Fear (Stephan Leyhe x Andreas Wellinger / Lellinger)

1K 100 39
                                    


Strach. 

Stephan odczuwał przerażający strach. Całe jego ciało wiło się w spazmach nieopisanego lęku na podłodze szpitala psychiatrycznego. Niemal z nadludzkim wysiłkiem usiadł na podłodze, opierając się o ścianę. Podciągnął kolana prawie pod brodę i oplótł je ciasno ramionami. Cały drżał, a jego spojrzenie było dziwne mętne, jakby nieobecne. Mała lampka, leżąca na nocnym stoliku przy łóżku Stephana, oświetlała pomieszczenie, jednak nie miała dużej mocy, a w pokoju panował półmrok. 

Jak w horrorze - pomyślał Leyhe, czując, że nadciąga kolejna okropna migrena. Jedna z wielu, które męczyły go podczas bezsennych nocy w szpitalu, do którego trafił po ataku terrorystycznym na grupę niemieckich sportowców wracających z olimpiady. Wciąż w jego głowie rozgrywały się dramatyczne sceny z tamtego popołudnia. Terroryści przejeli kontrolę nad jednym z autobusów dowożących zawodników do samolotów. Nagle zaczęli strzelać jakby na oślep. Obok Stephana znajdowali się Karl i Richi oraz trener i kilku serwismenów. Jego koledzy z kadry zostali postrzeleni, padając na ziemię po obu stronach bruneta. Chłopak nie wiedział co ma zrobić, czuł się jakby był nagle bohaterem jakiegoś przerażającego filmu, jakby to wszystko było jedynie złym snem. Zrozumiał jednak, że to nie sen, kiedy opadł na ziemię i niepewnie dotknął rany na piersi Karla. Krew płynąca z jego ciała była ciepła. Nie wiedział czemu ten fakt tak bardzo nim wstrząsnął. Przez chwilę siedział oniemiały, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Dopiero po kilkunastu sekundach, poczuł przebłysk zdrowego rozsądku. Pomazał swoją bluzkę krwią Karla, po czym położył się obok umierających kolegów, udając postrzelonego. Wiedział, że cokolwiek by się nie działo, nie mógł otwierać oczu ani dawać żadnego znaku życia. To była jego jedyna szansa. 

Nie wiedział jakim cudem, ale udało mu się przeżyć. Był jedynym z całego autobusu. Chyba nigdy nie zapomni tego momentu, w którym jego przyjaciel, Andreas odkrył, że on żyje. Blondyn rzucił się mu wtedy na szyję, obejmując mocno jego drżące ciało. Po chwili podbiegł do nich Markus, otulając ich ramionami. 

- Gdybyśmy byli w tym autobusie... - mruknął Markus, a Stephan dostrzegł łzy płynące z oczu kolegi z drużyny. 

- Nic nie mów - odpowiedział tylko Andi, wpatrując się w autobus, z którego służby zabierały ciała ofiar zapakowane w czarne worki. 

- Jesteś ranny? - zapytał nagle Eisenbichler, zauważając chyba dopiero w tamtym momencie, czerwone plamy na koszulce Leyhe. 

- To krew Karla - wyjaśnił sucho Stephan, czując na sobie dziwny i przenikliwy wzrok przyjaciół. Nie był pewien co o nim pomyśleli, choć wtedy to był jego najmniejszy problem. 

- Czyli udawałeś umarłego? - zapytał Markus, w jego głosie można było usłyszeć zwykłą ludzką ciekawość, ale też i dziwne podniecenie, które nie do końca pasowało do tych tragicznych okoliczności. Stephan i Andreas spojrzeli na kolegę wymownie, a on chyba zrozumiał o co im chodziło, bo nie oczekując już odpowiedzi, odwrócił wzrok w kierunku autobusu. 

Nie był pewien jak długo już przebywa w tym miejscu. Od razu po ataku, został skierowany na obserwację psychiatryczną. Ktoś przebąkiwał coś o szoku, następnie o zespole stresu pourazowego, a czasem nawet o początkach schizofrenii. Stephan nie wiedział co się z nim dzieje. Czuł jedynie bezzasadny strach. Każdego dnia, snuł się po małym szpitalnym pokoju jak cień. Nie wiedział jak pozbyć się tego okropnego uczucia, które zupełnie go paraliżowało. Przyspieszało bicie jego serca, spłycało oddech, sprawiało, że pocił się niczym podczas najgorszego treningu. Schudł, zmizerniał, a jego zwykle promienny uśmiech uciekł z jego twarzy, być może zniknął bezpowrotnie. 

Happier - Ski Jumping One ShotsUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum