Rozdział 10

2.4K 221 22
                                    

- O widzę, że pan Lightwood w końcu zaszczycił nas swoją obecnością - Usłyszał radosny głos swojego nauczyciela, który po chwili z szerokim uśmiechem kazał za spóźnienie przebiec dziesięć okrążeń boiska, wykonać pięćdziesiąt przysiadów i trzydzieści pompek, co chłopak przyjął to - ku zdziwieniu innych - z lekkim uśmiechem i bez sprzeczania się ruszył wyładować swój podły humor na bieżni i zalecanych ćwiczeniach, które jak lek zadziałały niemal od razu i już po piętnastu minutach mógł przystąpić do ulubionej części zajęć jakim w obecnym czasie było łucznictwo.

Już pięć wymierzonych strzał, które jedna za drugą trafiły w sam środek tarczy, wystarczyły, by Alec odprężył się, wyciszył i co najważniejsze zapomniał o incydencie sprzed trzydziestu minut. Ale niestety do czasu...

- To są jakieś żarty! - burknął pod nosem, widząc siedzącego nieopodal Bane'a, który z zaciekawieniem spoglądał w jego stronę, a co gorsza mrugnął do niego. Ten mały, nic nie znaczący dla Bane'a gest, spowodował u Lightwooda fale mieszanych uczuć. Począwszy od radości, że to właśnie on go zainteresował; następnie współczucie dla niego z powodu jego niekontrolowanego, lecz świadomego wybuchu; no i na koniec wściekłość, że bez przerwy na niego intensywnie patrzy i łazi za nim. I to właśnie złość zaważyła na jego przyszłych czynach. A mianowicie wyciągnął wszystkie strzały z tarczy, wrócił na miejsce, po czym dla pozorów ustawił się na linii strzału, naciągnął cięciwę i wymierzył perfekcyjny strzał w stronę nieświadomego Bane'a, który jak zamroczony patrzył na zbliżającą się strzale, lecącą wprost na jego twarz.

- Lightwood! - Usłyszał krzyk trenera, który jak oparzony podleciał do niego i zabrał łuk z jego rąk, po czym spojrzał na niego złowrogo, a zarazem porozumiewająco. - Dziś nie wyciągnę konsekwencji z twojego nieodpowiedniego zachowania. Ale pamiętaj następnym razem oberwie ci się bardziej.

- Dziękuję trenerze i przepraszam, to się już nigdy nie powtórzy - odparł, patrząc zza mężczyznę.

- Liczę na to, a przeprosiny należą się komuś innemu - rzekł, odchodząc od nastolatka w stronę pozostałych uczniów, którzy nawet na moment nie przestali wykonywać swoich czynności. A nastolatek odetchnął głęboko i ze spuszczoną głową ruszył w stronę nadal wytrząśniętego brązowookiego.

Był zły na siebie za swoje głupie postępowanie, które jak zwykle dostrzegł dopiero po czasie. Bo jakby nie spojrzeć Bane mu nic takiego nie zrobił, by go tak traktować. Nie był dla niego zły, nie obrażał go, nie napastował... Nawet rano, kiedy miał do tego prawo, nie zniżył się do jego poziomu i nie przyłożył mu w pysk, co z pewnością każdy na jego miejscu, by wykorzystał, ale nie on. Magnus już na pierwszy rzut oka wydawał się mu inny niż wszyscy jego rówieśnicy. Nie wywyższał się, nie szastał pieniędzmi na prawo i lewo, nie uganiał się za pustymi laskami z klasy i co najważniejsze nie wkurzał go jego widok. A to naprawdę coś, bo każdego widok na swój sposób wnerwiał go i powodował samoistną niechęć.Dlatego, by choć trochę być fair dla siebie i dla niego podszedł powoli do chłopaka i uklęknął przed nim.

- Przepraszam - mruknął cicho, biorąc spuszczoną głowę w swoje dłonie, by spojrzeć w jego orzechowe oczy, w których mógł ujrzeć szok i niedowierzanie.

- Czy ty mnie p...

- Tak, przepraszam cię - rzekł trochę głośniej, automatycznie gładząc czule jego czerwony policzek, w który niemal dostał wymierzoną strzałą. Bo, co jak co, ale nie był aż tak głupi, by wymierzać ją wprost w jego twarz. Chciał go tylko nastraszyć, dlatego sprawił tak, by strzała ominęła go tuż przy prawym policzku niemal ocierając się o niego. - Wiem, że głupio postąpiłem podnosząc na ciebie dziś rano pięść, krzycząc i strzelając w twoją stronę, ale nie myślałem zbytnio. No tak jak prawie zawsze, gdy wściekłość mnie ogarnia. Dlatego naprawdę bardzo i to bardzo jest mi przykro i serio sorry za wszystko - mówił, patrząc wprost w jego załzawione oczy. - Hej nie płacz, obiecuję, że już nigdy nie podniosę na ciebie ręki i strzały, ale błagam nie becz już tęczusiu - mruknął, ocierając mokre ślady z jego policzków, po czym usiadł obok niego. Dając tym samym im obu ochłonąć nieco i pozbierać się do kupy, by już w normalnym stanie wrócić na trwające od dziesięciu minut zajęcia.

- Hej, wszystko dobrze? - spytał po długiej ciszy chłopak, widząc, że towarzysz znowu skrył twarz w dłoniach i mocno się zatrząsł. - Tęczusiu? - Położył dłoń na jego umięśnionych plecach, głaszcząc go uspokajająco.

- Nie nazywaj mnie tak! - Jak opętany oderwał się od niego i wytrząśnięty spojrzał na brązowookiego.

To chyba jakiś żart! Ja go szczerze przepraszam i jestem dla niego miły, a ten wrzeszczy na mnie i dziwnie się patrzy, tak jakby chciał mnie tu zaraz zabić! - pomyślał, instynktownie zaciskając ręce w pięści.

- Przepraszam. - Odetchnął głęboko, uspokajając się trochę, by znów nie zrobić czegoś czego będzie później żałować. - Już nie będę tak do ciebie mówi...

- Żartowałem! - Zaśmiał się Bane, trzymając się za brzuch.

- Co? - Zmarszczył brwi, przyglądając się wciąż roześmianej i rozluźnionej twarzy kolegi. - Teraz to już nic nie rozumiem.

- Oj, Aniele z tobą nie da się żartować - mruknął uśmiechnięty Bane, głaszcząc jego miłą w dotyku dłoń. - Nie jestem na ciebie zły i możesz tak do mnie mówić. Wiesz, nawet mi się to podoba... to takie słodkie z twojej strony. No tak jak ty cały.

- Mówisz, że jestem słodki? - Wytrzeszczył ze zdziwienia oczy, spoglądając na niego jak na ducha, bo po raz pierwszy ktoś mu coś takiego powiedział i nie wiedział co z tym zrobić. Zbyć to, wkurzyć się czy gorsze - podziękować?

- Tak groszku, jesteś słodki jak ptyś polany karmelem.

- Skąd ty bierzesz te określenia? - spytał, bawiąc się jego większą dłonią. - A wiesz co, nie mów mi lepiej! - mruknął szybko, widząc ten dziwny błysk w oku i wpływający na twarz zadziorny uśmieszek.

- Ale dlaczego? Wiesz, ja mogę ci to dokładnie wyjaśnić i to z wielką przyjemnością, Aniele - wyszeptał wprost w jego usta niemal dotykając ich swoimi wargami. Co spowodowało u Lightwooda szybsze bicie serca i nagłe ciepło rozchodzące się po jego całym ciele.

- Może innym razem, tęczusiu. - Oderwał się od niego, po czym odszedł mówiąc na do widzenia: - I nie nazywaj mnie tak! - Co wywołało śmiech Bane'a, który już wiedział, że tak łatwo z Lightwooda nie zrezygnuje.

Poskromić Złośnika // Malecजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें