Rozdział 70

605 31 6
                                    

Podróż powrotna była okropna. 

Magnus, widząc go całego we łzach, tulił go bez przerwy. Szeptał czułe słówka, jak skarbie czy Aniele, wywołując tym mocniejsze rozdarcie wewnętrzne u niebieskookiego. Alec, słysząc i czując tego mężczyznę dla którego cholernie przepadł - nie zdawał sobie z tego wcześniej sprawy, do czasu TEJ wiadomości - czuł, że po prostu umrze w tym samolocie.

Nigdy nie lubił latać. Od małego, nienawidził startowania ogromnej maszyny jak i lądowania. Ostatnia prosta podróży czyli właśnie te głupie postawienie kół lecącego jeszcze samolotu, była najgorszym momentem w lataniu. Naprawdę nienawidził tego uczucia odbijania kół i niwelowania prędkości pojazdu na twardej powierzchni. Zawsze modlił się, żeby to nadchodziło jak najpóźniej i trwało sekundę. Ale wtedy, gdy wracali od ojca i był traktowany przez Magnusa jak najczulej, zmienił swoją prośbę i po prostu chciał, aby ten lot skończył się szybciej i nawet boleśniej, byleby był dalej od Bane'a. 

Jak kiedyś uwielbiał tą bliskość i rozpływał się w niej, czując się w TYCH ramionach bezpiecznie, tak teraz nienawidził jej całym sobą. Brzydził się nimi. Czuł oszustwo, wstręt i nieufność będąc nimi otoczonym. Serce mu pękało, słysząc pocieszenie z ust osoby mu, jeszcze dzień temu, ważnej. A łzy samoistnie leciały, gdy tylko spojrzał w TE ciemne oczy, które jak na złość biły ciepłem w jego stronę. Nie wiedział o czym lub o kim, myślał Magnus, patrząc na niego tym wzrokiem, ale naprawdę tego to mógł mu pogratulować. Tyle miesięcy go oszukiwał, patrzył z niewielkim uwielbieniem na niego, a on nic, żadnego kłamstwa w jego oczach nie zauważył. Był niezłym aktorem i jak go w szkole inni nazywali "największą i najgroźniejszą zagadką w całym liceum" , którą niestety obdarzył wielkim uczuciem...

- Okey, to teraz jest ten czas. - Przechodzili właśnie obok niewielkiego stawu, który mieścił się niedaleko ich przystanków autobusowych. Z racji tego, że Magnus oraz Alec nie mieli podwózki, z powodu wyjazdu służbowego matki Aleca oraz Jordana, Isabelle i jej przyjaciół na jakąś tam wycieczkę, musieli wracać do swoich domów komunikacją miejską, której właśnie teraz dziękował w duchu. 

Zrobił to szybko i już bez łez. 

Zaraz po zdaniu, które wypowiedział, Alec, wyjął on telefon i wysłał Magnusowi wiadomość, co mocno zaskoczyło wyższego od niego chłopaka. Bane zdziwiony zachowaniem Lightwooda, zmarszczył brwi i wyjął komórkę z kieszeni kurtki, otwierając nowy SMS, znajdujący się pod zdjęciem jego anioła. A Alec czekał wewnętrznie roztrzęsiony, a na zewnątrz opanowany i zimny jakby Magnus Bane dla niego nigdy nie istniał. Był mu obcym. 

- Żegnaj, tęczowa żmijo - wycedził przez zęby niebieskooki, starając się wypowiedzieć to szyderczo i bez jakichkolwiek żalu w głosie, co widząc po minie chłopaka stojącego naprzeciw niego, chyba się udało. 

Nabrał się. 

Szczęśliwy z tego powodu, jak i zawiedziony oszustwem ukochanego, oderwał wzrok od kłamcy i po prostu ominął go, zmierzając prosto w stronę nadjeżdżającego autobusu. 

- Ty chyba teraz żartujesz, Alexandrze! - Nie dane mu było postawić nawet dziesięć kroków, bo już został porwany w silne ręce, po czym przerzucony przez ramię wyższego chłopaka. Magnus, jak zdał sobie z tego sprawę, Alec, potrzebował kilka sekund, by zrozumieć co ten miał na myśli mówiąc żegnaj. A screen, który mu wysłał, pewnie też dopiero teraz do niego dotarł. 

Głupi tęczuś.

- Puszczaj, ty głupi kłamco! Z nami koniec! Zdradziłeś mnie! - krzyczał bez przerwy Lightwood, bijąc i kopiąc na przemian zmobilizowanego Bane'a. Magnus nie poddawał się, co to, to nie. Będzie z nim walczył dopóki mu wybaczy i zrozumie go do cholery. 

Brązowooki miał chwilę zawieszenia, podczas dostania wiadomości od swojego chłopaka. Nie miał pewności, skąd Alec o tym wiedział i jak długo, ale był pewny za to, jak mógł się czuć z tym. Sam Magnus już od pierwszego dnia wiedział, że postępuje niewłaściwie, biorąc pieniądze za wzięcie obcego, niewinnego chłopaka na randkę, ale po prostu nie potrafił inaczej, musiał go ratować przed swoim dawnym "przyjacielem". Miał wtedy pecha, jak i wielkie szczęście, będąc wtedy na boisku z Ragnorem.

- Ciekawe ile ci płacił?! Dawał pieniądze, co miesiąc jak wypłatę, czy tygodniówkę?! Pewnie to drugie preferowałeś. Ja na twoim miejscu bym właśnie to wolał. Nie musiałbym wtedy użerać się z jakimś zniszczonym nastolatkiem, nie wiedząc czy dostanę za to hajs czy nie. Bo kto by właśnie wytrzymał tyle bez nagrody?! - Lightwood już nie wytrzymywał, wpadał w furię z każdym posunięciem Magnusa w stronę jeziora. Dobrze, że byli sami w okolicy, bo takich szopek to nawet Alec z Sebastianem nigdy nie wstrzynali. - Ja bym tego nie zrobił, nigdy! Nawet jakby zapłacili mi miliony, nie wziąłbym ich, bo uwaga! Mam trochę serca! 

- Ja też, Alexandrze. Nawet nie wiesz, jak dużo! - Magnus krzyknął, nie wytrzymując uwag, które mu się należały. Wszedł do zimnej wody i zrzucił Lightwooda ze swoich pleców. Musiał ich jakoś ostudzić, a nie wiedząc jak zatrzymać ukochanego i nie wpaść na głupszy plan, jak na przykład wpadnięcie do autobusu i bieganie za nim w czasie drogi wśród biednych pasażerów, wybrał właśnie to głupie jezioro.

- Kocham Cię Ty wariacie! Nawet nie wiesz jak mocno! 

Poskromić Złośnika // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz