Rozdział 56

1.4K 105 9
                                    

Nastał ranek, co oznaczało tylko jedno - Maryse. Wkurzoną i surową Lightwood, która zobaczywszy stan swojego - dotychczas czystego domu, wyrzuci wszystkich na bruk wraz ze swoimi pociechami, którym z pewnością później da koszmarny szlaban. Isabelle - oczywiście na imprezy i wszelkiego rodzaju spotkania z przyjaciółmi, a Alecowi - najgorsze co może sobie tylko wyobrazić - zakaz wstępu do biblioteki i wyjazdu na upragniony koncert. Co w tym przypadku grozi ich ostrą wymianą słów oraz - bez względu na słowa matki - ostatecznym wyjazdem syna na wydarzenie.

I tak pewnie by się stało, gdyby nie dwa ważne dla Aleca "powody". Inaczej mówiąc: Bystry i mający dobrą głowę do picia - Jordan - oraz jego przeciwieństwo w piciu - Magnus Bane. Osobno, mało wkurzający, a razem istne piekło dla Lightwooda, którego zawsze po alkoholu łatwo było zezłościć i wyprowadzić z równowagi choćby nawet obudzeniem go w miły i przyjemny sposób - co oczywiście sprawili oni obaj. Jordan umyślnie, a Magnus już nie zupełnie, ale co to za różnica dla zaspanego i będącego na lekkim kacu, błękitnookiego, którego w tej chwili tak wkurzyli, że nie patrząc na syf w domu i godzinę przyjazdu matki, warknął głośno rzucając w kolegę poduszką, a Magnusa po prostu zrzucił z kanapy na twardą i brudną podłogę.

- Oj, księżniczko, od kiedy to taka dobroduszna i łaskawa dama jak ty, rzuca dosłownie ukochanego na twarz? - spytał lekko uśmiechnięty Jordan, podając Bane'owi rękę.

- A od kiedy ropuchy mają prawo głosu i budzenia mnie tak wcześnie?! - warknął Lightwood, obracając się do nich plecami z zamiarem ponownego zaśnięcia, co by oczywiście zrobił, lecz przez ciężar na sobie, usta ssające jego szyję oraz dłonie czochrające jego włosy, musiał porzucić na rzecz dwóch igrających ze śmiercią nastolatków. - Ugh! Czym mnie Boże ukarałeś, poznając ich obu razem! - krzyknął zirytowany, zrzucając tym razem Jordana na ziemię, a Magnusa obok siebie, by po chwili się w niego mocno wtulić. - No i tak ma być! - westchnął, całując odkryty obojczyk swojego chłopaka, którego rozczulił i rozśmieszył na tyle, by mógł spełnić jego wolę, lecz morderczy wzrok Jordana przypomniał mu o zbliżającej się z każdą sekundą matce Lightwooda do mieszkania.

A znając tylko plotki na jej temat, wiedział, że zostawienie stanu domu w takim jaki jest nie był najlepszym pomysłem, ba! Był najgorszym pomysłem w ich sytuacji. A w jego jeszcze gorszym, bo to on był chłopakiem jej syna. I nie ważne, że skrywanym przed nią - bo to miało ulec zmianie. No, a jak miało to nastąpić to musiał wywrzeć na niej dobre wrażenie, dlatego z lekkim bólem westchnął, po czym cmoknął czoło jak na razie spokojnego nastolatka.

- Alexandrze, wiem, że chcesz jeszcze spać, ale niestety musimy posprzątać cały salon i ogródek, bo twoja matka dzisiaj wraca - szepnął, odgarniając z jego czoła przydługie włosy, wywołując tym lekkie pokiwanie głową i złośliwy uśmiech na twarzy czarnowłosego, który po chwili otworzył oczy i cmoknął jego usta.

- Wstanę, ale...

- Nie ma żadnego "ale"! - przerwał mu przypatrujący im się Jordan, który domyślając się, że coś kombinował, rzucił w niego poduszką i wyszedł na zewnątrz, biorąc się za sprzątanie porozrzucanych wkoło pustych butelek.

Za to Bane, uśmiechnął się szeroko i ignorując złośliwy uśmieszek swojego chłopaka, oderwał się od niego, po czym patrząc z góry na rozłożonego na meblu smutnego niebieskookiego, zaśmiał się cicho i wyciągnął do niego ręce.

- Chodź Aniele, zaczniemy od łazienki. - Pociągnął go do siebie i widząc zajętego Jordana na zewnątrz, dźwignął go za uda do góry, po czym ruszył szybko z nim do wspomnianego pomieszczenia.

- Tęczusiu, nie wiem czy wiesz, ale w łazience miała posprzątać Isabelle - mruknął uśmiechnięty Lightwood, wtulając się w pierś wyższego chłopaka. - Izzy zawsze po imprezach sprząta łazienkę, a ja salon i kuchnię, więc nie marnuj sił i czasu, tylko puść mnie i chodź posprzątać w kuchni - szepnął, wtulając się bardziej w - zajętego zamykaniem drzwi - nastolatka. - Widzisz, czyściutko! - oznajmił nie otwierając oczu, przez co usłyszał cichy śmiech przy swoim uchu, a następnie poczuł usta na zimnym policzku.

- Alec, tu jest przecież tak brudno - oznajmił poważnie brunet, przez co zaskoczony błękitnooki otworzył oczy i rozejrzał się po... czystym pomieszczeniu. - Widzisz, wszędzie leżą jakieś butelki po winie, chusteczki, o, a tam paczka papierosów! - Wskazał na wypucowaną umywalkę, na którą po sekundzie posadził rozpromienionego Lightwooda, który dobrze znając ich motyw przyjścia, zagryzł dolną wargę i niewinnie spojrzał na stojącego między jego nogami, nastolatka.

- Najpierw weźmy się za te nieszczęsne niedopałki, Aniele - mruknął brunet, cmokając go w skroń. - O, i jeden sprzątnięty - stwierdził uradowany, na co Lightwood zaśmiał się promiennie, spoglądając z zaciekawieniem w jego oczy. - O, tam widzę jeszcze kilka. - Wskazał na swoje policzki i szyję, wydobywając tym samym z błękitnookiego kolejne salwo śmiechu i pokręcenie z niedowierzaniem głową. - Aniele, weź je sprzątnij, bo ja niestety ich nie dosięgnę.

- Naprawdę? - Podniósł brwi do góry, przyciągając Bane'a bliżej siebie. - Ty niezdaro, przecież one leżą tak blisko - szepnął i cmoknął oba policzki chłopaka, po czym zjechał ustami na jego szyję, zasysając się po chwili na niej. - Patrz, tam leży mnóstwo papierków po cukierkach - szepnął, rozpinając pogniecioną koszulę, brązowookiego. - O rany, a tu leży butelka po szampanie. - Pozbył się materiału z nastolatka i z uśmiechem na twarzy, pocałował jego lewą pierś tuż przy sercu, które na ten gest szybciej zabiło, uszczęśliwiając tym niesamowicie Aleca, który nie przestając wymawiać rzeczy porozrzucanych po pomieszczeniu całował każdy skrawek ciała Bane'a, rozpinając powoli jego spodnie.

- O rany, jak tu jest brudno. Nie wiem Aniele, czy skończymy to wszystko posprzątać przed twoją matką - westchnął brunet, patrząc w błękitne oczy Lightwooda, który już miał zabrać się za bokserki, kiedy nagle zatrzymał się i zastygł, patrząc wstrząśnięty na zaskoczonego jego nagłą zmianą, Bane'a.

- Ty powiedziałeś "posprzątać przed twoją matką"? - spytał cicho z dziwną iskrą w oku, dlatego Ten tylko pokiwał głową i czule odgarnął włosy z jego czoła.

Magnus nie rozumiał o co mogło mu chodzić? Przecież tylko powiedział prawdę, którą sam Alec mu wyjawił, więc co go tak zszokowało do tego stopnia, że aż zastygł w miejscu, patrząc tylko ze strachem mu w oczy? Przecież...

- Impreza! - krzyknęli obaj, zakładając na siebie porozrzucane po pomieszczeniu ubrania. - Cholera, Maryse mnie zabije!

- A mnie nie polubi! - krzyknął odruchowo brunet, zapinając swoją koszulę, w czym po chwili przerwał mu Lightwood, łapiąc jego większe dłonie w swoje.

Nie spodziewał się usłyszeć takich słów od nikogo. A tym bardziej od swojego chłopaka, który - domyślał się - bardzo go lubił. Mógł nawet powiedzieć, że jako jedyny prawdziwie go lubił. Tolerował jego humorki, wspierał jak tylko mógł, rozśmieszał i dawał mu niewyobrażalne bezpieczeństwo. Ale to wszystko mógł zrozumieć. Bo o to w związku chodziło. Chodziło o wsparcie, rozmowę, przebywanie ze sobą, pocieszanie siebie i rozśmieszanie. To było dla Aleca jasne. Ale to, że jego chłopak martwił... a raczej bał się, że Maryse go nie zaakceptuje, tego za bardzo nie rozumiał. Nie rozumiał, dlaczego on się tym tak przejmował, przecież to on się z nim spotykał, a nie Maryse, której nawet na oczy nie widział. Ona nie musiała go lubić, bo on to przecież robił. A on - Alec Lightwood mało kogo darzył tym uczuciem. Za to Maryse odwrotnie, więc jakby tak spojrzeć, to Bane nie potrzebnie tak się spinał i denerwował, bo to było pewne, że prędzej czy później przypadnie jej do gustu.

- Zobaczysz, spodobasz jej się tak samo jak mi. - Alec uśmiechnął się pocieszająco, po czym dla rozluźnienia przyciągnął go do krótkiego pocałunku. - Lepiej?

- Lepiej - potwierdził lekko uśmiechnięty Bane, ściskając dłoń chłopaka, który pokiwał głową i widząc, że byli już ubrani, pociągnął Magnusa do kuchni, posprzątać w końcu pomieszczenie.

####

Hejka! Wiem, że mnie długo nie było, ale po prostu nie miałam czasu na pisanie😟 Prawie cały czas praca i spanie, i tak od poniedziałku do poniedziałku😩
Zmęczenie wzięło górę i tyle!

No, ale to już (jak narazie) minęło, więc jestem i jest ten upragniony rozdział, który mam nadzieje jest bardziej zrozumiały niż te poprzednie😉

Do następnego!

Poskromić Złośnika // MalecWhere stories live. Discover now