Rozdział 5

6.2K 247 33
                                    

Następnego ranka Ann rozmyślała nad snem, który przyśnił jej się tej nocy. Wydawał jej się tak dziwny, i choć normalnie by się nim nie przejęła, teraz gdy tylko wspominała jego zapamiętane urywki przechodziły ją ciarki, jakby to na prawdę się wydarzyło.

Czy to przepowiednia? A może książka pomieszała mi się z rzeczywistością, przez uderzenie w głowę? - zastanawiała się. - I jeszcze to dziwne uczucie, że ktoś mnie obserwuje. Chyba muszę się napić kawy... To był tylko sen...

Rudowłosa wstała i udała się do kuchni. Jej rodzicielka jeszcze spała, więc po cichu, uważając na ruchy wstawiła wodę, wzięła szklankę i wsypała do niej dwie saszetki mocnej czarnej kawy, które znalazła w barku. To musiało postawić ją na nogi. Zalała je gorącą wodą i poczekała,  aż się rozpuści. W tym czasie sprawdziła godzinę. Było przed ósmą, ale Ann wiedziała, że już nie zaśnie... Napiła się gorącego napoju i przetarła oczy. Postanowiła już nie myśleć o śnie, tylko zająć się codziennością. O ile można to tak nazwać, w hotelu we Francji, gdzie na każdym kroku spotykała Jamesa. Dopiła ostatni łyk i odłożyła kubek. Postanowiła wziąć szybki prysznic. Dzisiaj nie zamierzała nigdzie wychodzić, więc po raz pierwszy zje spokojne śniadanie z mamą w hotelu. Włączyła letnią wodę, która delikatnie opłukiwała jej ciało.

Czemu to wszystko spotyka właśnie mnie?

Przypomniała sobie o ranie z tyłu głowy. Odgarnęła mokre włosy i natrafiła na kawałek materiału. Takiego samego, jaki miała również na szyi. Bała się, że zostaną jej blizny, jednocześnie dziękując Bogu, że nic gorszego się nie stało. Mężczyzna mógł przeciąć jej tchawice, lub połamać żebra. Dobrze, że nawet ten krwotok nie okazał się zbyt niebezpieczny. Umyła się i zakręciła wodę, po czym opatulając się ręcznikiem podeszła do lustra. Nie mogła zaprzeczyć, że była ładna, skoro stwierdził to nawet sławny Trymedi, ale sama nie widziała w sobie nic nadzwyczajnego. Mogłaby sobie wytknąć mnóstwo rzeczy, które chętnie by zmieniła, mimo, że nigdy nie chce iść pod nóż. Ludzi, którzy decydowali się na operację nosa, ust, wstrzykiwania botox'u, czy poddających się innym takim zabiegom uważała za nie wartych  zaufania.  Bo co jeśli charakter też mają sztuczny? Dlatego właśnie jej przyjaciele najgorsze co robili to farbowali włosy. Jej najlepsza przyjaciółka Kate miała kruczo-czarne ze srebrnymi końcówkami, a w rzeczywistości była szatynką. Ann miała naturalnie falowane rude włosy, z których była dumna. Jedyne na co się zdecydowała to czarny, okrągły kolczyk w dolnej wardze. Zrobiła go sobie w osiemnaste urodziny. Wzięła do ręki suszarkę powoli i dokładnie susząc włosy. Następnie je rozczesała. Postanowiła zostawić je rozpuszczone. Ubrała się w luźne dresy  moro i szarą koszulkę na ramiączkach. Uwielbiała ten zestaw. Zrobiła lekki makijaż i wyszła z łazienki zastając mamę w pidżamie popijającą zieloną herbatę.

- Dzień dobry córeczko. - uśmiechnęła się.

- Cześć mamusiu. - przywitała się odwzajemniając gest.

- Idziesz gdzieś dzisiaj? - zapytała upijając łyk.

- Raczej nie. - odparła siadając na stołku na przeciw kobiety.

- Ja idę pozwiedzać. W końcu mam wolny dzień. - powiedziała rozpromieniona.

- Cieszę się. Może za kilka dni wyjdziemy gdzieś razem? - zaproponowała.

- Jeśli tylko będziesz chciała, a ja będę miała wolny dzień to czemu nie. W końcu jesteśmy tu dwa miesiące. Całe twoje wakacje! Niesamowite prawda? Tak rzadko gdziekolwiek wyjeżdżamy. - pogłaskała Ann po głowie. - Za pół godziny przyniosą nam śniadanie. Ja idę się umyć.

- Dobrze. - Dziewczyna była bardzo głodna. Wczoraj nic już nie tknęła.

Po trzydziestu minutach ktoś zapukał do drzwi. Rudowłosa otworzyła i ujrzała Jamesa z dwoma tacami pełnymi jedzenia.

- Witaj księżniczko! Gdzie mam postawić śniadanie? - zapytał wyszczerzając się. Dziewczyna zauważyła, że teraz jego oczy są ciemno złote. Zdziwił ją ten fakt, jednak postanowiła go zlekceważyć wmawiając sobie, że jej się wydaje.

- Postaw na blacie. - mruknęła otwierając szerzej drzwi. Brunet wszedł do środka i ostrożnie rozłożył rzeczy. Gdy skończył zmierzał ku wyjściu.

- Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała to zadzwoń na recepcję. Zrobię co tylko będziesz chciała. - puścił jej oczko i wyszedł z pokoju.

Od kiedy on pracuje w hotelu? 

- Zapamiętam. - burknęła. Mogłaby to w sumie wykorzystać w ciekawy sposób, ale nie miała ochoty dzisiaj widywać Jamesa. Poradzi sobie sama. Drzwi łazienki otworzyły się. Rodzicielka dziewczyny wyszła ubrana w wygodne leginsy i białą koszulę z krótkim rękawem i lekkim wycięciem na plecach.

- Śniadanie już dotarło. Wspaniale!  Jestem strasznie głodna. - usiadła przy blacie. Rudowłosa zasiadła zaraz obok niej. Były tam wszystkie przysmaki zaczynając od typowych francuskich crossant'ów po amerykańskie pencakesy z syropem klonowym. Ann zabrała się za jedzenie. Po piętnastu minutach była już pełna, więc poszła do swojego pokoju, biorąc książkę i usadawiając się wygodnie w pufie.

~*~
- Cześć, Liam! - uśmiechnął się brunet.

- Hej. - odwzajemnił gest chłopaka. Był recepcjonistą i ustalał wszystkie zasady dotyczące kelnerów i pokojówek. Syn, znajomego ojca Jamesa.

- Wiesz, mam sprawę.

- Zamieniam się w słuch. - odparł.

- Dzisiaj w sumie nic nie robię, więc mógłbym trochę pomóc. Pod warunkiem, że pracuje tylko w 5 pokojach i jednym z nich jest pokój 115. - w tym pokoju rezydowała Ann i jej mama.

- Dobrze, więc dostaniesz pokój 115, 137, 124, 166 i 189. Wszystkie są na jednym piętrze, więc myślę, że nie będziesz mieć problemów. - wpisał coś do komputera. - masz zamówienie na śniadanie do pokoju 115, 166 i 189. Pani z pokoju  166 jest wegetarianką, dla niej jest podpisana porcja numerem pokoju. Reszta jest bez zastrzeżeń. Więcej o tym dowiesz się u kucharza. A teraz już idź, bo za chwilę dziewiąta. - spojrzał na zegarek. James przytaknął i skierował się do kuchni.

- Dzięki, Liam! - krzyknął odwracając lekko głowę.

-  Nie ma sprawy. - mruknął pod nosem zajmując się swoimi kolejnymi obowiązkami.

~*~
Ann cały ranek spędziła na czytaniu. Jej rodzicielka wyszła około jedenastej. Dziewczyna trochę zgłodniała, więc postanowiła zadzwonić na recepcję i zamówić przekąskę. Jednak zanim wybrała numer przypomniała sobie, że to będzie oznaczało spotkanie się z Jamesem. Zawahała się. Czy, aby na pewno chce go zobaczyć? Postanowiła poszukać w barku i małej lodówce. Jedyne co znalazła to fistaszki.

Trudno zjem i to. Ważne, abym nie głodowała. Napiję się do tego kawy.

Wzięła czajnik elektryczny i postawiła go pod kranem. Jednak zauważyła, że nic nie leci. Odkręcić drugi kurek. Również bez skutku.

- Co jest? - poddenerwowana mruknęła do siebie. Spróbowała przekręcić je w drugą stronę. Też nic. Postanowiła spróbować w łazience. Nie spadła nawet kropelka. Zdesperowana odkręciła prysznic. To samo. Usiadła na podłodze i przeczesując ręką włosy zaczęła się zastanawiać. Czy to oznacza, że jednak będzie musiała zadzwonić?

Cholerne rury nie miały kiedy się popsuć.

Podeszła do stolika i wzięła słuchawkę, wciskając gwiazdkę, która automatycznie przekierowała ją do recepcji.

- Dzień dobry, w czym mogę służyć? - usłyszała niski, męski głos.

- W pokoju numer 115 nie działa woda, czy ktoś mógłby tu przyjść i to naprawić? - W myślach modliła się, aby nie wysłali Jamesa. Zresztą skąd miałby wiedzieć,  jak naprawia się rury?

- Dobrze, ma pani szczęście,  że dzisiaj pracuje syn właściciela.  On trochę się na tym zna. Już go wysyłam. - Ann nie wierzyła w to co właśnie usłyszała...

Czemu ja do cholery muszę ciągle go widywać?  Losie, chce abyś wiedział, że Cię nienawidzę...

Jej, kolejny rozdział! Dziękuję że ze mną jesteście i przepraszam za tygodniowe opóźnienie, ale niestety nagle wypadło mi kilka rzeczy. Do nextu!

Projekt Wampirza MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz