Rozdział 22

2.1K 187 11
                                    

Nadszedł w końcu ten jakże upragniony dzień, w którym rodzeństwo Lightwood miało opuścić miasto na rzecz głupich tańców. Głupich, bo spędzą na nich kilka godzin dziennie; Alec będzie musiał partnerować partnerce, starając nie zrobić jej przy tym krzywdy i najważniejsze, a najbardziej wkurzające czarnowłosego - będzie musiał mieszkać przez trzy dni z obcymi mu chłopakami, których na pewno nie będzie lubić.

No, ale hej! Trzeba być dobrej myśli, więc Lightwood zamiast na zapas się martwić i stresować, przyjął swoją zadziorną minę i razem z siostrą zmierzał w stronę niewielkiego autobusu. Autobusu, w którym spędzi następne sześć godzin na słuchaniu muzyki, czytaniu lub też spaniu, które aż go kusiło, zważywszy, że była dopiero piąta rano.

- No hej, groszku! - Usłyszał radosny głos jedynego chłopaka, którego nawet lubił i tolerował. Ale to nie znaczyło, że nie mógłby choć przez parę dni dać mu chwilę spokoju od siebie.

Dlatego, zbywając rozpromienionego Bane'a, mruknął tylko ciche "cześć" i ruszył na sam tył, by przygotować się mentalnie na nadchodzące tortury.

Rzucił na jedno z wolnych miejsc torbę sportową, po czym założył słuchawki, puszczając jakąkolwiek składankę i spojrzał przez okno, przypatrując się grupce, zbliżającej się do pojazdu, młodzieży.

- Przynajmniej nie ma Sebastiana - westchnął, zamykając oczy i wsłuchał się w melodię, dzięki której stawał coraz to śpiący i odprężony. - Ach, jak dobrze! - westchnął, opierając głowę o szybę, która była trochę twarda, ale... ciepła? Zdziwiony tym stanem rzeczy, otworzył oczy i spojrzał na swoją "szybę". - Ty chyba żartujesz, tęczusiu! - burknął, spoglądając na Bane'a spod byka.

- Ale, o co ci chodzi, Aniele? - szepnął mu do ucha, uśmiechając się lekko. - Ja tylko tu siedzę i czekam aż ruszymy. Wiesz, po to są siedzenia...

- Zamknij się i odwal się w końcu ode mnie.

- Przecież mnie lubisz.

- Taa, trochę tak. Ale z każdą taką sytuacją, gdzie czuję się śledzony, coraz bardziej mnie wkurzasz i tym samym działasz na swoją niekorzyść, tęczusiu - stwierdził cicho, wtulając się w jego bok, przyczyniając się tym do szerszego uśmiechu kolegi.

- Dobra, to już sobie idę - rzekł, nie wstając z miejsca, bo nie pozwolił mu w tym Lightwood. - Co, rozmyśliłeś się, skarbie? - szepnął mu na ucho, lekko je dotykając, co wywołało u nastolatka ciche westchnienie i chęć bliższego kontaktu, co po chwili zrobił, oplatając Bane'a z dwóch stron rękoma.

- Dzisiaj mogę zrobić mały wyjątek, co do twojego natręctwa.

- Aleś ty ostatnio dla mnie miły, groszku - zachichotał, gładząc z czułością jego biodra, przez co przykuł uwagę dziewczyn siedzących kilka rzędów bliżej, które nawet widząc jego morderczą minę, patrzyły na nich i uśmiechały się szeroko. - Alexandrze, nie chcę cię teraz denerwować, ale mamy małą publiczność, na którą nawet nie działa moja złowroga mina.

- Wiesz, co o niej myślę, tęczusiu. A, co do tej publiczności to mrugnij do nich... to są dziewczyny, prawda? - spytał dla pewności, bo jakby to byli faceci, to by inaczej w tej chwili rozmawiali.

- Tak i twoja siostra, tak dla jasności.

- Ugh! Ona to wszędzie musi wtykać swój mały nos - burknął, odklejając się od niego, by po chwili spojrzeć na swoją, dość radosną siostrę. - Izzy, przestańcie patrzeć na nas z takim wyszczerzem na ustach!

- Ty mnie pilnujesz jeśli chodzi o chłopaków, to ja też mogę to robić! - zachichotała, posyłając mu pocałunek w powietrzu, którego zbył i na złość dziewczynom odsunął się od chłopaka.

Bane tylko westchnął i zmroził dziewczyny, które właśnie w tej chwili odwróciły się i zaczęły sobie coś mówić.

- Nie cierpię kobiet! - westchnął zirytowany i z powrotem przyciągnął Lightwooda do siebie, który spojrzał na niego przelotnie i wtulił się w jego pierś. - Co tam słuchasz? - spytał, a ten bez słowa podał mu słuchawkę i wsłuchał się w trochę przyspieszony rytm serca, Bane'a.

Trochę dziwnie się czuł w takiej bliskiej pozycji z chłopakiem, będąc na oczach pozostałych ludzi i Izzy, która z pewnością będzie mu to wypominała, kiedy ten ją nakryje z chłopakiem na przytulaniu. No, ale co on miał poradzić, że chciało mu się spać, a w takiej pozycji było mu najlepiej i najwygodniej. A Magnus Bane sam go do siebie przyciągnął i objął w taki sposób, że nie chciało mu się nawet ruszać na milimetr. Czuł się w jego ramionach bezpiecznie i spokojnie, co było na korzyść wszystkich w jego okolicy, bo nie musieli się go bać i być cicho, by mu się przypadkiem nie narazić.

To dziwne, ale jak tak o tym teraz pomyślał to wydawało mu się, że Bane jest jego kotwicą, która trzyma go na tyle dobrze, że nawet jakby coś było nie tak, to on by miał więcej cierpliwości i nie wybuchałby tak często jak dotychczas.

Bliskość Magnusa, jego zapach oraz bicie serca, sprawiły, że Lightwood wciągu kilku minut zasnął na tyle szybko i głęboko, że nawet zaskoczył tym Isabelle, która co jakiś czas zerkała na jego spokojną twarz z uśmiechem na ustach.

Cieszyła się, że ten chłopak ma na niego aż taki wpływ. Dobry wpływ, którego skutki z każdym dniem widzi coraz wyraźniej. A to dopiero kilka tygodni ich znajomości!

Dwa miesiące, a Bane już z jego wcześniej przyjętej powłoki wydostał tak wiele, że nawet nie potrafi sobie wyobrazić, co się stanie potem, gdy ich znajomość przejdzie na wyższy poziom... Bo przejdzie, tego jest w stu procentach pewna, kiedy widzi ich spojrzenia na siebie i gesty, których przed innymi nie potrafią dobrze ukryć. A, co dopiero przed nią. Siostrą na tyle wścibską i spostrzegawczą, że już po ich uśmiechach wszystko wie...

- Isabelle, zostaw w końcu brata w spokoju i zagraj z nami w państwa-miasta.

- Już, już, Maia - mruknęła i odwróciła się do koleżanek, dając tym samym chwilę prywatności, spokojnie śpiącym nastolatkom.

Poskromić Złośnika // MalecUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum