- Jest na zakupach, więc będziesz miał trochę czasu, by przygotować się na ochrzan jaki cię mój bracie czeka! - burknęła, podchodząc do niego i sprzed nosa zabrała mu przygotowane jedzenie. - Tyś jest serio najgłupszym z inteligentnych osób na świecie!

- Ale o co...

- O co chodzi?! Alec, jak mogłeś rozwalić Sebastianowi auto?! I to jeszcze specjalnie! - krzyczała jak transie, wymachując rękoma we wszystkie strony. - Ja wiem, że nie lubisz go, ale to nie znaczy, że masz na każdym kroku niszczyć mu coś lub wszczynać bójki o byle co!

- Byle co?! - wrzasnął wkurzony, na co Isabelle podskoczyła z przerażenia. Bo co jak co, ale na nią nigdy nie podnosił głosu, nawet jak ta wypominała mu niecne występki z przeszłości lub knuła przeciwko niemu za jego plecami.

- Alec...

- Nie Izzy, mnie to już zaczyna wkurwiać. Wiem, że jesteś moją siostrą, ale to nie oznacza, że za każdym razem jak coś wywinę i to z przypadku ty zawsze jesteś przeciwko mnie! Nigdy nie wysłuchasz moich argumentów tylko wierzysz obcym ci ludziom!

- Seba nie jest obcy...

- Taa, Seba to, Seba tamto - westchnął, chowając twarz w dłoniach. - Wiem, że go lubisz i mu ufasz, ale to nie znaczy, że on jest takim niewiniątkiem za jakiego go uważasz. Isabelle... znasz go z tej dobrej strony, a ja z obu, więc proszę cię jak go dogłębnie poznasz to nie ważne co ci zrobi, skop mu tyłek bez jakichkolwiek skrupułów czy wyrzutów sumienia - rzekł nad wyraz spokojnie, po czym wyszedł z pomieszczenia, zostawiając oniemiałą brunetkę samą.

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz