Rozdział 30

17.2K 868 54
                                    

      Siedziałam, a raczej leżałam na ławce przed szkołą. Obok mnie znajdowała się Roksana i opowiadała o randce z Jacksonem. Coś tam, że on chciał ją zabrać do restauracji, ale jednak wybrali knajpkę z tajskim żarciem. Po wczorajszej zabawie, moja koncentracja była nieco... przytłumiona. Oczywiście z rana wypiłam ze trzy kawy, a do tego kilka batoników energetycznych. Oczywiście Dan, który trzymał się trochę lepiej ode mnie, nie szczędził mi żartów. Rodzice chyba nawet nie zauważyli, że nie było nas w domu. Tak sobie pomyślałam, że Dan, jako prywatna kucharka był by idealny. Do tego jeszcze obciachowy fartuszek i siatka na włosy.

-Dan, słuchasz mnie?- zapytała Roksana.

-Tak, tak.

-To o czym mówiłam?

-O tym co robiliście jak wyszliście z knajpki- powiedziałam i modliłam się, aby dobrze trafić.

-No, masz szczęście. I jak on dał mi tą...

 Wracając do Daniela. Może by tak go zatrudnić... zarobił by sobie, ale w sumie mama by się nie zgodziła. Sama za bardzo lubi gotować. Ale jako jeden z najsurowszych krytyków stwierdzam, że Dan może zrobić karierę w przemyśle cukierniczym. Będę musiała mu to dzisiaj zaproponować. No ale dobra, co ze mnie za przyjaciółka, jeśli nie wysłucham Roksany do końca...

-... i było tak super romantycznie. Na koniec odprowadził mnie pod drzwi i nie obyło się bez całusa na dowidzenia, który trochę... się przeciągnął. Ale się wystraszyłam jak drzwi nagle się otworzyły i stanął w nich Luke. Wciągnął mnie do środka, a samy wyszedł „porozmawiać” z Jacksonem. Po jakiś piętnastu minutach, trochę się wystraszyłam i wyszłam do nich zobaczyć o co chodzi, a oni gadali sobie w najlepsze o jakimś meczu! Okazało się, że są znajomymi. Ale koniec końców, jestem bardzo zadowolona. A ty? Co wczoraj robiłaś?

-Upiłam się z kuzynem w jakimś klubie.

-Aaa, no tak. Luke coś mówił, że do niego dzwoniłaś w nocy.

-Serio?- zapytałam podrywając się do pozycji siedzącej.

-Tak, mówiłaś coś o... nie ważne, a potem kazałaś mu przyjechać po ciebie i jakiegoś Dana. Zakładam, że to twój kuzyn.

-Tak, ale co mu mówiłam?

-Eh, nie ważne, pewnie i tak nie chcesz o tym wiedzieć.

-Ej no, gadaj ale już!- powiedziałam podrywając się na nogi.

-Nie ma szans- stwierdziła z szatańskim uśmiechem i zaczęła biec w stronę szkoły. Dopiero teraz zauważyłam, że dzwoni dzwonek na lekcję. Dogoniłam przyjaciółkę i powiedziałam do niej:

-Jeszcze wszystko mi wyśpiewasz!

-To się przekonamy- odpowiedziała i znalazłyśmy się przed klasą do historii.

                                                                 ***

      W trakcie przerw pomiędzy lekcjami, za nic nie mogłam znaleźć Roksany. Ciekawość zżerała mnie od środka, a jej nigdzie nie było. W końcu czekając na parkingu przed szkołą, zobaczyłam ją wychodzącą ze szkoły pod rękę z jej chłopakiem. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, ona szepnęła coś na ucho Jacksonowi i zaśmiali się razem. Dali sobie buzi na dowidzenia i dziewczyna skierowała się w moją stronę.

-Chodź się przejść- powiedziałam do niej, kiedy znalazła się przy mnie.

-Jasne.

 Skierowałyśmy się do pobliskiego parku. Szłyśmy ścieżką, którą zaściełały kolorowe liście, niczym dywan... ale i tak nie lubię jesieni. Tak samo jak zimy. Tej to po prostu nienawidzę. Pada śnieg, jest zimno, chodniki zamarzają, brrr. Okropność. Jesień jeszcze ujdzie, ale i tak wolę wiosnę i lato. A wracając do interesującego mnie tematu...

Stand & driftWhere stories live. Discover now