Rozdział 47

1.6K 125 14
                                    

Wybiła właśnie ósma rano, a co za tym idzie pierwszy i zarazem ostatni dzwonek, sprowadzający w tym roku uczniów do wyróżniającego się w okolicy budynku. Budynku, do którego tej chwili w zawrotnym tempie zmierzał, a raczej biegł zdyszany, cały zmarznięty nastolatek.
Brunet, widząc że jest już tuż tuż przed upragnionymi, wielkimi drzwiami przyspieszył kroku, by po chwili z niewyczuciem otworzyć je na oścież, wypełniając tym samym ciepłe pomieszczenie chłodnym i nieprzyjemnym powietrzem.

- Alle zzzimno! - Zazgrzytał zębami, wchodząc do szatni, w której już na progu poczuł miłe ciepło na ciele i w sercu, zauważając czekającego - śpiącego - na niego przyjaciela. - Typowo - szepnął cicho pod nosem i podszedł do leżącego na ławce szatyna. - Simon, wstawaj. - Potrząsnął lekko jego ramieniem, a otrzymując jedynie niezadowolone jęknięcie i machnięcie ręką, uśmiechnął się odrobinę, siadając przy jego głowie, którą po chwili zaczął czule głaskać, wplatając dłonie w miękkie włosy szatyna. Nie wiedział kiedy i dlaczego, ale dziwnym trafem głowa nastolatka znalazła się na jego kolanach, wywołując tym u niego niewyobrażalne szczęście. Szczęście, które nawet przechodzący obok nich spóźnieni i bardzo zainteresowani nimi uczniowie nie obchodzili go tak bardzo jak Ten, jeden, słodko śpiący, mącący mu w głowie chłopak. Chłopak, który nawet teraz: leżący i milczący sprawia u niego niewyobrażalny mętlik w głowie. Zaczynający i kończący się na jego smaku ust, które już przy pierwszym zetknięciu się z jego wargami podwyższają mu - w dobry sposób - ciśnienie, a co lepsze wzbudzają go w o wiele lepszy stan psychiczny, który trzyma się nawet parę godzin po ich dotknięciu. A to już naprawdę coś znaczy, bo nigdy, nawet przy jego ostatniej "wielkiej" miłości mu się to nie zdarzało. Nie zdarzało mu się uśmiechać choćby na jedno jej skinięcie głową; jeden, ledwo odczuwalny dotyk; niepowtarzalny, słodki zapach; a co najbardziej dziwne w jego sytuacji: nigdy się nie uśmiechał, gdy o niej wspominał w myślach... Nie! On nigdy o niej tak wiele nie myślał jak o nim! O nim. Chłopaku; przyjacielu o tej samej płci; niższym o kilka centymetrów szatynie, noszącym od kilku dni bez-gustowne, brązowe okulary, a to tylko dlatego, że Ten zgubił gdzieś swoje jedyne szkła kontaktowe...

- O czym znowu myślisz? - Usłyszał niewyraźnie głos przyjaciela, który zaspany patrzył się na niego z dołu, śmiesznie przy tym marszcząc brwi, co od razu wywołało u niego szeroki uśmiech na twarzy. - Co Cię tak bawi?

- Raczej kto?! - Zachichotał, przeczesując niesforny kosmyk z twarzy zaskoczonego nastolatka.

- Aha, czyli śmiejesz się ze swojego jedynego, wiernego przyjaciela, który specjalnie dla Ciebie ryzykował swoje cenne życie, wsiadając do tego samego auta, co Ty?

- Tak, właśnie z Ciebie! - Zaśmiał się i bezmyślnie cmoknął krótko zaciśnięte usta szatyna, który mimo szczęścia z jego czynu oderwał się od niego i nie patrząc w jego stronę ruszył w stronę drzwi.

- Hej, a Ty dokąd?! - Nim się spostrzegł został mocno przyciśnięty do ściany przez wkurzonego ciemnookiego, którego nawet szybka reakcja brązowookiego oraz ostrzeżenie kolegi nie odciągnęło od wystraszonego Lewisa, który przełknął ciężko ślinę i spojrzał mu w oczy.

- Na lekcje, a niby dokąd?! - jęknął, kiedy wyższy mocniej zacisnął jego nadgarstki, po czym z chłodem w oczach zbliżył twarz do tej jego, sycząc mu na ucho:

- Nigdzie nie idziesz, prymusie!

- Mów co chcesz i zostaw go Sebastian! - Pociągnął go za nadgarstek zmartwiony brązowooki, który nie mógł stać bezradnie, widząc cierpienie bezbronnego przyjaciela. - Zostaw go!

- Ooo! Bohater się znalazł! - Zaśmiał się perliście, odpychając od siebie nastolatka. Nie lubił, kiedy go się nie słuchało, a jeszcze bardziej gdy mu się rozkazywało. - Nie prowokuj mnie lepiej.

- Raphael zostaw go, proszę! - Szatyn spojrzał na przyjaciela błagalnie, widząc, że Ten znów chciał go od niego odciągnąć - czego na szczęście nie zrobił przez natychmiastową reakcję stojącego nieopodal blondyna.

- Nie przerywaj mu, a wszystko będzie dobrze - Jace szepnął mu spokojnie na ucho, odrywając go tym samym od nastolatków, z których jeden szepnął drugiemu na ucho swoje wymagania, po czym puścił go, podchodząc do zmartwionego i zarazem wściekłego bruneta.

- Macie ostatnią szansę, by wywiązać się ze słowa, a jak nie to koniec z Wami, pedale - warknął, popychając go w stronę zszokowanego przyjaciela, który złapał go w biodrach i mocno przytrzymał, kiedy spostrzegł wchodzących do pomieszczenia dwóch radosnych chłopaków. - Aww! Spójrz Jace już się chcą pieprzyć!

- Coś Ty powiedział?! - Rozbrzmiał po wnętrzu donośny, przepełniony jadem głos, zmierzającego w ich stronę, Lightwooda.

- No proszę, kogo my tu mamy?! Trzeci ped... - przerwała mu zaciśnięta pięść czarnowłosego, który nie zwracając uwagi na miny kolegów, uderzył go ponownie, po czym z uśmieszkiem wyższości rzucił nim o podłogę.

- No proszę, kto tu sobie leży?! - Uśmiechnął się fałszywie, przyciskając butem jego gardło. - Największa szumowina i odraza świata! No co, gdzie podziałeś swój uśmieszek, Sebusiu? - spytał, bardziej dociskając podeszwę do skóry poszkodowanego, który wychrypiał niewyraźnie coś pod nosem i spojrzał mu ze łzami w oczy. - O proszę, nasz chłoptaś płacze. Popatrzcie beczy jak małe bezbronne dziecko!

- Alex... Alec zostaw go już. - Usłyszał uspokajający głos Bane'a, który podszedł do niego powoli i umieścił dłoń na ramieniu, dając znak by się już wycofał póki mieli jeszcze czas. - Alec.

- Już, już, tylko jeszcze jedno. - Odsunął stopę od Sebastiana, po czym niezbyt mocno kopnął go w bok brzucha, wywołując tym głośny jęk ciemnookiego oraz stłumione westchnięcia zszokowanych chłopaków. - Zostaw ich w spokoju, bo w przyszłości porozmawiamy sobie inaczej. I obiecuję, nie będę tak łaskawy jak teraz, Sebusiu! - warknął i odszedł, ciągnąc zaniepokojonego Bane'a za sobą.

- Policzymy się jeszcze!

- Nie rozśmieszaj mnie, że umiesz liczyć! - Po raz ostatni rozbrzmiał głos rozbawionego błękitnookiego, który od tej chwili postanowił nie spuszczać wzroku z młodszych kolegów. - Magnus, oni mają coś za skórą, a ja się już dowiem co - oznajmił, wpychając bruneta do schowka woźnego.

- Aniele, lepiej nie wtrącaj się w ich sprawy.

- Muszę, bo inaczej ten kretyn im coś zrobi, a uwierz, Sebastian w furii jest prawie gorszy ode mnie - stwierdził i spychając młodszych chłopaków na drugi plan, popchnął lekko bruneta na ścianę, po czym z uśmiechem włożył większe od swoich dłonie do swoich tylnych kieszeni, znacząco patrząc na rozbawionego chłopaka. - A teraz koniec zbędnych rozmów tęczusiu i rób to co do Ciebie należy.

- Przypomnij mi, bo zapomniałem Aniele - odparł, przybliżając jego biodra do tych swoich. - Czego Pan pragnie, Alexandrze?

- Pragnę twoich ust, Panie Bane - mruknął i zbliżył swoje usta do uśmiechniętych warg. - Magnus! Nie mamy czasu na bawienie się w niedostępnych, więc proszę Cię pocałuj mnie w końcu.

- Okey, jak sobie życzysz, groszku! - Zachichotał i bardzo powoli złączył ich usta w leniwym pocałunku, ciesząc tym niewyobrażalnie spragnionego cały poranek jego ust, nastolatka.

#####

Szczęśliwego Nowego Roku, kochani ;)

Poskromić Złośnika // MalecWhere stories live. Discover now