Rozdział 37

14.5K 836 29
                                    

     Dwa dni później stałam już w pełni sił przed lustrem w łazience. Tamto przerażające widmo zniknęła, po to, by pokazać starą, dobrą mnie. Podciągnęłam koszulkę od piżamy i przyjrzałam się krytycznie swojemu ciału. Cholera, trzeba się za siebie zabrać. Od dzisiaj odchudzam się. Ale najpierw śniadanie.

  Ubrana w trochę za duży wełniany sweter i leginsy, zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kanapkę z nutellą i usiadłam na kanapie przed telewizorem. O tej godzinie zaczynał się mój nowy ulubiony serial.

  Trzeba przyznać, że wciągnęłam się w to meksykańskie gówno, a może hiszpańskie? Kto ich tam wie.

-Niech cie szlak trafi.

-Ojojoj co ja słyszę, łagodna i czuła Fedora mnie przeklina?

-Jestem człowiekiem i mam wady i zalety. Moją wadą jest nienawiść, a najmocniej nienawidzę ciebie.

-Ja myślę, tym bardziej że skazałam cę na wózek inwalidzki. Nawet nie wiesz z jaką radością położyłam ci na nogach jadowitego pająka

-Tak, wiem, że to ty. Nienawidzę cię za to i każdego dnia przeklinam.

-Nienawiść jest odwzajemniona skarbie.

-Świat jest dla nad dwóch za ciasny. Jedna musi umrzeć, by druga mogła żyć w spokoju.

-Święte słowa

-Nie zaznam szczęście, kiedy nie zobaczę twoich zwłok Co Więcej maże o tym by osobiście cię uśmiercić.

-Ty? W twoim stanie? Proszę cię

-Tak, ja w moim stanie. Przysięgam, że cię zabiję.

-Nie skarbię, to ja cię uśmiercę.

 Ekran telewizora pochłonęła czerń, a ja spojrzałam na moją rodzicielkę z wyrzutem.

-Mamo!- zapiszczałam.- W takim momencie?

-Chciałam tylko zapytać, ile masz zamiar siedzieć jeszcze w domu.

-Yyy, tydzień?- zasugerowałam.

-Chyba jesteś już na tyle zdrowa, żeby iść do szkoły- stwierdziła mama z drewnianą łyżką w dłoni.

-Ale, maaaammo, mi się tak nieeee chce!

-Nie ma gadania, jutro idziesz do szkoły.

-Ale jutro jest piątek!

-Bez gadania.

-No ale jeden dzień do weekendu, a ty mi do szkoły każesz iść, no proszę...

-Bez gadanie.

-No ale...

-Nie

-Ej...

-NIE.

-No daj mi dokończyć...

-Nie. Jutro idziesz do szkoły i koniec i kropka i jeszcze wykrzyknik jak chcesz.

-No okej, z takimi argumentami nie będę się kłócić- burknęłam, dając za wygraną.

 I weź się człowieku z nią dogadaj. Rzuciła mi pilot, a ja wróciłam do serialu.

-No i przez ciebie przegapiłam moment ich kłótni- jęknęłam do mamy, która siedziała już w kuchni.

-To sobie przewiń- zawołała.

 I tak też zrobiłam. Oglądałam jeszcze godzinę, dopóki się nie skończyło. Później zadzwoniłam do Roksany, żeby przyniosła mi notatki z lekcji. Przyszła do mnie po pół godzinie ze swoimi książkami. Kiedy ona opowiadała mi o... czymś tam, ja starałam się przepisać wszystkie zeszyty, przypomnieć sobie trochę wiadomości i nie zwariować. Po dwóch, może trzech godzinach, Roksana poszła do domu, a ja zmęczona poszłam od razu spać.

Stand & driftWhere stories live. Discover now