Rozdział 2

26.9K 1.3K 67
                                    


Około kwadrans przed północą wsunęłam się bezszelestnie przez drzwi frontowe i skierowałam do kuchni. Zawsze przed snem piłam ciepłe mleko, na dobranoc.

-Cieszę się, że prezent ci się podoba- usłyszałam, gdy tylko weszłam do pomieszczenia.

Stanęłam gwałtownie i patrzyłam jak mama z uśmiechem zamyka czytaną właśnie książkę. Siedziała z kubkiem herbaty na stołku przy wyspie.

-Taa, no wiesz... ujdzie- burknęłam cicho i popędziłam z powrotem do pokoju, odprowadzona przez jej cichy chichot. Dzisiaj chyba obejdę się bez mleka.

***

Na drugi dzień budziłam się całkiem wypoczęta, ale nie było w tym nic dziwnego- była 12:30. Z szerokim uśmiechem i w podskokach zeszłam na dół. Nigdzie jednak nie widziałam rodziców, ale może to i lepiej? W sumie to mi wiele ułatwiało, niby wciąż byłam na nich zła.

Dopiero wtedy zauważyłam, że nie obejrzałam reszty domu i... nie, nie, nie. Najpierw śniadanie.

Usiadłam przy stole, jedząc płatki z zimnym mlekiem.  Na blacie znalazłam dzisiejszą gazetę i zaczęłam czytać. Jakiś wypadek, festyn, plotki o zaręczynach jakichś sławnych ludzi... nudy. Dziwnie było być zewsząd otoczonym innym językiem i kulturą. Czułam się jak w całkiem innej rzeczywistości. Z powrotem odłożyłam gazetę i skończyłam jeść płatki.

Nie chcąc biegać po domu w samej piżamie, wróciłam do pokoju i szybko się przebrałam. Dodatkowe pary drzwi w moim pokoju prowadziły zarówno do garderoby, jak i do małej łazienki. Założyłam szybko podkoszulkę i krótkie spodenki, ciekawa reszty domu i zeszłam na dół, ruszając na rekonesans.

Pierwszy pokój- salon. Jednymi słowy, przestronny. Wchodziło się do niego przez otwarte drzwi z korytarza. Na środku stała biała, skórzana kanapa i dwa fotele do kompletu, przed nimi telewizor, a pomiędzy stolik kawowy. Zdecydowanie to ich cienie widziałam w nocy. Z prawej strony stał długi mahoniowy stół, a zaraz obok niego otwarte przejście do kuchni, było to coś na co wczoraj kompletnie nie zwróciłam uwagi. Pierwsze o czym jednak pomyślałam widząc salon w całej jego okazałości, to: "Idealne miejsce na imprezę."

No to idziemy dalej.

Kuchnię ominęłam, zdążyłam się już z nią dogłębnie zapoznać. Okna na zewnątrz oświetlały całe jej wnętrze. Z prawej strony holu odbiegał korytarz w którym znalazłam drzwi do kolejnego pomieszczenia. Drugim pokojem była sypialnia. Dwuosobowe łóżko, komoda. Na ścianie za łóżkiem znajdowała się fototapeta przedstawiająca panoramę Paryża. Założyłam, że ten pokój był zarezerwowany dla rodziców, więc szybko się z niego wycofałam.

Trzecim pokojem była łazienka. Była większa niż ta będąca w moim pokoju, i dodatkowo miała wannę zamiast prysznica. Zdecydowanie w stylu mojej mamy, białe i szare kafelki, lustro w złotej ramie i jakiś kwiatek w kącie. Przeszłam do następnych drzwi i kolejnym pomieszczeniem okazała się pralnia. Pralka, suszarka i kosz na pranie- nic nadzwyczajnego.

Chciałam zobaczyć podwórko, ale nie wiedziałam, jak tam się dostać. Obeszłam jeszcze raz wszystkie pokoje i zobaczyłam jeszcze jedne drzwi, których wcześniej nie zauważyłam, bo znajdowały się za firaną, na końcu korytarzyka. Wyszłam przez nie i moim oczom ukazał się sporych rozmiarów teren porośnięty trawą. Wzdłuż płotu rosły kwiaty i krzewy. Byłam naprawdę ciekawa tego, kto będzie zajmował się tymi wszystkimi roślinami, jeśli rodzice ciągle pracują. A może tato znajdzie czas na nowe hobby? W tylnej części ogrodu, przy krzewach róż, stał stolik z czterema krzesłami i kilka drzewek owocowych. 

Pokiwałam głową z zadowoleniem i wróciłam do domu. Usiadłam na kanapie w salonie i właściwie siedziałam w ciszy. Rodziców nadal nie było, dom wyglądał bardziej jak z oferty sprzedaży niż miejsce gdzie żyją ludzie. Brakowało tu nas, naszych bibelotów zdjęć, był jak pusta karta którą trzeba będzie powoli zapełnić naszymi rzeczami. Wszędzie było czysto, kurze były pościerane a podłogi odkurzone, zanim przyjechaliśmy ktoś musiał tu wcześniej być. Nawet trochę brakowało mi tych wszystkich kartonów na które wcześniej tak się denerwowałam w poprzednich mieszkaniach.

Nie mając co ze sobą zrobić postanowiłam się przejść po okolicy. Wczoraj niestety nie zadbałam o to by skorzystać z okazji i zapamiętać kilka ciekawszych miejsc w sąsiedztwie. Założyłam więc buty i wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne. Już zaczęłam szukać kluczy od domu, gdy okazało się, że ktoś wspaniałomyślnie przypiął mi je do kluczyków od ścigacza. Rodzice musieli pomyśleć o tym gdy wychodzili, zostawiając mnie samą. Wychodząc z domu zamknęłam drzwi i pokierowałam się chodnikiem przed siebie.

Szłam nie więcej niż godzinę, klucząc między uliczkami i dzielnicami, rozglądając się i starając się zapamiętać drogę powrotną. Gdy doszłam jak mi się wydaje do centrum miasta, zaczęłam mijać coraz więcej sklepów usługowych. Zaczęłam się rozglądać za miejscem, gdzie mogłabym chwilę odpocząć i zdecydowałam się na kawiarnia, jak głosił szyld nazywała się „Sweet time". Weszłam do środka, a nade mną zabrzmiał dzwoneczek.

-Proszę siadać, zaraz do Pani podejdę!- usłyszałam zza lady.

Rozejrzałem się naokoło. Ściany były pomalowane w pstrokate kolory, a na każdym kroku czaił się inny stolik i inne siedzenie. Na środku stała zielona kanapa, a obok niski stolik kawowy. Nie znalazłam tu dwóch takich samych krzeseł. Jednak kilka z miejsc było już zajętych. Wybrałam niebieski fotel w rogu sali i zajęłam miejsce. Po chwili podeszła do mnie kelnerka-uśmiechnięta blondynka, z notesikiem w dłoni.

-Co mogę dla Pani przygotować?

-Macie może sernik?- zapytałam odruchowo kierując wzrok w stronę lady, gdzie w oddali znajdowała się witrynka z ciastami.

-O tak- powiedziała i pokiwała głową, jakby na potwierdzenie swoich słów.- W menu mamy zwykle kilka smaków, jednak pojawiają się na przemian, poza klasycznym sernikiem mamy też czekoladowy, malinowy, karmelowy, cytrynowy czy z pistacjami... Dzisiaj akurat mogę zaproponować karmelowy lub pistacjowy, jeśli interesuje cię inny smak to możemy też zamówić ciasto i sprzedać je w całości, albo, już tak między nami, mogę ci powiedzieć w jakim dniu jaki sernik jest sprzedawany...- opowiadała kelnerka, a ja powoli zaczynałam czuć się przytłoczona i skołowana wszystkimi tymi informacjami. 

-Dzisiaj poproszę tylko karmelowy i kawę- uśmiechnęłam się, gdy tylko udało mi się wtrącić moje zamówienie między jej oddechami.

Dziewczyna zaraz zapisała wszystko w notesiku i poszła przygotować zamówienie. Zapadłam się wygodnie w fotelu i westchnęłam, nie mogłam narzekać na moje umiejętności językowe, jednak starcia z takimi gadułami nie zawsze były łatwe. 

Resztę dnia spędziłam na zajadaniu się sernikiem. Kiedy w końcu wróciłam do domu- a zabłądziła ze trzy razy- wciąż nikogo nie było. Zaszłam do kuchni i zrobiłam sobie zimną herbatę. Dopiero wtedy zauważyłam kartkę leżącą na blacie:

"Daniell,

zabieram twoją mamę na wycieczkę i zakupy, nie siedź cały dzień na telefonie. Wyjdź do ludzi. Nie zapomnij, że za kilka dni idziesz do szkoły, zrób listę rzeczy które trzeba będzie jeszcze dokupić.

                                           kocham, Tato."

Zaśmiałam się pod nosem, ze swojej nieuwagi. Poszłam więc z kubkiem herbaty do swojego pokoju i usiadłam do biurka. Włączyłam jedną z ulubionych piosenek i zaczęłam pakować wszystkie rzeczy, które już nie długo powinny być mi potrzebne.

Stand & driftTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang