Rozdział 34

2.5K 126 27
                                    

Ostatni dzień, siódmy. Ann miała co do tego obawy. Udowodnił jej, że może mu zaufać, że traktuję poważnie ich relacje. Wie o nim wszystko co chciała wiedzieć. Znała go teraz lepiej niż tydzień temu. Może i nawet pokochała? Chyba może stwierdzić, że to już nie było tylko zauroczenie, tym bardziej nie była to więc nienawiść, jak na samym początku ich znajomości.

Siódmy, a więc wyjątkowy. W jej głowie panowała typowa dla płci pięknej panika.

W co się ubrać? Jak się pomalować? Jak uczesać? Ile ma czasu? Czy się wyrobi? Gdzie ją dzisiaj zabierze?

Wyjątkowy, bo ostatni. Ostatni dzień udowadniania sobie czegokolwiek. Obawy dręczące dziewczynę były wynikiem tremy i strachu przed tym, że coś nie wyjdzie. Te przeczucia nasilały się z każdą sekundą.

Wdech i wydech.

Wszystko będzie dobrze, może nawet okażę się, że to czego się boi najbardziej okażę się najlepszą rzeczą w jej życiu.

Oh, pieprzyć to najwyżej z nim zerwę, to jeszcze nie ślub.

Próbowała się uspokoić, jednak na słowo ślub wypowiedziane w jej głowie, motyle w podbrzuszu podskoczyły.

Rozwody w tych czasach też nie są trudne... Ann ogarnij się!

-Kocham go, więc czemu myślę o rozstaniu? - zapytała swoje odbicie w lustrze, kończąc malować rzęsy.

Wtem przyszła do niej wiadomość.

Od James:

Dasz radę być gotowa za pół godziny? Bez stresu najwyżej poczekam. XX

Odetchnęła z ulgą, na szczęście była już prawie gotowa. Gdy skończyła sprawy łazienkowe zabrała się za pakowanie worka, jako iż wydawało się to wygodniejszą opcją niż torebka, a lepiej wyglądającą niż sportowy plecak.

Informując wcześniej o tym rodzicielkę wyszła z apartamentu. Powolnym krokiem zmierzała do recepcji, gdzie miała spotkać się z Jamesem. gdy go ujrzała, przyspieszyła, jednocześnie się mu przyglądając. Ubrany był w luźną, białą koszulę i skórzaną kurtkę. Włosy postawione tego dnia do góry spowodowały delikatny uśmiech na ustach rudowłosej.

Gdy już ją zauważył, zmierzył ją wzrokiem. Ciemno-zielony sweterek podkreślał barwę jej włosów, co nie umknęło uwadze chłopaka,

- Cześć lisico. - uśmiechnął się. - Dobrze, że założyłaś spodnie, bo jedziemy motorem. - puścił do niej oczko. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że jednak wybranie brązowych rurek w kratkę było dobrą decyzją. Tak samo zresztą jak worek.

- Cześć James. - dała mu buziaka w policzek. - To jak jedziemy?

Pół godziny wiatru we włosach i przytulania do pleców chłopaka później byli już na miejscu. Tym samym, gdzie zabrał ją po raz pierwszy. Wszystkie wspomnienia wróciły do zadowolonej Ann. Tym razem jednak nie było tam koca.

- Pójdziemy w trochę inne miejsce, mam nadzieję, że się za to na mnie nie obrazisz. - uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe kły. - a dokładniej tam. - wskazał potężne drzewo.

Podeszli do niego spokojnym krokiem rozmawiając przy tym na różne tematy. Zdawało się, że zapomnieli o tym, że to już ten dzień.

- Boisz się wysokości? - potrząsnęła głową na nie, nieco zdziwiona tym pytaniem. - To dobrze, bo chciałbym, abyśmy usiedli na tamtej gałęzi. - wskazał najgrubszą i najbardziej wytrzymałą. Nie była ona zbyt wysoko, więc wejście również nie sprawiło im problemu.

Atmosfera rozluźniła się jeszcze bardziej gdy rozmawiali, przytuleni do siebie, aby być jak najbliżej pnia. Gałąź utrzymywała oboje nawet nie uginając się,

- Ann. - brunet spoważniał, więc i wszystkie mięśnie dziewczyny się napięły. - Muszę ci coś powiedzieć. Wyznać ci coś co powinienem wyznać już dawno. - zamknął oczy na chwilę, jakby bijąc się z własnymi myślami. Panika narastała w jego ciele, nie inaczej było również z rudowłosą. Tylko, że ona nie była przygotowana na informację, którą zaraz otrzyma, która miała zmienić jej cały obraz świata. - Cholera, wiem, że to głupie, ale obiecaj mi, że nie uciekniesz. Przynajmniej nie od razu.

- Obiecuję. - strach narastał w jej żyłach z każdą sekundą. James to wyczuł.

Chcę mieć już to z głowy. - pomyślał. - Jeśli ją stracę, to będzie moja wina, ale przynajmniej nie skażę ją na wieczne cierpienie ze mną w niewiedzy i głupich wymówkach.

Odetchnął.

Teraz, albo nigdy.

- Ann, ja... Ja nie jestem taki jak wszyscy, nie chodzi mi tu o mój charakter, rodzinę czy sytuację finansową.

- Więc, o co? - ponagliła.

- Pamiętasz Felixa? - spuścił głowę. - Jestem taki sam jak on.

- Nie rozumiem. - szepnęła zbyt zszokowana i zmieszana, aby powiedzieć to głośniej.

- To nie był żart Ann. On naprawdę jest wampirem... Ja zresztą też... - wyrzucił to w szybki sposób, i chyba najprostszy na jaki wpadł.

Kolejne minuty potoczyły się bardzo szybko. Ann zamknęła oczy.

Co tu się dzieję? To jest kolejny, cholerny, chory żart! - zacisnęła szczękę. Jamesa spróbował jej dotknąć, aby upewnić się, że jeszcze żyje. Odepchnęła jego rękę, a następnie odsunęła się od niego szybko zeskakując z gałęzi.

Zignorowała ból w kostkach oraz nawoływanie zrozpaczonego bruneta.

- Odwal się ode mnie, mam dość kpin ze mnie. Faktycznie jesteś taki sam jak Felix! Wampiry nie istnieją. - powiedziała chłodno, akcentując każdą sylabę ostatniego zdania. Znalazł się przed nią w przeciągu trzech sekund i przytulił mocno do swojego torsu. Ann nie mogła się wyrwać, jak mocno by nie próbowała.

- Przykro mi lisico, ale to prawda. - rozluźnił nieco uścisk, gdy dziewczyna przestała się szamotać. - Spójrz na mnie proszę, - błagał, wręcz rozpaczliwie, więc dziewczyna niechętnie podniosła wzrok. Jego oczy zmieniły powoli kolor na krwisto-czerwony, a kły wysunęły się , tak że wychodziły aktualnie mocno za górną wargę. Zszokowana chciała odskoczyć, jednak uniemożliwiły jej to silne ramiona Jamesa, nadal trzymające ją w talii.

-Chcę wracać. - szepnęła, uświadamiając sobie , że to nie żart. To działo się naprawdę. Jej wcześniejsze przypuszczenia wydawały się spełniać. Jak było to możliwe?

- Przepraszam. Że kiedykolwiek pozwoliłem ci mi zaufać i, że mnie pokochałaś. Powinienem był trzymać się od ciebie z daleka. Nie potrafiłem, to moja wina. Cholernie nie chciałem cię zranić, więc przepraszam. Powinienem był dać sobie spokój już na początku, ale za bardzo na mnie działasz Ann. Twój zapach, wgląd, charakter. Tak cholernie przepraszam! - krzyknął wpuszczając ją z uścisku. - Odwiozę cię do domu jeśli chcesz. Ale proszę, przemyśl to. Przemyśl nas. Kocham cię.

Chyba nie chciałam tego wiedzieć... Moje przypuszczenia się sprawdziły. Wszystko się spieprzyło.

Projekt Wampirza MiłośćWhere stories live. Discover now