Rozdział 27

3K 133 10
                                    

Siedzieli przytuleni jeszcze przez moment, wsłuchując się w szum wiatru i otaczające ich głosy turystów robiących sobie zdjęcia z jedną z najsławniejszych architektur. Po chwili postanowili wstać. James pociągnął ją za rękę, kierując się do mostu pont d'iena, aby przemieścić się na drugi brzeg Sekwany. Po chwili znaleźli się na terenie pięknego parku z mnóstwem rzeźb i ogromną, rozciągającą się fontanną. Usiedli na marmurowym murze, przodem do Wieży Eiffla, podziwiając piękny widok. 

- Co masz ochotę teraz robić? - mruknął jej pytająco do ucha.

- Możemy tu jeszcze przez chwilę zostać, jeśli nie masz innych planów. - uśmiechnęła się, odwracając głowę w stronę bruneta.

- Jak sobie księżniczka życzy. - odparł i przybliżył się do niej jeszcze bliżej, o ile było to możliwe. 

Po piętnastu minutach drażnienia się delikatnym i przypadkowym dotykiem rudowłosa postanowiła wstać i  rozciągnąć mięśnie, które od ciągłego pozostawania praktycznie bez ruchu zdążyły dać o sobie znać nieprzyjemnym mrowieniem. Po chwili dołączył do niej również James, posyłając jej miły uśmiech. Widok Ann powodował u niego przyjemne uczucie, którego nigdy nie doznawał, przebywając z innymi śmiertelniczkami. Tym bardziej wampirki, za którymi swoją drogą nie przepadał, nie dały mu doznać tego, co w tym momencie czuł. Pozostaje tylko pytanie, co to było? Otóż najzwyklejsze szczęście spowodowane świadomością, że jest ktoś, kto samym swoim zaczarowanym uśmiechem rozświetla nasz dzień. Podszedł więc do niej od tyłu, gdy ta przyglądała się dwójce dzieci w wieku na oko ośmiu lat, które biegały wokół fontanny, a to się ścigając, a to ochlapując wodą. Wtulił głowę w jej miękkie włosy i otulił rękami w pasie, przybliżając dziewczynę do jego torsu i jednocześnie zaciągając się jej pięknym, kwiatowym zapachem. 

- Idziemy dalej? - zapytał po chwili namysłu. 

Ann tylko przytaknęła głową, uważając to za wystarczającą odpowiedź. Ruszyli więc przed siebie, trzymając się za ręce. James doskonale wiedział, gdzie zmierza, więc wpatrywał się w cel, którym okazała się duża karuzela często spotykana w parkach rozrywki. Gdy Ann zorientowała się, gdzie ją prowadzi, uśmiechnęła się szeroko, ponieważ kojarzyła atrakcje z beztroską zabawą, śmiechem i uczuciem powolnego, rytmicznego opadania, a później wznoszenia się. Stanęli w krótkiej kolejce, czekając, aż wszystkie dzieci spokojnie zejdą, aby mogli wejść 'na pokład'. Wcześniej zapłacili kilka groszy obsługującemu, miłemu staruszkowi w zabawnym kapeluszu. Kiedy już usiedli na różowych, błyszczących koniach, a jedna ich dłoń spoczęła na drążku, aby przypadkiem nie spaść, złapali się za ręce i uśmiechnęli do siebie. Rudowłosa cieszyła się jak dziecko, gdy maszyna ruszyła, rumaki zaczęły powoli galopować, a wesoła muzyka z katarynki wprawiała w nastrój dziecięcej radości. Poczuła mocniejszy uścisk na dłoni, więc odwróciła swój wzrok z powrotem na bruneta, który spojrzał jej głęboko w błękitne oczy, po czym przybliżył swoją twarz do jej i delikatnie musnął jej wargi. Ich pocałunek trwał niestety krótko, ponieważ po chwili melodia ucichła na znak końca, gdy trzeba zejść i się z tym pogodzić. 

Kiedy przedostali się już przez tłum dzieci, ich rodziców oraz młodzieży zauważyli maszynę z watą cukrową, a obok niej siedzącą dziewczynę na przenośnym krzesełku z telefonem w ręce. Po wymianie krótkich spojrzeń postanowili do niej podejść. 

- Dwie duże waty cukrowe, poproszę. - uśmiechnął się do niej brunet.

Blondynka podniosła wzrok znad smartfona i zlustrowała go wzrokiem, podnosząc brew. Po chwili uśmiechnęła się zadziornie, wstała i zaczęła wykonywać swoją pracę, trochę za mocno się pochylając. W normalnej sytuacji dziewczyna głównego bohatera wpadałaby we wściekłość, ale nie Ann. Czuła spokój, ponieważ miała pewność, że brunetowi na niej zależy. Utwierdzał ją w tym fakt, że po pierwsze chłopak nie poświęcał zbyt dużej uwagi zielonookiej, po drugie cały czas trzymał ją mocno za dłoń, jakby bał się, że odfrunie, jak ptaki na zimę do ciepłych krajów i zostawi go tu samego z natarczywym wzrokiem sprzedającej im watę dziewczyny. Kiedy tylko wcześniej wspomniana podała im ich słodkości, brunet szybko jej zapłacił, po czym odeszli spokojnym krokiem. Zajadali się cukrem w czystej postaci, rozmawiając, śmiejąc się i co jakiś czas zatapiając w swoich spojrzeniach. Nikt nie zdołałby chyba zliczyć, ile razy tego dnia na policzkach naszej rudowłosej zawitał uroczy rumieniec. 

W pewnym momencie oboje usłyszeli dźwięk wibracji telefonu. Ann westchnęła i wyjęła go z torebki, posyłając brunetowi przepraszające spojrzenie. Spanikowana szybko puściła jego rękę.

- Muszę cię na chwilę przeprosić. - szepnęła, po czym oddaliła się na większość odległość ze strachem w oczach.

Gabriel...

Długo zastanawiałam się, czy trzymać was w niepewności co do telefonu :P Jednak postanowiłam was już nie męczyć c: I tak za rzadko wstawiam tu rozdziały ;D


Projekt Wampirza MiłośćTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon