|12| Zelo (B.A.P)

699 32 3
                                    

Odwróciłam się, by zobaczyć, jak bardzo mnie doganiają. Są coraz bliżej. Nie dam rady im uciec. Jednak, jeśli mają mnie zabić, to wolę powalczyć o swoje życie. Jednak jest coś, co mi utrudni przeżycie. Mur. Zajebiście. Brawo dla osoby, która postawiła na środku lasu wysoki i szeroki mur, a obok posadziła prawie przy nim drzewa. Pewnie nie przewidziała, że jakaś młoda dziewczyna będzie tu próbowała uciec przed wilkołakami. Usłyszałam za sobą warczenie. Dogonili mnie. To jest mój koniec. Oparłam się plecami i mur, by być jak najdalej od nich. Niski brunet szczeknął na mnie i zrobił krok do przodu. Już chciał się ruszyć, ale powstrzymał go wyższy blondyn. Warknął na niego i ruszył w moją stronę. Wstrzymałam oddech. Miał dziki wzrok. Był coraz bliżej. Patrzyłam mu cały czas w oczy. Miał blond włosy i wyglądał dosyć młodo. Może jako człowiek jest przystojny, ale czy ma to teraz znaczenie, skoro i tak zaraz umrę? Kątem oka zobaczyłam jakiś ruch, jednak wciąż patrzyłam mu w oczy. On jednak się odwrócił w tamtą stronę i rzucił na ruszający się kształt. Patrzyłam jak się szarpią, jednak poczułam na sobie ciężar, upadłam i uderzyłam głową w ziemię. Zrobiło mi się czarno przed oczami. Zanim je zamknęłam, zobaczyłam jak ten blondyn podbiega do mnie i coś mówi, ale nie wiem co, bo straciłam przytomność.

***

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Musiałam nieźle grzmotnąć w ziemię. Próbowałam się podnieść, ale ból się nasilił, więc opadłam z powrotem na poduszki. Przypominało mi się, co się działo wczoraj. Czyli nie chcieli mnie zabić? To po co im jestem? Moje rozmyślania przerwały otwierane drzwi. Zza nich wychyliła się blond czupryna.
-Mogę wejść? -spytał się. Kiwnęłam głową, a on wszedł do środka. Miał ze sobą jakieś tabletki i herbatę. Położył rzeczy na stoliku nocnym i usiadł na krześle.
-Weź je, mocno przyrąbałaś w ziemię. -powiedział wskazując głową na listek i kubek. Sięgnęłam po nie, wyjęłam 2 tabletki, połknęłam i popiłam herbatą, która okazała się tylko ciepła.
-Dzięki -powiedziałam tylko, bo nie wiedziałam, co więcej powiedzieć. Chwilę trwała nieprzyjemna cisza, którą on postanowił przerwać.
-Jestem Choi Junhong, ale wolę, jak się mówi na mnie Zelo.
-Kim Jiyeon. A teraz mi wytłumaczysz, o co w tym wszystkim chodzi?
Westchnął, dał ręce za głowę i się mocniej oparł o krzesło.
