Rozdział 9

4.9K 212 31
                                    

~*~
James wstał z samego rana, po szybkim uszykowaniu się pobiegł do naleśnikarni przyjaciela. Znajdowała się niedaleko hotelu, więc był tam w zaledwie kilka sekund. Zapukał do szklanych drzwi. Niall ujżawszy go od razu podszedł do nich i je otworzył.

- Cześć stary, musisz mi doradzić. - poprosił brunet wchodząc do pustego lokalu.

- O co chodzi? - zapytał przeczesując farbowane blond włosy palcami, jakby spodziewając się kłopotów.

- Jak pewnie się domyślasz chodzi o Ann. - odparł.

- To chyba było oczywiste. - stwierdził z lekko widoczną ulgą, że jego przyjaciel w nic się nie wpakował.

- Ona.. Chyba się domyśla, że ja.. No sam wiesz.. - spojrzał znacząco na przyjaciela. Który przewrócił oczami.

- Że jesteś wampirem? James nie ma tu nikogo oprócz mnie, a ja też jestem z tego rodu więc daruj sobie tajemnice. - założył ręce na piersi.

- Przepraszam, w końcu przyjaźnimy się od dzieciństwa.

- Przecież sam ugryzłeś mnie, aby uratować mi życie, kiedy miałem 14 lat. James mi możesz zaufać. - Wspomniał patrząc na chłopaka współczującym wzrokiem.

- Wczoraj zapytała mnie czemu kolor moich oczu ciągle się zmienia. Na początku mnie to zaskoczyło. Ty nosisz soczewki, aby kolor twoich oczu był zawsze taki sam. Ja jak sam wiesz nie mogę. Od razu zaczynają mi łzawić. Nie wiem naprawdę co robić.  Oczywiście odpowiedziałem jej, że noszę soczewki bo nie lubię jak jest nudno, ale chyba tego nie kupiła. Nie chce jej stracić, ale jeżeli jeszcze czegoś się domyśli to będę musiał jej powiedzieć. - westchnął. - Czasami żałuję, że jestem tym cholerny wampirem. Wtedy nie miałbym ciągłej pokusy, aby skosztować jej krwi.

- James, uważam że powinieneś jej powiedzieć w odpowiednim momencie. Będę szczery. Ann wczoraj całowała się z Felixem... - Brunet przerwał Niallowi w połowie zdania.

- Więc już ją straciłem świetnie!

- Poczekaj, daj mi dokończyć! Odepchnęła go, a zaraz później poszła do ciebie, abyście wracali. Zresztą sam zauważ. Ann tak naprawdę nie jest wobec ciebie obojętna. Gdyby tak było nie odpychała by cię najpierw, a potem nie jechała z tobą na imprezę. Myślę, że może mieć jakieś złe wspomnienia z jej byłym, albo coś w tym stylu.

- W sumie wspominała coś o swoim byłym. Ale co jeśli jest dla mnie jako tako miła tylko ze względu na współpracę naszych rodziców? A normalnie już dawno wyrzuciła by mnie ze swojego życia? - przejechał językiem po swoich zębach natrafiając na długi i ostry kieł.

- Zachowujesz się jakbyś był conajmniej pijany! James to tylko śmiertelniczka! Masz przed sobą miliony lat życia! Przecież jesteś nieśmiertelny. Jeśli jej nie ugryziesz to ona i tak odejdzie...

- Stary ja sam nie wiem co się ze mną dzieje! Ja przecież nigdy na niczyjim punkcie tak nie wariowałem... Ze mną musi być coś nie tak. Może znowu jestem chory?

- Nie mam pojęcia co ci doradzić. Po prostu czekaj na odpowiedni moment...

~*~

Ann obudziła się około dwunastej z bólem głowy.

To pewnie przez tą muzykę. Jak zwykle. Mimo wszystko o dziwo mam nawet dobry chumor.

Wstała, ubrała szlafrok i skierowała się w stronę kuchni.

- Cześć córeczko! Zrobić ci kawy? Marnie wyglądasz...

- Cokolwiek, żebym tylko się napiła. Dzięki mamo. - pomasowała się po głowie i uśmiechnęła do rodzicielki.

- Znowu za głośna muzyka? - zapytała.

- Tak, niestety.

- Odziedziczyłaś to po mnie. - zaśmiała się pod nosem. - Mi też nikt nie wierzył, że nic nie piłam. No cóż, nadwrażliwość.

Zanim kawa się zaparzyła rudowłosa i jej mama spędziły kilka minut na pogawędzce. Po wypiciu gorącego napoju Ann wybrała się do łazienki. Musiała zmyć resztki makijażu i ogólnie się umyć. Odkręciła zimną wodę i odprężyła czując chłodne krople wody na swoim ciele. Gdy wyszła spod prysznica opatuliła się ręcznikiem i związała włosy w niedbały, nisko usadzony kok. Z makijażu jak i zbędnego wystrajania się zrezygnowała zakładając na siebie za dużą koszulkę i szare dresy. Wchodząc do pokoju chwyciła słuchawki i telefon, gdyż jej plan o dwu miesięcznym porzuceniu go i tak już dawno legł w gruzach. Puściła swoją ulubioną playliste ze Spotify. Idąc w stronę pokoju trochę.. Tańczyła? O ile da się tak nazwać dwa piruety i ruszanie biodrami w rytm muzyki. No cóż jej ulubiona piosenka działała na nią jak hipnoza. Nie mogła się powstrzymać.

- For the rest of my life, for the rest of yours... - nuciła przeglądając się w lustrze. Dzisiaj mimo bólu głowy był zdecydowanie dobry dzień. Nawet pogoda dopisywała. Jednakże akurat dzisiaj Ann postanowiła nie ruszać się z pokoju. Do drzwi zapukała jej mama.

- Ann za chwilę śniadanie! Poprosiłam aby ktoś przyniósł je dla ciebie na dwunastą trzydzieści. Odbierz posiłek bo ja musze iść już na spotkanie w sprawie produkcji. Buziaki! Będę około osiemnastej! - pożegnała się.

- Dzięki! Powodzenia mamo. - po tych słowach drzwi się zatrzasnęły. Zmniejszyła głośność,  aby słyszeć pukanie do drzwi, które po kilku minutach rozległo się po pokoju. Otworzyła drzwi, jednocześnie zdejmując słuchawki niżej, na szyję. Za drzwiami ujżała Jamesa z jej śniadaniem.

- Witam, jak się szanowna pani miewa po wczorajszej imprezie? - zapytał z szerokim uśmiechem na ustach.

- Na pewno lepiej niż ty. - puściła mu oczko. - Mam dzisiaj dobry dzień i nic tego nie zniszczy. - zapewniła.

Nawet ty. - pomyślała.

- To dobrze. - uśmiechnął się i położył tace z jedzeniem na blacie. - Miłego posiłku Madame... - szepnął wychodząc.

- Dzięki. - odmruknęła pod nosem i założyła spowrotem słuchawki.

I hate you, I love you, I hate that I love you....

- To jakiś żart. - zaśmiała się pod nosem, słysząc tekst piosenki, po czym zasiadła do jeszcze ciepłego śniadania z uśmiechem na ustach. Czy jest coś co mogłoby być w stanie zepsuć jej dzisiejszy nadzwyczajnie dobry chumor? Nie sądzę, ale czy aby na pewno?

Wooow wstawiam na czas nie wierzę w końcu :') Już 9 :> Dziękuję za ponad 500 wyświetleń i 92 gwiazdki ;*

Projekt Wampirza MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz