Rozdział 50

16K 801 38
                                    

     Dzisiejszy dzień, zarazem radosny i smutny. Zacznijmy od pierwszego, urodziłam się dokładnie 9 stycznia, czyli dzisiaj są moje 18 urodziny. Radość wielka, et cetera, et cetera. Ale zarazem, to są pierwsze moje urodziny bez Christophera i Francisa. Mogłabym zrobić wielką imprezę urodzinową, ale tego nie chciałam. Mieliśmy z chłopakami swój własny sposób obchodzenia tego dnia. A wieczorem jechaliśmy do jakiegoś świetnego klubu. Ale teraz...? Kto będzie o tym pamiętał, moi rodzice? W najlepszym wypadku dostanę na portalach społecznościowych życzenia i ewentualnie zadzwonią do mnie chłopacy. Tak więc podsumowując. Nie za fajnie.

  I tu się myliłam, po części...

  Wstałam rano a obok mojego łóżka na drewnianej tacce znajdowały się croissanty z nutellą i szklanka soku pomarańczowego. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam pałaszować przygotowane przez rodziców śniadanie. Kiedy już skończyłam, zeszłam na dół w piżamie. Usiadłam w salonie na kanapie i zaczęłam oglądać „Ocean's Eleven”, które akurat leciało na jednym z kanałów. Dopiero zdałam sobie sprawę, że zaszalałam i wstałam o godzinie 12. Uwielbiam to, że w urodziny rodzice nie każą mi iść do szkoły.

-Jakie plany na dziś ptaszyno?- spytał mnie tato, gdy tylko wszedł do salonu.

-Jeszcze nie wiem, ale może wyjdę z Roksaną do jakiegoś klubu. Nie masz nic przeciwko?

-Ależ nie, wręcz przeciwnie. Urodziny trzeba świętować i to nie w domu ze swoimi staruszkami.- zaśmiał się.

-Gdzie mama?- zapytałam.

-Musiała szybciej wyjść do pracy, ale wieczorem już będzie. Mam zamiar zabrać ją, kiedy wy dzieciaki będziecie tułać się po klubach, do jakiejś restauracji- powiedział siadając obok mnie.

-To bardzo dobry pomysł- uśmiechnęłam się.

-Tak, a zwłaszcza że...

-Shh- przerwałam mu, dość niegrzecznie.

-Ale...

-Shhh, reklamy się skończyły- powiedziałam, patrząc na niego z przyganą.

 Ten tylko uniósł dłonie i spokojnie oglądaliśmy film, a w przerwach rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Dostałam nawet od taty jedną z kanapek z nutellą, które sobie zrobił.

  Film skończył się, jak mi się wydawało, za szybko, ale co zrobić.

-No mała, lecę, bo muszę poprawić plan jednego budynku- powiedział wstając i klepiąc mnie w ramię.- Na nikogo nie można liczyć w dzisiejszych czasach, banda idiotów. Wszystko trzeba robić samemu- mamrotał pod nosem, co wywołało u mnie śmiech.- Taka prawda- bronił się z uśmiechem.

 Kiedy tato zniknął z pola mojego widzenia, ja spojrzałam na zegarek. Myślałam, czy by nie zadzwonić do Roksany, ale pomyślałam, że ma pewnie jeszcze lekcję.

  Leżałam więc tak i zastanawiałam się, w jaki pożyteczny sposób mogłabym wykorzystać tą godzinę. I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł. Czy ja przypadkiem nie postanowiłam, że biorę się za siebie? I czy nie mam przypadkiem w piwnicy mini siłowni?

  Poderwałam się z miejsca jak oparzona i pobiegłam do siebie na górę. Przebrałam się w krótkie spodenki, zarezerwowane do ćwiczeń i czarną bokserkę. Będąc na dole zahaczyłam o kuchnie, skąd wzięłam litrową butelkę wody. Na stopy założyłam jeszcze adidasy i tak przygotowana przeszłam schodkami do piwnicy. Wodę postawiłam na podłodze pod ścianą i szybkim krokiem podeszłam do rowerka. Porozciągałam się chwilę, po czym zaczęłam ćwiczyć. Po kwadransie przeniosłam się na bieżnię, a potem chwilę uderzałam w worek. Kiedy upłynęła równa godzina z głośnym westchnieniem opadłam na maty. Oddychałam ciężko, a włosy kleiły mi się do twarzy i szyi. Nagle poczułam, że jest tu strasznie duszno, więc pijąc łapczywie wodę wróciłam się na górę.

Stand & driftWhere stories live. Discover now