Rozdział 36

1.8K 146 28
                                    

- Długo jeszcze?! - jęczał od paru minut głodny czarnowłosy, który siedział grzecznie na szafce i machał nogami, patrząc na zajętego Bane'a, który - musiał to przyznać - w tym wydaniu mu się cholernie podobał. Bo nigdy nie widział tak zaabsorbowanej mamy, a nawet Izzy, przy zwykłym gotowaniu jak go samego, co niezmiernie go cieszyło i ciekawiło. Tak, ciekawiło go to, że chłopak może być tak bardzo pochłonięty takim niepozornym zajęciem jakim jest gotowanie - na które sam nalegał! On, Magnus Bane - jego "przyjaciel" sam od siebie robi mu śniadanie tylko dlatego, że ten źle się odżywia - z czym Alec oczywiście się nie zgadza.

Prawda, że je tam codziennie choć jedną kostkę czekolady czy batona, ale przecież to mu tak bardzo nie szkodzi przy jego planie dnia i wysiłku fizycznym, który przecież spala te puste kalorie przyjęte nieco wcześniej przed nim...

- Rany, dzisiaj jeszcze nie biegałem! - krzyknął wstrząśnięty, zrywając się z blatu - na który niestety został z powrotem usadzony.

- Bo Cię tu przykleję! - zastrzegł Bane, grożąc mu palcem, co czarnowłosy skomentował buchnięciem śmiechem.

- Uwierz, nie zrobisz mi tego, bo Ci na to nie pozwolę. A tak przy okazji, pamiętaj, żeby mi na przyszłość nie grozić palcem, bo Ci go wsadzę tam gdzie słońce nie dochodzi! - Uśmiechnął się złowieszczo chwytając jego wskazujący palec, którego wziął do ust i zassał się na nim. - To w ogóle nie jest słodkie! Przyznaj się w końcu, co Ty mi tam gotujesz?!

- Po pierwsze: moje palce są do twojej dyspozycji. - Poruszył znacząco brwiami, co spotkało się z prychnięciem zarumienionego chłopaka. - Po drugie: To ma być zdrowe, a nie słodkie, a trzecie: nie gotuję tylko duszę, groszku - stwierdził rzeczowo, gładząc smukłe uda nastolatka, który cmoknął jego policzek i wymownie na niego spojrzał. - Jeszcze chwila, Alexandrze.

- Ugh! Znowu to słowo! Magnus chwila już dawno minęła! - Zerwał się z miejsca i uderzył lekko brzuch chłopaka. - Nigdzie nie idę, tylko naszykuję talerze, tęczusiu! - jęknął w jego szyję, którą pocałował i oddalił go od siebie.

- No dobrze niech Ci będzie - odparł szybko Bane i wrócił do potrawy, ratując ją tym samym w ostatniej chwili.

¤¤¤¤¤

Śniadanie minęło im w zastraszającym tempie. I nie to, że się spieszyli. Co to, to nie! Wręcz przeciwnie jedli je wolno i dokładnie, śmiesząc tym stanem Lightwooda, który wraz z Magnusem wpatrywali się sobie w oczy i powoli żuli każdy kęs kilkadziesiąt razy, wywołując u siebie szerokie uśmiechy, które za nic im w tym nie pomagały.

No, ale co mieli zrobić, że te codzienne igraszki niezmiernie ich uszczęśliwiały i zbliżały do siebie, pozwalając im samym dowiedzieć się o sobie coraz więcej i więcej, napełniając ich głodne wiedzy serca. Serca, które właśnie w tej chwili były ze sobą złączone emocjonalnie, bo nadszedł w końcu ten moment, w którym Magnus miał wywiązać się z umowy, a Lightwood zjeść coś słodkiego.

- Daleko jeszcze?! - kolejny jęk tego dnia, który nieco zaczął drażnić Bane'a. Bo ile można pytać się "Długo jeszcze?" lub "Daleko jeszcze?" w ciągu trzech godzin?! - Magn...

- Trzysta metrów - przerwał mu brunet, przyspieszając kroku, by nie musieć w końcu słuchać marudzenia przyjaciela.

- Hej, zaczekaj na mnie! - krzyknął za nim Lightwood, przyspieszając kroku, by mu dorównać - co było w jego przypadku trudne do wykonania. - Na Anioła! Szybki jesteś! - wydyszał po kilku minutach nastolatek, siadając na krawężniku chodnika.

- Wypraszam to sobie, groszku! - Udał obruszonego, co oczywiście przed czarnowłosym się nie okryło, a nawet zachęciło do dalszych przekomarzanek.

- A co, nie jest tak, tęczusiu? - spytał, rozglądając się dookoła, a widząc puste miejsce przyszpilił się do Bane'a, usadawiając dłonie na jego pośladkach. - Hmm? Jest tak czy nie?

- Ty mój napaleńcu, to jest miejsce publiczne, więc jak masz ochotę prowadzić dalej tą rozmowę to lepiej przenieśmy się do Ciebie lub do mnie, groszku - wyszeptał, zagryzając jego ucho, co wywołało satysfakcjonujący uśmiech u Lightwooda, który pokiwał głową i mruknął do niego:

- Z chęcią tęczusiu, ale najpierw mój obiecany słodki przysmak - stwierdził uradowany nastolatek, ciągnąć go w stronę oddalonej od nich kilkanaście metrów budki z goframi, gdzie po kilku minutach kupili sobie po smakołyku - no Magnus kupił jednego, a Alec jak na Lightwooda przystało wziął aż trzy duże gofry.

- Na Anioła! Kto by pomyślał, że Ty tyle jesz, Alexandrze! - przyznał zszokowany Bane spoglądając na pochłaniającego drugiego smakołyka, Lightwooda.

- Nie przesadzaj, Magnus. Trzy małe gofry przy mnie to pikuś - rzekł z pełną buzią, skręcając w prawo, co zaskoczyło Bane'a, zmierzającego w stronę pobliskich świateł.

- Hej, gdzie ty idziesz?! - krzyknął za oddalającym się czarnowłosym, który wzruszył ramionami nie odwracając się do niego ani na moment - co trochę wkurzyło chłopaka.

- Chodź tęczusiu, bo nie będę na Ciebie specjalnie czekać! - Usłyszał chichot z oddali, który nie wiadomo dlaczego wywołał u niego przyspieszony puls i grymas na twarzy, który po dorównaniu kroku nastolatkowi zmalał od razu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, którą w tym przypadku okazała się zimna dłoń Lightwooda.

Na Anioła, czy on mnie właśnie trzyma za rękę w miejscu publicznym?! - pomyślał oniemiały, przyglądając się prawemu profilowi twarzy błękitnookiego, który najzwyklej w świecie pochłaniał kolejnego gofra z bitą śmietaną.

Taak! Bita śmietana na smakołyku to najlepszy dodatek do jedzenia Aleca, co przed chwilą właśnie się dowiedział, będąc świadkiem małej awantury błękitnookiego ze sprzedawcą o jej ilość, która właśnie w tej chwili zmieniła czarnowłosego z mężczyzny w małego i to słodkiego chłopczyka.

- Oj słodziaku! - zachichotał Bane, zatrzymując chłopaka na opuszczonej uliczce.

- Co Ty rob... - przerwał zaskoczony Lightwood, przypatrując się rozpromienionym oczom chłopaka, który jak zawsze przy nim stał się dość czuły oraz pogodny.

- Słodki brudas z Ciebie, Alexandrze. - Przejechał kciukiem po jego kąciku ust, mrugając przy tym do niego zaczepnie, na co ten wywrócił oczami i uśmiechnął się lekko, czując ciepłe usta na tych swoich, które z satysfakcją oderwały się od nich, przyczyniając się do nabuzowanego wzroku Bane'a.

Och, jak on uwielbiał wkurzać przyjaciela takimi mało-znaczącymi gestami, które w ich przypadku były bardzo ważne w dotychczas krótkim życiu.

- Nie patrz się tak, tylko chodź, tęczusiu - mruknął z szerokim uśmiechem i ruszył w nieznanym mu kierunku, czując gdzieś w głębi siebie, że ta droga okaże się tą właściwą, co po chwili się sprawdziło.

- Nie mów, że chcesz...

- Chcę i to bardzo, tęczusiu - zachichotał, otwierając przed nim drzwi.

Poskromić Złośnika // MalecWhere stories live. Discover now