-Od czego by tu zacząć? Jak widziałaś, jesteśmy wilkołakami. Nasz szef kazał nam cię złapać. Nie mówił, po co.
-Czyli teraz mnie jemu wydacie?
-Powinniśmy.
Nie wierzę w to. Wilkołaki nie istnieją, to jest tylko wytwór ludzkiej wyobraźni, coś co nie istnieje. Wszystko musiało mi się przyśnić.
-Nie, to nie jest prawda. Wkręcacie mnie. -wstałam z łóżka i zaczęłam kierować się do drzwi.
-Wracaj do łóżka. -warknął Zelo.
-Nie będę przebywała w domu wariatów. Co chcecie mi zrobić? Zgwałcić? Zamordować?
-Powiedziałem, wracaj do łóżka! -chłopak widocznie się już denerwował, ale ja się nie poddawałam.
-Chyba żartujesz, że ja się...
Rzucił się w tym momencie na mnie. Zamknęłam oczy, czekałam na ból. Ale tego się nie spodziewałam. Poczułam jego wargi na swoich. Nie wiedziałam, co robić. Swoim ciężarem przygwoździł mnie do ściany, ale nie chciałam go odpychać. To mi się... podobało? Postanowiłam się oddać chwili i już miałam oddać pocałunek, gdy się ode mnie odsunął.
-Następnym razem nie będzie tak przyjemnie. -warknął i wyszedł.
Co się właśnie stało? Z wrażenia zjechałam plecami po ścianie. Czemu mnie nie uderzył, tylko pocałował? Co to miało znaczyć? Nie wiem ile tam siedziałam. Usłyszałam skrzypienie drzwi. Zza nich się wyłonił Zelo.
-Wstawaj. Jedziemy do chłopaków.
Nie patrzył mi w oczy i po prostu wyszedł. Westchnęłam. Czy ja coś do niego czuję? To się chyba nazywa syndrom sztokholmski. Wstałam i poszłam za nim. Dlaczego ludzka psychika tak działa? A jeśli serio jest wilkołakiem? Nie, to niemożliwe. To był sen. Ale jak wytłumaczyć to, że był też w śnie? Na zewnątrz wskazał ręką, że mam wsiąść do auta. Zrobiłam to mimo sumienia. Chłopak wsiadł do auta zaraz po mnie, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył. Przez całą drogę się nie odzywaliśmy. Nie wiedziałam, gdzie jedziemy. Zatrzymaliśmy się przed zwykłym domkiem rodzinnym. W ciszy wysiedliśmy i skierowaliśmy się do drzwi. Powinnam czuć strach, a czułam coś, jakby dziwne ciepło. Co jest ze mną nie tak? Zelo bez pukania wszedł do domu.
-Siema -przywitał się z nim tamten brunet, co chciał się na mnie rzucić. Chłopak mu odpowiedział i padł na kanapę. Ja stałam i za bardzo nie wiedziałam, co zrobić. Żaden nie kazał mi usiąść, więc tylko się patrzyłam.
-To co z nią robimy? -spytał się niski blondyn po mojej prawej stronie.
-Na pewno jej nie oddamy szefowi. -powiedział Zelo.

***

Nie chciałem jej mu oddawać. Gdy nam pokazał jej zdjęcie, myślałem, że to kolejna zwykła ofiara. Jednak gdy zobaczyłem ją na żywo, poczułem dziwne uczucie w sercu i nie chciałem jej porwać dla szefa, ale zachować dla siebie. Jednak nie chciałem tego pokazać chłopakom, więc udawałem, że po prostu wykonuję swoje zadanie. Gdy u mnie w domu chciała uciec, chyba chciałem walczyć z tym uczuciem i krzyknąłem na nią. Potem się rzuciłem. Pierwotnym zamiarem było uderzenie jej, ale w ostatnim momencie zmieniłem zdanie i pocałowałem ją. Potem byłem wściekły, że się poddałem uczuciom i przerwałem tę piękną chwilę, czego teraz żałuję.
-Przecież to jego rozkaz.
-A ja mam głęboko jego rozkazy. -odpowiedziałem Himchanowi. Wszyscy ma mnie spojrzeli. Nawet Jiyeon.
-Zelo, dobrze się czujesz? Brałeś coś? Czy ona ci namieszała w głowie? -spytał Jongup, wskazując na dziewczynę. Miał rację. Ale mi to nie przeszkadzało. Nagle usłyszałem głos silnika. Dzięki dobremu słuchowi rozpoznałem auto. Szef.
-Kto mu powiedział? -spytałem zły.
-Ja. -odpowiedział Youngjae.
Byłem wściekły. Mówiłem im, żeby nie wzywali go.
-Zabije cię. -syknąłem i zamieniłem się w wilkołaka.
-Wy go zatrzymajcie, ja pomogę jej się gdzieś schować.
Wziąłem ją za rękę i pociągnąłem na górę.
-Masz nie wychodzić i czekać, aż po ciebie przyjdę. -powiedziałem jej i zamknąłem szafę. Z dołu było słychać szczeknięcia i odgłosy walki. Przyszedł. Zauważyłem go w salonie. Już 3 moich przyjaciół leżało i się nie ruszało. Yongguk siedział na jego plecach i się z nim szarpał, a Himchan go okrążał. W końcu większy wilkołak zrzucił Guk'a z pleców, który wpadł na Chana i oboje upadli na szafę. Szef spojrzał wtedy na mnie.
-Widzę, że nie chcesz oddać dziewczyny. -powiedział. -Ale odbiorę ci ją, choćbym miał cię zabić. -rzucił się na mnie. Przygwoździł mnie do ziemi i próbował mi się wgryźć w gardło, ale skutecznie mu na to nie pozwalałem. Chciałem go odciągnąć od schodów, więc włożyłem całą siłę, by go odepchnąć. Udało mi się, próbowałem wstać, ale on ugryzł mnie w prawą łydkę. Zawyłem, trafił w tętnicę. Wraz z upływem krwi obraz mi się rozmazywał. Wilkołak szykował się do skoku, chciał mnie dobić. Nagle czyjeś ręce mu oplotły szyję. To Jiyeon! Zacisnęła je mocno i nie miała zamiaru puścić, mimo że on jej je drapał. Miała już spore rany na rękach, dłużej może nie wytrzymać, trzeba coś zrobić. Z trudnością wstałem i spojrzałem jej w oczy. Kiwnęła głową ze zrozumieniem, więc przygotowałem się do skoku i skoczyłem. Nie było to łatwe, ze względu na nogę, ale nie niemożliwe. W tym momencie Ji odsunęła ręce, a ja wbiłem kły w jego gardło. Szarpał się, ale nie dawałem za wygraną. Jednak uderzył mnie łapą w tył głowy i upadłem. On jednak też upadł, pewnie martwy. Zrobiło mi się czarno przed oczami, czułem, że tracę mnóstwo krwi i mogę umrzeć. Chciałem ostatni raz ujrzeć dziewczynę, którą kochałem. Tak, kochałem. Poczułem, jak ktoś mi siada na biodrach i całuje w usta. Zaskoczony zapomniałem o ranie i obraz powoli wracał. Zamknąłem oczy i oddałem pocałunek. Zamieniłem się z powrotem w człowieka, by nie zranić jej kłami. To był chyba najlepszy moment w moim beznadziejnym życiu. W końcu znalazłem osobę, która mnie kocha. Chociaż, czy mnie naprawdę kocha? Całowanie nie od razu to oznacza. Ah, nie czas na refleksje, trzeba się nacieszyć chwilą. Jednak stało się też coś, czego bym się nigdy nie spodziewał. Czułem, jak rana przestaje mi krwawić, a skóra i mięśnie się zrastają. To po to szef ją chciał? Bo miała dar uzdrawiania?
-Kocham cię. -szepnęła. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Ona odsunęła twarz od mojej i zobaczyła, że jestem przytomny, zasłoniła twarz rękami. Zaśmiałem się, nie wiedziała, że to słyszałem.
-Nie spodziewałaś się, co? Wiesz, ja też cię kocham. -powiedziałem i się zarumieniłem. Ona odsunęła ręce i też się zarumieniła. Potem na nie spojrzała i krzyknęła. Nie było na nich ran.
-Chciał cię, bo masz dar uzdrawiania. Dzięki tobie mogę żyć. Dziękuje.
Wtuliłem twarz w jej włosy. Pięknie pachniały.
-Nawet nie wiedziałam, że mam taki dar. Nigdy się poważnie nie zraniłam, a takie drobne skaleczenia myślałam, że to normalne, że się tak szybko goją.
-Widzisz jaka jesteś wyjątkowa?
Chwilę siedzieliśmy w ciszy wtuleni w siebie.
-M-może ja pomogę twoim kolegom?
-Heh, przydałoby się im się. -zaśmiałem się i cmoknąłem ją w czoło. Może moje życie od teraz będzie lepsze?

One Shot dla zuzu_zelo-2002
Przepraszam że tak długo, ale nie miałam weny na to ;_; ale jest 😃

❞one ѕнoтy❝ ❧ ĸpop [zaмówιenιa zawιeѕzone]Where stories live. Discover now