Rozdział 43

14.4K 874 43
                                    

     Następnego dnia rano, trochę zmęczona, ale jednak, poszłam razem z Roksaną do szkoły. Czego w dzisiejszych czasach nie zakryje dobry makijaż? Auguste zadał nam pracę w parach, które niestety sam wybierał. Mnie posadził razem z Derekiem. Ten uśmiechając się dziwnie podszedł do mnie i usiadł na ławce obok. Naszym zdaniem było przeprowadzenie wywiadu z drugą osobą, po francusku i spisać wszystkie jego odpowiedzi. Mieliśmy na to całą lekcję, a na koniec mieliśmy oddać panu kartki. Ocena była wspólna dla obu osób, więc Derek musi się po starać. Nie pozwolę, żeby przez niego oblała to zadanie.

  Westchnęłam ciężko i popatrzyłam na Dereka.

-Bierzmy się może za to zadanie- powiedziałam.

-Okej, ja zaczynam.

 Otworzył swój zeszyt i długopis.

-Imię i nazwisko?

-Danielle Marii Perrault.

-Ulubiony kolor?

-Czerwony.

-Kim chcesz zostać w przyszłości?

-Kaskaderem.

 Spojrzał na mnie znad kartki.

-No nieźle. Dlaczego się przeprowadziliście?

-To chyba nie jest tajemnicą, że mój tato został przeniesiony do ameryki, aby nadzorować budowę jakiegoś wieżowca.

-Podobam ci się?- zapytał już nie po francusku, poruszając brwiami.

-Co?! Nie, jasne że nie.

-A więc podoba ci się Ashton.

-Nie, znaczy tak, co cię to interesuje?-warknęłam.

-Tak tylko pytam.

 Z moich ust wyrwało się kilka niecenzurowanych słów w moim ojczystym języku.

-Danielle- upomniał mnie August.

-Désolé- mruknęłam.

 Nauczyciel ponownie spuścił wzrok na dziennik i kontynuował wpisywanie w nim. Derek również zapisał kilka rzeczy na kartce i powiedział:
-Gotowe.

  Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ zabrzmiał dzwonek na przerwie i chłopak odszedł w swoim kierunku. Potrząsnęłam lekko głową i szybko spakowałam rozłożone książki. Chyba jeszcze śpię, pomyślałam.

                                                                 ***

     Po szkole podeszłam do domu i zostawiłam plecak. Weszłam do garażu i otwierając pilotem bramę, wsiadłam na moje Kawasaki i założyłam kask. Odpaliłam silnik i wyjechałam z podjazdu. Wiatr przedzierał się przez poły mojej kurtki. Już nie tej samej skórzanej co wcześniej. Na nią było już za zimno. Ta miała cieplutkie futerko od wewnątrz, ale wciąż przechodziły mnie zimne dreszcze.

  W końcu nie wytrzymałam i przerwałam moją jednoosobową wycieczkę. Zatrzymałam się na parkingu koło parku i niemal biegiem skierowałam się do kawiarni. Kiedy znalazłam się w środku, dopadło mnie przyjemne ciepło. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się do Michaela, stojącego za ladą. Pokazał mi żebym siadała i zaraz mnie przyjdzie obsłuży.

  Usiadłam na moim miejscu, zdjęłam kurtkę i przewiesiłam ją przez oparcie fotela. Usiadłam na siedzeniu i potarłam zmarznięte ramiona. Przez ten wiatr moje palce skostniały. Zdjęłam więc z nich skórzane rękawiczki, by się ogrzały, w cieple lokalu. Kilka minut potem Michael przynosił zamówiony przeze mnie sernik i mokkę.

Stand & driftWhere stories live. Discover now