Rozdział 54

1.3K 119 7
                                    

Zabawa trwała już od dobrych pięciu godzin, a Lightwood jak spał tak nadal to robił, śniąc o swoim chłopaku i... kocie? Małym, czarnym jak heban zwierzaku, który w teraźniejszości nawet nie istniał, a co za tym szło nie odgrywał ŻADNEJ roli... Ale za to już w umyśle śpiącego nastolatka odgrywał ją aż nadto. Co musiał przyznać było dość dziwne. Bo kto normalny śni o małym i to wrednym zwierzęciu, które na sam koniec okazuje się być nim samym! Nie, zwykłym, małym, trochę drapieżnym osobnikiem, a większym oraz - co śmieszne - bardziej groźniejszym i humorzastym człowiekiem. Chłopakiem. Nastolatkiem. Lightwoodem. Aleciem, który będąc pod inną postacią odgrywał dość ważną w rozgrywającej się akcji, rolę. I choć nastolatek nie brał tego na poważnie, to podświadomie bardzo przeżywał i niepokoił się zwrotami wydarzenia oraz losem zwierzęcia, które pomimo, że w rzeczywistości nie znosił on kotów, w śnie było mu bardzo bliskie. A nawet ważniejsze od jego własnego chłopaka, który w krótkiej, ale zawrotnej historii okazał się kłamcą i totalnym idiotą, kretynem, dupkiem, egoistą... Po prostu był odwrotnością chłopaka, którego znał i bardzo lubił. Nie był on czułym, radosnym, wspierającym w trudnych chwilach oraz lubiącym igraszki, brązowookim, który pomimo wyczerpania i zdenerwowania potrafił znieść jego dość specyficzny charakter. Potrafił go skutecznie uspokoić, rozbawić, naprowadzić na dobry tor myślenia, a nawet - choć rzadko mu się to udawało - potrafił go rozproszyć. Sprawić, że mógł choć na chwilę zapomnieć o otaczających go problemach oraz o fałszywych i podłych osobach, które na nieszczęście również znalazły swoje miejsce w idiotycznej, wymyślonej przez umysł, historyjce. Krótkiej i czasami zabawnej opowieści, która nawet teraz, gdy został skutecznie i to w miły sposób obudzony, pozostawiła cząstkę siebie w jego umyśle oraz sercu, które częściowo posklejane dostało nową, małą bliznę, przypominającą mu, że każdy - nawet najbardziej zaufana osoba - może nie być tą zza którą ją mamy. I choć to boli, nie można tego ot tak porzucić czy zatuszować, uczuciem, które z każdym dniem daje o sobie coraz mocniej dać. Bo choć uczucia są ważne, a nawet najważniejsze, nie można sobie nimi zasłaniać prawdy. Prawdy, która według Aleca była prosta - Magnus przy nim był prawdziwym sobą... Tym z rzeczywistości. Nie żadnym, chytrym i łasym na pieniądze, chłopakiem. Nie był bezduszny, o czym świadczyły szczere i pełne troski, ciemne oczy.

- Wyspałeś się, Aniele? - Usłyszał przy swoim uchu cichy szept chłopaka, przez co uchylił powoli powieki i patrząc wprost w ciemne tęczówki nastolatka, uśmiechnął się delikatnie, kręcąc stanowczo głową. - Koszmar?

- Można tak powiedzieć jeśli śni się o byciu kotem! - zachichotał, cmokając usta bruneta. - Piłeś - bardziej stwierdził niż spytał, ocierając kciukiem wargi zaskoczonego chłopaka. - No, co? Ja też czasami lubię wypić coś mocniejszego - stwierdził, wstając z mebla.

- Nie wiedziałem, że taki uroczy, zadzierający nosa Anioł, popija sobie po kryjomu! - Zaśmiał się brunet, przypierając go do pobliskiej ściany.

- Nie mów, że nie spodziewałeś się.

- Szczerze, w ogóle mi to do głowy nie przyszło - stwierdził, układając większe dłonie na smukłych biodrach chłopaka. - Ale dobrze, że się teraz przyznałeś, bo mogę spróbować Ci to wybić z głowy, groszku. - Wtargnął jedną dłonią pod luźną koszulkę Lightwooda, drażniąc stopniowo jego wrażliwą skórę. - Myślisz, że...

- Nie uda Ci się to, ale spróbować zawsze możesz, tęczusiu. - Mrugnął do niego, po czym czując dłoń drażniącą jego sutek, zamknął oczy wzdychając cicho, czym chciał zachęcić wyższego do dalszych czynności, dlatego wciąż nie otwierając oczu, po raz kolejny jęknął i tym razem otarł się o jego biodra, które jak na zawołanie powtórzyły jego czynność, napierając na niego bardziej.

Uwielbiał taką relację z Bane'em. Nie seksualną, a zmysłową i uczuciową, przepełnioną wszelakimi igraszkami oraz niewielką drapieżnością, która wywoływała te jedyne w swoim rodzaju napięcia i wibracje między nimi. I choć to ona prowadziła ich zawsze do tego samego momentu, nie zakrywał jej czy odganiał. Nie potrafił jej się ot tak pozbyć, bo gdyby to zrobił nie czułby się tak wyjątkowo przy chłopaku. Nie czułby się prawdziwym sobą. A to - od jakiegoś czasu - uwielbiał. Kochał być naprawdę sobą. Kochał te uczucie sytości, wrażliwości oraz pogodności w sobie. Akceptował swoje skrywane od kilku lat, skłonności, które wychodziły tylko i wyłącznie przy Bane'ie i jego mentalnej, a teraz fizycznej bliskości. Dlatego nie próbując przerwać tak szybko ich posunięć, podążył dłonią do szyi nastolatka i nie czekając na pozwolenie, wpił się namiętnie w jego rozwarte usta, które natychmiast pogłębiły zadaną im pieszczotę.

Bane nie przerywając rywalizacji ich języków, chwycił go za pośladki i jednym sprawnym ruchem dźwignął go do góry, opierając tym samym nim swoje biodra. Poruszające się co chwilę biodra, które nie mogąc wytrzymać dłużej przyszpiliły błękitnookiego do ściany.

- Czuję, że twój przyjaciel rośnie na sile! - zachichotał między pocałunkami Lightwood, rozpinając koszulę pobudzonego Bane'a, który nie komentując jego słów, pozbył się koszulki, po czym zassał się na jego obojczyku, doprowadzając tym do głośniejszego jęknięcia Aleca. - Kocha...

- Alec?!

- Cholera! - warknęli obaj, spoglądając na zamknięte drzwi od pokoju nastolatka.

- Za chwilę jest północ, chodźcie na zewnątrz! - Znów usłyszeli krzyk lekko pijanej dziewczyny, więc nie mając innego wyjścia spojrzeli na siebie i po raz ostatni się pocałowali. - Jesteście tam?!

- Zaraz zejdziemy! - odkrzyknął czarnowłosy, schodząc z bioder nastolatka. - Dajcie nam dziesięć minut Izzy!

- Dobra, braciszku! - odparła zza drzwi, po czym odeszła zostawiając chłopaków z problemami w spodniach, które na domiar złego ich niemiłosiernie kusiły. Kusiły, by olać pijanych imprezowiczów, a tym samym jedynych lubiących ich znajomych, na rzecz pożądania.

- Będzie jeszcze dużo okazji, Aniele. - Pierwszy odezwał się Bane, zakładając chłopakowi koszulkę przez głowę. - Wiesz przecież...

- Taa, jak się nie zjawimy to z pewnością oni przyjdą tutaj i nie dadzą nam spokoju - westchnął, przeczesując swoje przydługie włosy. - Ale masz rację, będzie ogrom okazji przy naszych niepohamowaniach - mruknął i nie patrząc w dół, podszedł do drzwi, wychylając się przez nie ostrożnie. - Idę do łazienki, widzimy się za dziesięć minut, tęczusiu! - Posłał mu całusa w powietrzu i z ogromnym bananem na twarzy odszedł w stronę pobliskiej toalety. Musiał przecież skończyć to co zaczął jego napalony i jedyny w swoim rodzaju, niezbyt myślący, facet.

Poskromić Złośnika // MalecWhere stories live. Discover now