Champion (Kamil Stoch x Peter Prevc / Proch)

1.1K 94 20
                                    


Patrzyłem na ciebie, stającego na najwyższym stopniu Turnieju Czterech Skoczni, z lekkim uśmiechem na ustach. Tak cholernie cieszyłem się z twojego sukcesu. Byłem z ciebie tak bardzo dumny. Wiedziałem jak ciężko pracowałeś na to wszystko, jak wiele wyrzeczeń kosztowało cię wygranie tego turnieju. W tym roku byłeś jeszcze bardziej doskonały niż w poprzednim. Spokojny, skupiony, wyjątkowy. Prawdziwy mistrz. Ja za to czułem, że upadam. Upadam coraz niżej. Brakowało mi powietrza i brakowało mi ciebie. Przypomniałem sobie sezon 2015/2016, sezon, w którym zacząłem się od ciebie odsuwać. Nie byłeś wtedy w najlepszej formie, przestałeś być dla mnie tak bardzo atrakcyjny, miewałeś humory, których nie potrafiłem znieść. Stałem się samolubny i skupiony tylko i wyłącznie na sobie. Zaczęło się od krótkiego romansu z Kennethem, później doszło jeszcze do kilku małych incydentów z innymi skoczkami, którzy byli wtedy na topie. 

Po któreś upojnej nocy z jednym z Niemców, przyszedłem do twojego hotelowego pokoju. Uśmiechnąłeś się do mnie ciepło, ale ten uśmiech nie sięgał twoich oczu. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale nie chciałem tego analizować, bałem się własnych myśli, wyrzuty sumienia prawie mnie zabijały, więc postanowiłem je ignorować. Tamtej nocy dałeś mi dostęp nie tylko do swojego łóżka, ale i ciała. Kochaliśmy się długo i namiętnie, a ja starałem się zrobić wszystko aby sprawić ci jak największą przyjemność, jakby chcąc zadośćuczynić ci, za te zdrady, których się dopuściłem. 

- Dziękuję, Peter, to było naprawdę wspaniałe pożegnanie - wysapałeś do mojego ucha, a ja spojrzałem na ciebie lekko nieprzytomnym wzrokiem. 

- Hmm? - mruknąłem pytająco, a ty patrzyłeś na mnie swoimi dużymi oczami, które już dawno straciły swój blask. Blask, który zauroczył mnie przy naszym pierwszym spotkaniu. 

- Myślisz,  że nie wiem co robisz z innymi? Myślisz, że nie czuję ich zapachu na twoim ciele? Nie widzę jak się na ciebie patrzą? Peter kocham cię, ale nie dam rady tak dłużej...

- Od jak dawna wiesz? - zapytałem drżącym głosem, nawet nie wiem po co, sama świadomość, że Kamil wie, była przerażająca. Jakby mój świat właśnie się zawalił niczym domek z kart. Związek z Polakiem był jedyną stałą rzeczą w moim życiu. Kamil był kimś do kogo zawsze wracałem, w kogo ramiona się wtulałem po każdej upojnej nocy z innymi. Jakkolwiek egoistycznie to nie brzmi, Stoch był mi potrzebny, był jakby częścią mnie, dlatego świadomość tego, że on wie, sprawiła, że cały drżałem z niepewności. 

- Od kilku miesięcy - odpowiedziałeś cicho, przekręcając się na plecy i wpatrując się beznamiętnie w sufit.

- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - obaj byliśmy niezwykle spokojni, ja chyba byłem wtedy w zbyt wielkim szoku, a ty zdawałeś się być pogodzony z losem.

- Bałem się życia bez ciebie, bałem się, że kiedy powiem ci, że to koniec to każdego dnia będę tęsknił za tobą, twoim uśmiechem zarezerwowanym tylko dla nielicznych, za twoim zapachem i za twoimi ramionami, w których zawsze czułem się tak bezpiecznie. Pamiętasz jeszcze Sochi? Pamiętasz nasz pierwszy raz? Pamiętasz to zawstydzenie i ciekawość siebie jaką oboje dzieliliśmy? Uroczo się wtedy rumieniłeś - powiedziałeś a ja miałem prawie łzy w oczach, przypominając sobie tę wyjątkową noc, kiedy nie tylko zdobyłem medal igrzysk olimpijskich, ale coś znacznie cenniejszego. Coś co właśnie wymykało się z moich rąk. 

- Kamil możemy to jeszcze naprawić - powiedziałem bez przekonania, ty też zdawałeś się wiedzieć, że to nie ma sensu. 

- Nie, nie możemy - odpowiedziałeś cicho - Idź już, Peter, idź i nigdy nie wracaj - powiedziałeś, odwracając się do ściany, jakbyś nie chciał widzieć jak opuszczam twoje łóżko po raz ostatni. Wciąż byłeś zupełnie nagi i tak bardzo podatny na zranienie. Ubrałem się szybko i opuściłem twój pokój, rzucając tylko jedno niepewne spojrzenie w twoim kierunku. Ty jednak się nie odwróciłeś, leżałeś niezmiennie w tej samej pozycji, a zamykając drzwi miałem wrażenie, że słyszę twój cichy szloch.

Od tego czasu minęły już dwa lata, dwa lata bez ciebie to jak wieczność, ale zrozumiałem to dopiero po jakimś czasie od zamknięcia drzwi twojego hotelowego pokoju. Najgorsze było to, że ty wciąż byłeś idealny, zawsze gratulowałeś mi po udanych skokach, udzieliłeś wywiadu dla Słoweńskiego radia, gdzie wypowiadałeś się o mnie w samych superlatywach, uśmiechałeś się, gdy mijaliśmy się w drodze na skocznie. Żadne z nas nie wspominało nawet słowem o tym co między nami było. Każda krótka rozmowa jaką dzieliliśmy opierała się na kurtuazyjnych zwrotach i gratulacjach. Chciałem o ciebie walczyć, ale jednocześnie cholernie się tego bałem. Bałem się rozmawiać o uczuciach, wiesz, że nigdy tego nie lubiłem. Bałem się odrzucenia, nigdy nie potrafiłem sobie z nim poradzić. Tylko czasem, gdy podczas bezsennej nocy wspominałem sobie Sochi, pierwszy nasz wspólny poranek, twoje zarumienione policzki i szczęśliwe, pełne blasku oczy, wtedy miałem ochotę działać, chciałem zadzwonić, napisać, jechać do ciebie jak najszybciej się da i błagać o wybaczenie. Zawsze jednak do głosu dochodził rozsądek. Moja cecha numer jeden, którą zatraciłem, gdy zacząłem wygrywać i przestałem doceniać jak wiele dla mnie znaczysz.  

W Bischofshofen spaliśmy w tym samym hotelu. Widziałem jak wracasz zmęczony po konferencji prasowej z orłem w ręku. Koledzy z kadry szli obok ciebie, śmiejąc się radośnie, widocznie ciesząc się z twojego sukcesu. Ja też byłem szczęśliwy, tak cholernie szczęśliwy, że to ty wygrałeś. Zasłużyłeś na to jak nikt inny. Zawsze byłeś mistrzem, potrafiącym zachować się z wielką klasą nie tylko na skoczni, ale i w życiu prywatnym. 

Opadłem zmęczony na łóżko i włączyłem jakiś film na laptopie, żeby pomógł mi zapomnieć o niezbyt udanym turnieju. Pokój miałem sam, bo Janus wciąż wierzył, że przy maksymalnym skupieniu dam radę wrócić na szczyt. Przykryłem się kołdrą i przyciągając do siebie poduszkę odetchnąłem głęboko. A może teraz jest ten moment? Taka myśl pojawiła się nagle i nie chciała mnie opuścić. Próbowałem ją zagłuszyć, ale tym razem to się nie udało. 

Wiedziałem, że mieszkasz w pokoju na końcu korytarza, wczoraj widziałem jak do niego wchodzisz po śniadaniu. Bez dłuższego zastanawiania się, wstałem i poszedłem pod twoje drzwi. Pierwszy raz od jakiegoś czasu posłuchałem głosu serca. Serca, które wyrywało się do ciebie. Zapukałem w swój charakterystyczny sposób, który na pewno rozpoznałeś. 

- Peter?! - zapytałeś niepewnie, jakbyś zobaczył ducha, rozchylając nieco drzwi na tyle, żeby wysunąć głowę, jednak nie robiąc nic, żeby wpuścić mnie do środka.

- Gratuluję - tylko tyle zdołałem wykrztusić, czując jak moje gardło boleśnie zaciska się z nerwów. 

- Nie musiałeś się fatygować - po raz pierwszy usłyszałem w twoim głosie złość, jednak miałem wrażenie, że tak naprawdę próbowałeś jedynie zamaskować ból.

- Musiałem, musiałem bo to wszystko moja wina, bo ja... - zanim zorientowałem się co się dzieje, łzy płynęły już po moich policzkach, jakby czekały przez dwa lata tylko na ten jeden moment, na tę jedną rozmowę. 

- Peter - szepnąłeś, gładząc delikatnym gestem mój policzek, prawie jęknąłem mogąc znów poczuć twój dotyk - Wejdziesz? - zapytałeś miękko, jakbyś też się poddał emocjom, które próbowałeś trzymać w środku. Pokiwałem tylko głową, a ty rozchyliłeś drzwi i pociągnąłeś mnie za rękę do wnętrza pokoju. Nasze palce odnalazły siebie i od razu się ze sobą połączyły. Nasze dłonie zawsze pasowały do siebie idealnie. Przyciągnąłeś mnie do siebie i pocałowałeś mnie z niepasującą do ciebie łapczywością. Byłeś silny. Silniejszy niż dwa lata temu. Teraz to ty dominowałeś, ale ja poddawałem się tobie z radością. Oboje się zmieniliśmy. Dopiero teraz, gdy twoje dłonie niecierpliwe zdzierały ze mnie ubranie, zobaczyłem Kamila, którego nie znałem nigdy dotąd. Twoje oczy znów błyszczały, błyszczały hipnotyzującą mieszanką szczęścia i pożądania. 

- Tak cholernie za tobą tęskniłem - mruknąłem cicho, gdy twoje usta badały uważnie każdy fragment mojego ciała.

- Nie zostawiaj mnie już i nie krzywdź mnie więcej - odpowiedziałeś, a do twoich oczu na chwilę wrócił ból i żal. 

- Nigdy, obiecuję - odparłem i pocałowałem cię tak, że na chwilę świat wokół nas zawirował, a ja znów pływałem na fali tego niesamowitego uczucia, które poznałem po raz pierwszy w Sochi. 

***

Cześć Kochani!

Wracam z nowym prochem, mam nadzieję, że ktoś przeczyta  ❤ ❤

Proszę napiszcie co myślicie

Buziaki!

Happier - Ski Jumping One ShotsOnde histórias criam vida. Descubra agora