|20| V (BTS)

1.1K 60 6
                                    

Poszłam z ekipą na pola. Był środek stycznia, mnóstwo śniegu. Zaczęło się robić ciemno, ale nam to nie przeszkadzało w rzucaniu się śnieżkami.
-Ha! Trafiłem! -ucieszył się Hansol i ukrył z zaspą.
-Ja ci dam "trafiłem"! -oburzyła się Jongyeon i rzuciła się na chłopaka ze śnieżną kulką. Ja podeszłam od tyłu Yugyeom'a i trafiłam go w plecy.
-O ty! -zaczął mnie gonić, a ja zwinnie przed nim uciekałam i unikałam "pocisków". Nagle zerwał się silny wiatr, śnieg na chwilę mnie oślepił i poczułam coś mokrego na karku.
-Yug, zabiję cię!
Usłyszałam dziwne skrzypienie. Zamrugałam kilka razy, by odzyskać wzrok. Ujrzałam Taehyung'a, który dla odmiany robił sobie zapas śnieżek. Stał pod metalową konstrukcją, podpierającą jakieś rury, która się niebezpiecznie chwiała. Jest w naszej ekipie od niedawna i zaczął mi się podobać. Z tego powodu się czułam trochę dziwnie w jego obecności. Normalnie bym do niego z dupy nie podeszła, ale stał w niebezpiecznym miejscu, więc ruszyłam w jego kierunku. Zauważył mnie i wstał, biorąc jedną kulkę. Zaczęłam machać rękami, żeby się stamtąd odsunął, ale on chyba nie rozumiał i stał z pytającą miną. Gdy byłam jakieś 15 metrów od niego, usłyszałam głośny zgrzyt i konstrukcja się zaczęła przechylać w naszą stronę. On tego jakby nie zauważał.
-Uciekaj! -krzyknęłam i zaczęłam biec. Spojrzał za siebie i dopiero zauważył, o co mi chodzi. Za późno na ucieczkę. Odbiłam się od ziemi i popchnęłam go z całej siły. Upadliśmy, gdy metal rąbnął o ziemię i było słychać ogłuszający huk. Gdy spadłam, poczułam, że przekrzywiłam mocno kostkę i ogromny ból. Krzyknęłam i gdy upadliśmy na śnieg, zwinęłam się z bólu, do moich oczu napłynęły łzy.
-Tae, So! -przyjaciele przybiegli do nas. Najmniejszy ruch sprawiał mi ból, więc bałam się ruszyć.
-Boże, nic wam się nie stało? -spytała przerażona Taeyeon.
-Trochę mnie bolą żebra od upadku, a tak to nic.
Ufff, udało się.
-Skręciłam... Kostkę. -wydusiłam i syknęłam z bólu. Dodatkowo moje spodnie przesiąkły mokrym śniegiem i marzłam.
-Dzwonię na pogotowie. -oznajmił Sungkyu.
-Powiedz, by przyjechali na ten przystanek obok ścieżki, tu nie dadzą rady wjechać. Ja ją zaniosę. -powiedział Taehyung. W górnej części ciała zrobiło mi się gorąco. Chłopak dał ręce pod moje łopatki oraz zgięcia kolan i podniósł mnie. Yugyeom przykrył mnie kurtką.
-Nie trzeba, zamarźniesz. -powiedziałam słabo.
-Teraz jesteś najważniejsza ty. Mi jest ciepło.
-Ale potem będziesz chory, posłuchaj Soji. -położyła mu rękę na ramieniu Jong.
-To ty mnie ogrzejesz. -objął ją i przytulił.
-Pospieszmy się, pogotowie powinno zaraz przyjechać.
Droga była straszna. Drżałam z zimna, pomimo dwóch kurtek, każdy krok Tae sprawiał mi ból, wiatr się nasilił, więc wszystkim było trudno iść. Zrobiło się dodatkowo całkiem ciemno, Sungkyu, Jangjun i Hansol włączyli latarki w telefonach. Przeszedł mnie mocniejszy dreszcz i się bardziej wtuliłam w chłopaka. Okropnie cierpiałam, jednak wolałam to, niż gdybym miała stracić przyjaciela.
-Mogliśmy cię posłuchać i nie iść w taką pogodę. -westchnęła Taeyeon. Wyszliśmy na ulicę, jednak droga dalej była trudna, gdyż nie było tu chodników. Dopiero przy przystanku był równy chodnik, więc mniej mnie bolało. Wszyscy milczeli. Tae mnie posadził na ławce na przystanku, gdzie, na szczęście, budka osłaniała nas przed wiatrem, i usiadł obok mnie a z drugiej strony Hansol. Objęli mnie rękami, bym mi nie było zimno, co pomogło tylko trochę. Wiedziałam, że kość mi bardzo poszła i będę musiała długo chodzić o kulach. Trwała nieprzyjemna cisza, którą przerwał sygnał z karetki. Po chwili nadjechał pojazd, a z niego wyskoczyło dwóch ratowników.
-Która jest poszkodowana? -spytał i przeleciał po nas wzrokiem. Wszyscy spojrzeli na mnie i medycy podeszli do mnie.
-Nogę obejrzymy w środku, bo zmarzniesz.
Pomogli mi wstać i wejść do karetki. Zanim zamknęli drzwi usłyszałam jeszcze:
-Pojedziemy autobusem do mnie, a potem moim vanem do szpitala.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, że tak się poświęcają.
-Uwaga, teraz może bardzo boleć, bo musimy zdjąć buta.
Zacisnęłam zęby, ale i tak jęknęłam z bólu.
-Bardzo ci poszło. Paskudny wypadek. -zacmokał ratownik. -Co się właściwie stało?
To pytanie raczej nie było z ciekawości, tylko by podtrzymać moją świadomość. Powoli traciłam przytomność z bólu.
-Bawiliśmy się na śniegu, gdy zerwał się silny wiatr. Wtedy jakaś metalowa konstrukcja się przechyliła i by spadła na przyjaciela, ale go popchnęłam. Wtedy źle upadłam i skręciłam kostkę. -odpowiedziałam, sama walcząc z mroczkami przed oczami. Z drugiej strony chciałam zemdleć, wtedy nie czułabym tego bólu.
-Zabawa w tym czasie tam nie była odpowiedzialna, ale dobrze się zachowałaś, dzięki tobie ten przyjaciel nie stracił życia.
Lekko się zarumieniłam, na szczęście miałam szalik, więc ukryłam w niego moje policzki.

***

To były najgorsze chwile w moim życiu. Myślałem, że umrę. Jeszcze bardziej się bałem, że to Soji zginie. Myślałem, że te rury ją przygniotły. Na szczęście leżała obok, ale była skulona. Skręciła poważnie kostkę. Szczęście w nieszczęściu tylko tyle. Zacisnąłem ręce na kierownicy, muszę wiedzieć, co z nią. Muszę być przy niej. Czemu jej nie podziękowałem? Dzięki niej, żyję, mogę dalej patrzeć na jej uroczą twarz, wdychać zapach jej włosów. Pięknie pachnie. Znamy się krótko, ale już zdążyłem oszaleć z miłości. Gdy zginęła, nigdy nie wybaczyłbym sobie tego, bo to by było przeze mnie. Gdy dojechaliśmy na parking, wyskoczyłem z auta i poganiałem resztę ekipy, by wyszła. Zamknąłem auto i pobiegłem do budynku.
-Gdzie leży Min Soji?
-Kim pan dla niej jest? -spytała się recepcjonistka.
-Jej chłopakiem. -odpowiedziałem bez chwili wahania. Chciałbym, żeby to była prawda.
-Aktualnie przechodzi badania, proszę tu na nią poczekać.
Usiadłem na krześle w poczekalni, jednak chwilę potem wstałem, bo mnie nosiło ze stresu.
-Spokojnie, Tae, wszystko będzie dobrze, to tylko skręcona kostka. -powiedział Hansol. Łatwo ci mówić, nic więcej do niej nie czujesz, więc nie odczuwasz tego, jak ja. I nie ciebie uratowała. Po pół godziny, może godzinie podszedł do mnie lekarz.
-Pacjentka jest już po badaniach, można ją odwiedzić, ale pojedyńczo.
Kiwnąłen głową.
-Idź pierwszy. -powiedział Yugyeom. Poszedłem w stronę sali, w której leżała. Usłyszałem jeszcze za sobą:
-Hwaiting!
Otworzyłem drzwi. Były tam cztery łóżka, ale tylko jedno zajęte. Jej prawa noga była w gipsie, ona leżała z zamkniętymi oczami. Usiadłem na stołku obok łóżka i delikatnie złapałem jej rękę. Wtedy otworzyła oczy i na mnie spojrzała, uśmiechając się.
-Ja chciałem ci podziękować. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. -ścisnąłem mocniej jej rękę.
-Nie ma za co, po to są przyjaciele.
Miałem wielką ochotę ją pocałować. Ale jak się spłoszy? Nie podobam się jej?
-Jest jeszcze jedna rzecz. -spuściłem wzrok, jednak znowu popatrzyłem jej w oczy, by wiedziała, że mówię szczerze. -Nie wiem, co ty do mnie czujesz, ale odkąd się poznaliśmy, ciągle o tobie myślę. Jesteś dla mnie wyjątkowa i po prostu chcę ci to wyznać, nawet jeśli tego nie odwzajemniasz. Kocham cię. Teraz zawdzięczam ci też życie.
Patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami z niedowierzaniem. Potem się uśmiechnęła, lekko rumieniąc.
-Tae, bo ty też mi się zacząłeś podobać, odkąd się poznaliśmy... Myślałam, że ty mnie nie.
Przybliżyłem trochę twarz, ale nie całkiem, by jej nie spłoszyć. Wtedy ona pokonała dzielącą nas odległość i musnęła moje wargi. Odwzajemniłem pocałunek i oddałem wszystkie uczucia, które mi towarzyszyły. Jej usta były słodkie i miękkie. Było mi bardzo przyjemnie. Kocha mnie. Ja kocham ją. Czego chcieć więcej? Byłem bardzo szczęśliwy. Mimo że przeżyliśmy wczesniej straszne chwile, to teraz wiem, że oddałbym wszystko za tą chwilę, której teraz doświadczam. Być blisko osoby, którą darzę silnym uczuciem.

Shot na zamówienie Melka224

Mam nadzieję, że się podoba ;)

❞one ѕнoтy❝ ❧ ĸpop [zaмówιenιa zawιeѕzone]Where stories live. Discover now