Rozdział 63

1K 62 11
                                    

- Wstawaj mój słodki groszku. - Alec, usłyszał cichy głos obok swojego ucha, dlatego dobrze wiedząc do kogo on należy, zamruczał cicho, po czym powstrzymując się od uśmiechu, przekręcił się na drugi bok, udając, że wciąż śpi.

Oj, jak on uwielbiał takie ranki. Od rzekomej randki jego siostry i dawnego przyjaciela minęły ponad dwa miesiące. O dziwo nie takie ciężkie - jak wcześniej przypuszczał - dni, zleciały mu bardzo szybko i dziwnie spokojnie. Za spokojnie. No, ale Lightwood nawet za długo nie zaprzątał sobie tym stanem głowy, bo zwyczajnie nie miał kiedy. A przeszkodą i całym wrogiem jego wolnego czasu, okazał się nie kto inny, jak jego obecnie wsysający się w jego skórę, chłopak, Magnus Bane.

Chłopak, dobrze znający swojego aniołka, przywarł ustami do szyi nastolatka i zassał się na niej, błądząc w tym samym czasie rękoma po jego nagiej klatce piersiowej.

- Alexandrze, dobrze wiem, że nie śpisz. Czuję twoje serce - zachichotał Bane, całując skroń niebieskookiego, który czując usta w tamtym miejscu, uśmiechnął się lekko i wtulił się bardziej w śmiejącego się chłopaka. - Uwielbiasz takie pobudki, hmm? - Bardziej stwierdził niż spytał wyższy, spoglądając na zegar wiszący na ścianie. - Ja też to bardzo lubię, ale niestety za dwie godziny mamy samolot, skarbie - stwierdził i z niechęcią wstał z łóżka Lightwooda, zabierając mu przy tym kołdrę z pół nagiego ciała.

Alec, czując nagły chłód obrócił się na plecy i otworzył oczy, tylko po to, by obrzucić swoim gniewnym spojrzeniem, uśmiechniętego od ucha do ucha, przypatrującego mu się nastolatka.

- Nie uśmiechaj się tak szeroko, bo ci tak zostanie, kretynie - burknął tylko, po czym czując na sobie jego spojrzenie, wstał z łóżka, zabrał ubrania z szafy i udał się do łazienki, przygotować się na - niestety - jego pomysł wyjazdu do swojego ojca w Los Angeles.

》》》》《《《《

- Na Anioła ile tu jeszcze będziemy stać?! - warknął pod nosem niebieskooki, chodząc pod budynkiem lotniska w tą i z powrotem, co jakiś czas mocno szturchając przechodzących chodnikiem ludzi.

Od wylądowania ich samolotu minęła prawie godzina, a co za tym idzie, powinni oni w tym czasie być już w domu ojca Lightwooda, siedzieć z nim przy jednym stole i rozmawiać chociażby o pogodzie.

A oni co?!

Stoją jak te przygłupy pod jedynym znanym im budynkiem i czekają. Czekają, czekają, czekają. Czekają na zbawienie w postaci spóźniającego się mężczyzny.

- No to jest jakiś nieśmieszny żart! - warknął kolejny raz zdenerwowany i zniecierpliwiony nastolatek, uderzając mocno nogą w śmietnik, przyczyniając się tym samym do jej bólu. - Na Anioła! Mam dość - szepnął z grymasem bólu chłopak, po czym lekko kuśtykając, zaczął iść w stronę wolnej ławki, zostawiając zdezorientowanego Bane'a za sobą.

- Spokojnie, może są korki i przez to się spóźnia. - Magnus usiadł przy Alecu i pogładził jego trzęsącą się dłoń w geście otuchy. Jego też wkurzało, że tyle się spóźniał bliski Lightwooda i na domiar złego nie odbierał połączenia, ale co oni mogli zrobić w tym przypadku, jak nie czekać z niecierpliwieniem i coraz gorszym humorem Aleca. - Spróbuj zadzwonić do niego jeszcze raz - mruknął po jakiś pięciu minutach Bane, wpatrując się w chodzące obok nich, gołębie.

- Okey, zadzwonię, ale jeśli znów nie odbierze... - przerwał, gdy usłyszał głośny śmiech i nagłe trzepotanie piór obok siebie. - Co jest? - szepnął zasłaniając twarz, kiedy otaczające ich ptaki wzniosły się raptownie w górę omal nie wpadając wprost na nich. Zaskoczeni tym nagłym poruszeniem nastolatkowie, wznieśli głowy w górę i przypatrywali się oddalającym ptakom z lekkim szokiem, jak i zaciekawieniem, które wzmocniło się, gdy opuścili wzrok na radosnego około trzy letniego chłopczyka, patrzącego wprost na niebieskookiego. Alec zaskoczony tą niecodzienną sytuacją odwzajemnił lekko uśmiech, mrugając lekko do małego.

- Czeeeść! - pisnął uradowany chłopczyk, biorąc do ręki kilka piór leżących na chodniku, po czym podszedł trochę niepewnie do Aleca i dał mu jedno, czerwieniąc się przy tym odrobinę.

- Oo dziękuję - mruknął zaskoczony, po czym uklęknął i pogłaskał chłopczyka po jego ciemnobrązowych włoskach. Pesząc tym lekko małego.

Uroczy, pomyślał Bane, przypatrując się swojemu chłopakowi i malcowi, który jak się przyjrzał dokładniej przypominał mu odrobinę jego Anioła. Mógł nawet stwierdzić, że był jego małą kopią. Szczupły chłopczyk o brązowych włosach, małym nosku, lekko pulchnych policzkach, które podobnie jak Aleca były w tej chwili zaróżowione. Jedyne co ich różniło to kolor oczu. Aleca błękitne, a malca szare, przyozdobione dużymi oprawkami okularów, zajmującymi prawie całą jego buzię. Ale ta jego szczerość, radość i również zakłopotanie oraz niepewność w jednym, skrywające się w jego oczach i postawie, tworzyły właśnie malutką kopię Lightwooda.

- Jak masz na imię, szkrabie? - spytał niebieskooki, nadal klęcząc przed chłopcem, aktualnie tarmoszącym w drobnych dłoniach, piórko. - Hmm? - Podniósł jego spuszczoną twarzyczkę i spojrzał przyjaźnie w jego oczy.

- Max - mruknął, spuszczając znów po chwili wzrok na swoje dłonie. - A pan?

Alec w tym momencie, roześmiał się cicho i rozczulony postawą trzylatka, rozejrzał się dookoła, szukając matki lub ojca szkraba, ale jak nie zobaczył nikogo, kto by się rozglądał za nim, odetchnął głęboko i poczochrał lekko jego główkę.

- Alec, a to Magnus - powiedział, wskazując na przypatrującego się im nastolatka, który po spotkaniu wzroku szarookiego, uśmiechnął się i pomachał mu dłonią, co ten odwzajemnił. - Max, a gdzie są twoi rodzice, hmm? - spytał, uzyskując tym na nowo jego uwagę.

- Tata... - mruknął niepewnie, rozglądając się wokół, czym zaniepokoił nastolatków, a jak zobaczyli, pierwsze łzy spływające po jego policzkach, już wiedzieli.

Mieli przechlapane.

#####

Przepraszam za tak długą nieobecność.

Do następnego, słoneczka! 😉

Poskromić Złośnika // MalecWhere stories live. Discover now