Rozdział 21

17.9K 1K 23
                                    

     Dzisiaj, w ten czwartkowy poranek, wstałam z myślą, że muszę porozmawiać z pewnym chłopakiem. Ubrałam się w bordowe rurki oraz kremowy sweterek i z plecakiem zarzuconym na plecy zbiegłam na dół. Założyłam moje trampki i zostawiając w korytarzu plecak, udałam się do kuchni. W środku rozpromieniona mama sączyła powoli kawą, jak co ranka.

-Dzień dobry kochanie- powiedziała z szerokim uśmiechem.

-Hej mamuś.

 Wyjęłam z lodówki zimne mleko, do miseczki nasypałam płatków i usiadłam przy stole. Zalałam płatki mlekiem i zaczęłam powoli jeść.

-Gdzie wczoraj zniknęliście?- zapytałam z pełną buzią.

-A, wiesz...

-Nie chcesz to nie mów- powiedziałam z lekkim uśmiechem.

-No skoro tak nalegasz- odłożyła czasopismo i pochyliła się bliżej mnie.- Twój ojciec zabrał mnie wczoraj wieczorem na wycieczkę. A potem na romantyczną kolację. Było wspaniale, dawno nigdzie tak nie wychodziliśmy. Potem znaleźliśmy sobie wygodne miejsce i...

-Nie! Nie mów. Chyba mogę się domyśleć co dalej.

 Mama patrzyła się na mnie z zaskoczeniem, a ja kończyłam swoje płatki

-Masz dzisiaj wolne?

-Tak, caluuutki dzień- powiedziała z zadowoleniem.

-A... tato?

-Też.

 Na jej twarzy wykwitł uśmiech mówiący: a ty nie wiesz co my będziemy robić. Choć mogłam się już domyśleć, po tych wszystkich subtelnych znakach. Ale czy w jej wieku to powinno się robić? W końcu menopauza i te sprawy... chyba.

  Do kuchni wszedł tato, a w drodze do ekspresu do kawy, pocałował mamę w policzek, a mnie poczochrał po włosach. Nalał sobie napoju do wielkiego kubka i upił łyk, dyskretnie zerkając na żonę, a ja przyglądałam się temu wszystkiemu w zaciekawieniu.

  Tato puścił oczko mamie, a ta cicho zachichotała.

-O nie, nie muszę tego oglądać- powiedziałam szybko, widząc co się kroi i kończąc płatki wyszłam z kuchni.

 Zgarnęłam plecak i poszłam do garażu. Wsiadłam na ścigacz, zakładając kask i pojechałam w stronę szkoły.

  Zadrżałam lekko, kiedy chłodny wiatr przedostał mi się pod ubranie. Co poradzić, że lato już odeszło, a jesień zaczęła się na dobre. Przez pierwszy jej czas było jeszcze ciepło, ale nie może tak być wiecznie. Znaczy nie w tej części świata. Już można było zauważyć, że słońce jest niżej niż wcześniej. A zimny wiatr dawał o sobie znać. Na moje szczęście za godzinę, albo dwie, miał być skok temperatury, a z racji tego, że mieliśmy jechać z rodzicami nad jezioro to pogoda musiała dopisywać.

  Zatrzymałam się na parkingu, gdzie Roksana już na mnie czekała. Zsiadłam z mojego ścigacza i  podeszłam do niej.

-Krótka piłka- powiedziałam.- Jedziesz ze mną i rodzicami nad jezioro?

-Kiedy?

-Dzisiaj, zaraz po szkole.

-No racja, trzeba korzystać z tego ostatniego słonecznego dnia. Słyszałam, że potem pogoda ma się popsuć i nie polepszyć.

-To co?

-Jasne, że jadę- zawołała.- Ale będę musiała uzgodnić to z mamą i ...

-O to już się nie martw- powiedziałam pisząc szybką wiadomość do mamy.- Moja mama, wszystko uzgodni.

Stand & driftWhere stories live. Discover now