I wanna run away (Peter Prevc) Part 2

655 45 13
                                    


26 miejsce w ostatnim konkursie, sprawiło, że miałem ochotę rzucić skoki i zamknąć się w przytulnym barze wraz z porządnym zapasem wódki. Wiedziałem jednak, że nigdzie w Słowenii, nie mam szans na anonimowość, więc żeby nie robić skandalu, a do skandalistów nie należałem, musiałem zachowywać się jak przystoi sportowcowi. Miałem jednak potrzebę wyjścia z mojego pustego mieszkania, bo te głuche ściany i bitwa myśli w mojej głowie, najwyraźniej planowały mnie wykończyć. 

Mimowolnie poszedłem w stronę parku, w którym spotkałem wtedy tamtą dziewczynę. Maję. To dziwne, że akurat zapamiętałem jej imię, normalnie nie miałem głowy do takich błahostek, ale ta sytuacja była tak dziwna, że nie potrafiłem o niej zapomnieć. Nie mam w zwyczaju, rozkładać momentów na czynniki pierwsze, ale tym razem nie mogłem się powstrzymać. Każdy jej gest, smutne, choć hipnotyzujące błękitne oczy, drżenie ramion gdy czuła zimno, uśmiech, który mi podarowała gdy skomplementowałem jej imię - każdy z tych elementów sprawiał, że tamto zdarzenie w parku, odtwarzałem w głowie kilkanaście już razy. 

Tym razem znów usiadłem na tej samej ławce. Chyba podświadomie liczyłem na to, że ona ponownie tu przyjdzie. Byłem głupcem, wierzącym w przeznaczenie. Przesiedziałem na twardej, drewnianej ławce kilka godzin, z niegasnącą nadzieją w sercu. Nie przyszła. Nie miałem nawet z kim dzielić swojej złości i rozdrażnienia. Sam byłem zdziwiony nagłą potrzebą rozmowy o moich emocjach, bo przecież nigdy tego nie lubiłem i za wszelką cenę unikałem nawet psychologów sportowych, ale w tamtym momencie byłem gotów oddać wszelkie pieniądze, za minutę wzajemnych zwierzeń z brunetką. 

Następnego dnia, też poszedłem do parku. Próbowałem oszukiwać samego siebie, że nie przyszedłem tu dla niej, ale w głębi serca czułem, że to nie ma sensu. Znów godziny na niewygodnej ławce, znów atakujące moją głowę myśli, znów brak jej obok mnie. 

Przychodziłem do parku przez cały kolejny tydzień. To miejsce, ta ławka stały się dla mnie ucieczką od rzeczywistości. Pewnego dnia, gdy wracałem już do domu, poczułem spadające na moją głowę, pierwsze krople letniego deszczu. Najpierw chciałem się schować pod jakimś daszkiem, żeby nie zmoknąć, bo to przecież robią normalni ludzie, kiedy zaczyna padać, jednak nagle zatrzymałem się na środku alejki, czując dziwną ulgę, gdy woda spływała po moim ciele. Deszcz był coraz bardziej rzęsisty, a ja coraz bardziej przemoczony i coraz bardziej wolny od złych emocji. 

- Oszalałeś do reszty?! Rozchorujesz się! - to był ten głos! Odwróciłem się od razu i zobaczyłem ją, stojącą pod drzewem z olbrzymim, kolorowym parasolem w rękach, miała na sobie żółty płaszcz i czerwone serduszka, a na nogach zielone kalosze. Żadna część jej garderoby do siebie nie pasowała, a ona mimo to wyglądała jak postać z bajki. 

- Odrzuć ten parasol i oszalej ze mną! - odkrzyknąłem i ze zdziwieniem obserwowałem jak robi to co powiedziałem. Podeszła bliżej i zaśmiała się, a ja jeszcze nigdy nie ucieszyłem się, tak bardzo słysząc czyiś śmiech. 

- Miałeś rację, to wyzwalające! - powiedziała podekscytowana, rozkładając ramiona i kierując twarz w kierunku nieba. Krople deszczu spadały prosto na jej twarz, a ona nie przestawała się śmiać - Zatańcz ze mną  - zaproponowała i nie czekając na moją odpowiedź, pociągnęła mnie za rękę i nieco niezdarnie obróciła się w moich ramionach. W parku było już zupełnie pusto, przechodnie i wypoczywający, uciekli gdy tylko zaczęło padać. Tańczyliśmy więc bez widowni, śmiejąc się jak małe dzieci. 

- Jesteś niemożliwa! - powiedziałem rozbawiony, gdy wskoczyła na mnie, próbując wykonać figurę z jakiegoś filmu.

- Ty też nie jesteś taki zły - uniosłem brew na jej słowa, jeśli to miał być komplement to raczej słaby - Po prostu widząc cię w telewizji, zawsze myślałam, że jesteś przewidywalnym nudziarzem. 

- Acha.

- Czyli wracamy do początku - zaśmialiśmy się oboje, ucieszyłem się, że ona też pamiętała naszą niezawodną odpowiedź na wszelkie zwierzenia. 

- Miałabyś ochotę, kiedyś jeszcze uciec ze mną od rzeczywistości? - zapytałem nagle, a nastrój od razu się zmienił. Maja spoważniała i przez chwilę przyglądała mi się uważnie. Już chciałem krzyknąć, że tylko żartowałem, ale w tym samym momencie zobaczyłem cień uśmiechu na jej ustach. 

- Jasne, razem zawsze raźniej - odpowiedziała i chyba nieco się zarumieniła. 

- To może już teraz chodźmy do mnie na gorącą herbatę? - spojrzała na mnie zdziwiona, ale pokiwała głową. Jej błękitne oczy lśniły bardziej, niż wtedy kiedy się poznaliśmy. 

***

Witajcie Kochani!

Taki miły shocik na wieczór dla Was! ❤❤

Czy ktoś z was ogląda Lucyfera? Ostatnio tak się wkręciłam i chciałabym wiedzieć, że nie jestem jedyna 😂😂

Buziaki!

PS No i oczywiście napiszcie co myślicie o shocie ❤❤  za każdy komentarz jestem bardzo wdzięczna!

Happier - Ski Jumping One ShotsDove le storie prendono vita. Scoprilo ora