Rozdział 45

1.7K 120 5
                                    

Nadszedł w końcu TEN dzień. Dzień, który dokładnie o godzinie szesnastej dwadzieścia pięć zmieni życie dwóch zwykłych nastolatków w coś pozytywnego lub w koszmar, powodujący szereg tworzących się za sobą problemów, złości, smutków, rozczarowań...

- Raphael, ktoś do Ciebie! - Słysząc promienny głos matki, wziął głęboki wdech i próbując nie myśleć o czekającej go torturze, ruszył w stronę przestronnego, jasnego holu, gdzie jak się spodziewał zastał swoją mamę z przyjacielem siedzącym przy małym stoliku kawowym.

To dość dziwne, lecz kiedy tylko zobaczył uśmiechniętego szatyna rozmawiającego oraz gestykulującego w żywiołowy sposób, rozluźnił się odrobinę i ze szczerym, lekkim uśmiechem, wyszedł z ukrycia, siadając dwa miejsca obok Lewisa. Zakręconego - jak zawsze - Lewisa, który nie zauważając trzeciej osoby w pomieszczeniu, rozsiadł się bardziej na miękkim meblu i zamknął oczy, śmiejąc się lekko.

- Wiesz Guadalupe, jak miałem pięć lat moja mama też się tak zachowywała... - Dalej nic nie słyszał, bo jedno, dość znaczące słowo odbijało mu się w głowie. Guadalupe. Imię kobiety, która mając te czterdzieści pare lat nie pozwalała do siebie zwracać się per "Ty" i za żadne skarby nie cierpiała, gdy takie małolaty wypowiadały jej imię w taki sposób, jakby zwracali się do swoich koleżanek. Uważała zwracanie się po imieniu do starszej osoby za niewłaściwe, dlatego zawsze powtarzała Santiago, by Ten jak na ich rodzinę przystało zwracał się godnie do trzecich osób i pod żadnym warunkiem nie wypowiadał ich imion, bez rzeczownika "pan", "pani", co on oczywiście przestrzegał - nie to co roześmiany szatyn o pięknych brązowych oczach, których jeden widok sprawia, że każdy, a szczególnie brunet, stawa się szczęśliwy oraz wolny od wcześniejszych zmartwień...

- To w takim razie muszę trochę się, jak to powiedziałeś?

- Wyluzować.

- No tak, wyluzować! - Zaśmiała się i mrugnęła do swojego zaskoczonego jej zachowaniem, syna. - I co Raphael, jest stres przed waszą wspólną nauką jazdy?

- I to jaki, matko.

- O jesteś w końcu! - zauważył promiennie brązowooki i nie patrząc na ich relację oraz siedzącą naprzeciwko matkę przyjaciela, przytulił go mocno do siebie, cmokając szybko jego ciepły policzek. - Sorry, nie chciałem...

- Spoko, nic się nie stało - przerwał mu szybko, odrywając się od niego na bezpieczną odległość.

- Dobra chłopaki, porozmawiajcie tu sobie na spokojnie, a ja idę do siebie. - Wstała z fotela i uśmiechnęła się do nich miło. - Miło było Cię poznać Simonie Lewis i mam nadzieję, że jeszcze do Raphaela przyjdziesz.

- No pewnie, że tak, Guadalupe! - Uśmiechnął się szeroko i mrugnął do niej figlarsko. - I mi też miło było Ciebie poznać.

- To w takim razie do zobaczenia - powiedziała i wyszła z pomieszczenia, pozostawiając ich sobie samym.

- To co, gotowy na naukę jazdy mój drogi uczniu? - zagaił po dłuższej ciszy Lewis, dotykając jego mimowolnie trzęsącej się dłoni.

- Yyy...

- W takim razie jak jesteś gotowy to chodźmy. - Ścisnął pokrzepiająco jego rękę i pociągnął go w stronę wyjścia.

¤¤¤¤¤

Fotel, lusterka, pasy, światła. Fotel, lusterka, pasy...

- Wszystko będzie dobrze, Raphael - zapewnił uspokajająco siedzący obok chłopak, który widząc go tak jak nigdy spiętego, zaczął żałować, że mu to zaproponował. Ale jak to mówią: "Co się stało to się nie dostanie!", dlatego siedział spokojnie obok niego i uśmiechał się lekko do niego, gładząc powoli jego kolano.

- Skąd to możesz wiedzieć, co? Cholera, Simon Ty nawet nie widziałeś jak ja jeżdżę, a już mówisz takie rzeczy! - krzyknął zestresowany i spojrzał błagalnie na niego.

- Nie ma mowy na to - zapewnił Lewis i szybko odwrócił wzrok od ciemnych, smutnych tęczówek nastolatka. Zawziętego nastolatka, który zauważając jego reakcje, odetchnął głęboko i odwrócił delikatnie twarz szatyna w swoją stronę. - Nie, Raphael. Nie wypuszczę Cię stąd dopóki nie przejedziesz piętnaście kilometrów.

- Proszę, zrobię wszystko, co tylko chcesz tylko zlituj się Simon! - jęknął cicho Santiago, przybliżając się na niebezpieczną odległość do powoli poddającego się szatyna. - Simon, tylko ten jeden, jedyny raz.

- Nie ma mowy - szepnął i mimowolnie spojrzał na kuszące usta, powoli zbliżające się do jego drżących z przejęcia warg.

- Co mam zrobić, byś zmienił zdanie? Proszę no, mogę nawet pójść na ustępstwo, tylko zgódź się no! - jęknął mu w usta i nie czekając na odpowiedź dotknął ich swoimi, rozpoczynając krótki błagający pocałunek.

Cholera, co ja robię! - krzyknął w myślach brunet i szybko oderwał się od zaskoczonego, chcącego więcej Lewisa.

- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło! - usprawiedliwił się zaczerwieniony, uciekając wzrokiem od zaciekawionej twarzy przyjaciela, który chcąc coś sprawdzić przyciągnął go za szyję do siebie i zatrzymał go kilka centymetrów od swoich ust, wywołując tym większy rumieniec u zmieszanego nastolatka.

- Chcesz to powtórzyć? - spytał, a nie otrzymując odpowiedzi czy żadnej reakcji przybliżył się jeszcze bliżej i zassał się na jego szyi, wywołując tym u przyjaciela mieszane uczucia oraz ciepło rozchodzące się po jego całym ciele, które samo zdecydowało i nie przejmując się konsekwencjami, sprawiło, że Santiago z cichym jękiem pokiwał głową, usadawiając dłonie na udach nastolatka.

- Chcę - mruknął, a już po chwili został przyciągnięty do uśmiechniętych ust Lewisa.

Całował się - z czego mu było wiadomo - drugi raz chłopakiem, a już wiedział, że to było o wiele lepsze od jego poprzednich zbliżeniach z dziewczynami. Nie wiedział dlaczego, ale tak właśnie czuł. Czuł, że usta przyjaciela idealnie do tych jego pasowały oraz je dopełniały, dając mu niewyobrażalny komfort oraz szczęście, powodujące, że zrobi teraz wszystko co tylko będzie on chciał i Lewis. A Lewis chciał, i to bardzo, by ten zdał w końcu prawo jazdy, dlatego z zadowoleniem odsunął się od niego i uśmiechnął się szeroko, widząc rozmarzoną minę przyjaciela.

- To co jedziemy już? - spytał, a widząc twierdzące kiwnięcie głową, cmoknął szybko po raz ostatni jego usta i zaśmiał się cicho, gładząc jego czerwony policzek. - Dziesięć kilometrów i masz to z głowy.

- Okey, tylko przeżegnaj się lepiej - odparł chłopak i odpalił silnik, chcąc wyjechać spod swojego domu. - Cholera, znów to samo! - krzyknął wściekły, gdy auto mu zgasło. Za to Simon zaśmiał się promiennie i pokręcił głową, wiedząc, że na dziesięciu kilometrach się nie skończy.

- Raphael, wyłącz tylko ręczny, a gwarantuję ci, że spokojnie ruszysz - powiedział rzeczowo, umieszczając dłoń nastolatka na wspomnianym hamulcu. - Do góry i na dół, o tak. - Zrobił to wraz z nim, przyczyniając się do odprężenia bruneta, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki płynnie ruszył z miejsca, powoli tocząc się do przodu, by tylko zrobić te wymagane kilometry w możliwie bezpieczny sposób.

Poskromić Złośnika // MalecWhere stories live. Discover now