Rozdział 29

3.2K 122 8
                                    

  Każdy chce czuć się szczęśliwy. Ta reguła raczej nie ma wyjątków, chyba że ktoś szuka powodu do smutku na siłę. Na szczęście Ann nie należy do takich osób. Obudziła się więc z uśmiechem na ustach i pełnią energii na dzisiejszy dzień. Podczas porannej toalety ciągle nachodziły ją wspomnienia z wczorajszego dnia i pytanie, gdzie brunet zabierze ją dzisiaj. Czuła lekkie wyrzuty sumienia, że James robi dla niej dużo. Zabiera ją w różne miejsca, chroni ją i zawsze jest, gdy go potrzebuje. Chciała jakoś mu się odwdzięczyć, jednak nie miała pojęcia jak. Zjadła śniadanie, siedząc w szlafroku przy wyspie kuchennej. Przeglądała przeróżne fora internetowe w poszukiwaniu jakiegoś ładnego zestawu ubrań, który mogłaby stworzyć ze swoich ubrań. Jej spokojny poranek przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła wzrok znad urządzenia, patrząc na rodzicielkę, która była w trochę mniej dobrym humorze niż rudowłosa.

- Cześć mamo. - zagadnęła, uśmiechając się.

- Cześć skarbie. - ziewnęła, przeciągając się. Spojrzała na blat wypełniony jedzeniem, tak jak każdego ranka, po czym sięgnęła po jeszcze ciepłe naleśniki. - Dzisiaj zostaje w pokoju. Źle się czuję po wczorajszej zarwanej nocy. Mam załatwiony jeden dzień wolnego u Trymediego.

Faktycznie kobieta nie wyglądała najlepiej. Blada cera, podkrążone oczy i lekka chrypka dobrze nie wróżyła, jednak tego można by się było spodziewać. Pracowała dużo, poprawiała szkice, ubierała modelki według przeróżnych kombinacji, które później były fotografowane, Omawiała postępy wraz ze swoim szefem oraz pilnowała czy wszystko idzie zgodnie z planem, co było w jej interesie. W końcu im więcej się sprzeda, tym więcej zarobi, a zależało jej na tym szczególnie teraz, gdy jej jedyna córka szła do college'u. Mimo wszelkich sprzeciwów ze strony nastolatki uparła się, aby zapewnić jej godny start.

- Należy ci się. - stwierdziła rudowłosa, dopijając kawę i kładąc pusty kubek w zlewie. - Ja chyba dzisiaj wychodzę. - cały czas nie była pewna, czy James gdzieś ją zabierze. Może po prostu wymienią się kilkoma wiadomościami i stwierdzą, że dzień zaliczony?

- Chyba? - uśmiechnęła się pytająco.

- Zależy od Jamesa, osobiście nie mam żadnych planów. - wyjaśniła, wzruszając ramionami.

- Rozumiem. W takim razie chyba miłej zabawy powiedz, jak będziesz wychodzić i weź koniecznie kartę, o mogę ci nie otworzyć. Wiesz, że mam mocny sen. - nałożyła sobie kolejnego naleśnika, szybko go konsumując.

- Przyjęłam. - zaśmiała się. - I dzięki.

Ann miała bardzo dobrą relację ze swoją mamą. Mimo wszystko to zawsze ona najlepiej jej doradzała. Owszem, nie wiedziała o wielu rzeczach z życia dziewczyny, jednak to nic nie zmieniało. Nie odczuwała ze strony rodzicielki takiego przymusu, co odbierała bardzo dobrze. Lubiła ich luźną relację. Oczywiście wiedziała jakich rzeczy nie może robić i o jakie powinna się pytać. Granice były wyraźnie powiedziane. Po prostu kobieta jej ufała z wzajemnością.

Zaszyła się w swoim pokoju, biorąc do ręki niedokończoną książkę. Zaczytana w lekturze nie zważała na mijający czas. Po przeczytaniu paru długich rozdziałów postanowiła spojrzeć na zegarek. Było już po czternastej. Zerknęła na telefon i zauważyła wiadomość od Jamesa.

Od James:

O 15:30 przy portierni x

Spanikowana obliczyła ile czasu jej zostało. Uspokoiła się, zdając sobie sprawę, że na szczęście rano umyła się wraz z włosami, które zdążyły już porządnie wyschnąć.

Do James:

Ok xx

Poderwała się z łóżka, kierując się do szafy. Przypominając sobie wszystkie przeglądane rano zestawienia, chwyciła biały, koronkowy top i luźne, przypominające spódniczkę, krótkie spodenki z czarną wiązaną wstążeczką. Następnie skierowała się do łazienki, gdzie przebrała się i wykonała delikatny makijaż. Rozczesała poplątane włosy, zostawiając je rozpuszczone. Postanowiła dodać do tego również czarny melonik i okrągłe okulary przeciwsłoneczne. Chwyciła czarną torebkę i włożyła tam najpotrzebniejsze przedmioty. Na nogi nałożyła czarne botki i była gotowa do wyjścia. Z satysfakcją odkryła, że ma jeszcze piętnaście minut do wyjścia, więc sprawdziła, jak czuje się jej mama. Po usłyszeniu jej zaspanego 'baw się dobrze', uśmiechnęła się do siebie i zamknęła po cichu drzwi. Nigdzie się nie spiesząc, kierowała się do recepcji. Gdy była na miejscu spojrzała na duży, wiszący na jednej ze ścian zegar. Równa piętnasta trzydzieści, zostało jej tylko poczekać. Nie trwało to zbyt długo, bo niecałe dziesięć sekund później wyjawił się z korytarza uśmiechnięty brunet. Tak jak poprzednim razem, w ręku trzymał jedną czerwoną różę, którą wręczył dziewczynie.

- Dzień dobry księżniczko. - wyszczerzył się, ukazując swoje śnieżnobiałe kły.

- Cześć James. - delikatnie odwzajemniła gest.

- Pięknie wyglądasz. - przeskanował ją wzrokiem, szybko powracając na jej twarz.

- Ty też niczego sobie. - zażartowała, posyłając mu oczko. Tego dnia miał na sobie białą koszulkę z logiem The Rolling Stones, na to zarzuconą przewiewną marynarkę i jasnobrązowe spodnie.

Ann miała czasem wrażenie, że zachowują się dwu biegunowo. Raz jak zawstydzone przedszkolaki, innym razem żartujące i wyluzowane nastolatki, kiedy indziej, jak para ze stażem dalej ze sobą szczęśliwa. Co było z nimi nie tak?

Złapali się za dłonie i razem wyszli przed hotel. Rudowłosa nie zadawała niepotrzebnych pytań, bo w końcu po co? Zdała się w stu procentach na bruneta, który znów mijając różne uliczki, sklepiki i ulice prowadził ją w tylko sobie znane miejsce. Dziękowała w duchu, że nie zabrała ze sobą okulary, bo dzisiaj słońce było dość nisko przez co raziło w oczy. W końcu zatrzymali się przed dużym szklanym budynkiem. Po chwili skierowali się do wejścia. Po zapachu masła, popcornu i innych niezdrowych przekąsek Ann rozpoznała, że znajdują się w kinie. I to nie w byle jakim, bo w Pathé Beaugrenelle! Podeszli do kasy, gdzie James, posługując się nienagannym francuskim, zamówił im bilety na Green Book z napisami. Jako że był to amerykański film, Ann nie będzie musiała się wysilać i starać ze swoim łamanym francuskim.

- Zaplanowałeś, że pójdziemy na film po angielsku z napisami, czy tak jakoś wyszło? - zachichotała, gdy ten stał już do niej przodem z biletami.

- Po części zaplanowałem, po części nienawidzę francuskich dubbingów. - również się zaśmiał, opatulając ją ramieniem i prowadząc w stronę baru z przekąskami.

***

Po wyjściu z sali kinowej zgodnie stwierdzili, że film okazał się świetny i naprawdę zasługiwał na pięć nominacji do Oscara. Była dopiero osiemnasta, więc na dworze wciąż było jasno. Ann spodziewała się, że odprowadzi ją pod pokój jak wczoraj, a wtedy ich drogi na dzisiaj się rozejdą, lecz zamiast skręcić w drogę powrotną, James skierował się w przeciwną, co poskutkowało zdziwionym spojrzeniem rudowłosej i niepewnym krokiem. Znów szła za nim, nie wiedząc gdzie zmierzają. Celem ich podróży okazała się mała restauracja Le suffren. Weszli do środka i usiedli w rogu sali, gdzie znajdowało się jedyne wole miejsce. Usadowili się naprzeciwko siebie na czerwono-czarnych kanapach, po czym wzięli do rąk menu. Po chwili zrezygnowana Ann, która nie rozumiała żadnej z nazw skomplikowanych potraw, odłożyła ją na stół.

- Polecisz mi jakiś specjał? - zapytała, gdy James podniósł na nią wzrok znad karty.

- Co powiesz na zestaw owoców morza? - uśmiechnął się, patrząc jej głęboko w oczy.

- Świetny pomysł, dzięki. - odwzajemniła gest.

Po chwili podszedł do nich kelner w średnim wieku. Ubrany był w białą koszulę z klasycznym czarnym krawatem oraz fartuszek. Twarz ozdabiały pokaźne siwe wąsy i przeszywające jasne oczy. Mimo to czuć było bijącą od niego sympatię. Złożyli zamówienie, a raczej zrobił to James, po czym znów zostali na chwilę sami. Ann zagryzła delikatnie wargę po stronie kolczyka i przechyliła głowę, opierając ją na zamkniętej dłoni.

- Podoba mi się tutejsza atmosfera. - stwierdziła po chwili ciszy.

- Mi bardziej to, że jestem tu z tobą. - na te słowa dziewczyna zarumieniła się, czując to próbowała zasłonić policzki dłonią, jednak brunet podniósł się i odsunął jej dłoń. - kocham twoje rumieńce, proszę, nie zasłaniaj ich.

Powróciła do swojej wcześniejszej pozycji z czerwonymi policzkami, jakby ktoś posmarował je sokiem z buraka.

Zaczęli rozmawiać, aby rozluźnić atmosferę. Tematy rozpoczynały się od pogody, przechodząc przez ulubione dania, aż po znajomych i anegdotki z życia towarzyskiego. Ann dowiedziała się między innymi, że James miał w sumie trzy dziewczyny, z czego jedną jeszcze w podstawówce, a pozostałym dwóm podobał się tylko z wyglądu bądź ze względu na zawartość portfela jego ojca.

W pewnym momencie Ann mignęły przed oczami karmelowe włosy. Skądś je kojarzyła, więc odwróciła się w tamtą stronę, dostrzegając Sussan ze sporo wyższym od niej blondynem. Gdy dziewczyna odwróciła się w ich stronę, rudowłosa na chwilę przeprosiła Jamesa i pomachała do dziewczyny, która posłała im uśmiech i pociągnęła towarzysza za rękę.

- Cześć Ann, hej James. Wy tu razem? Czyżby randka? - zapytała szybko.

- Cześć Sussan. - czy była to randka? Wymieniła znaczące spojrzenia z Jamesem i po chwili usłyszała jego głos.

- Hej, można tak powiedzieć. - zaśmiał się.

- Bym zapomniała. To jest Lukas. - blondyn uśmiechnął się nieśmiało.

- Cześć. - podrapał się po tyle głowy nerwowo.

- Miło poznać, nasze imiona już chyba dane ci było poznać. - odwzajemniła uśmiech. - Wy też na randce? - zapytała, starając się rozluźnić atmosferę.

- Nie, to tylko mój przyjaciel. Znamy się od dzieciństwa, wychowywaliśmy się na jednym osiedlu. - spojrzała w jego stronę. - przyszliśmy tu wziąć coś na wynos, więc już nie przeszkadzamy. Miłej zabawy. - pomachała i znów pociągnęła Lukasa za rękaw. Ann wydawało się, że nie był on zbyt dumny z nazwania go tylko 'przyjacielem', jednak wolała się nie mieszać.

W końcu przyniesiono im potrawy do stołu. Zajęli się jedzeniem, powracając do rozmowy i miłego spędzania czasu we dwoje. Czas płynął niesłychanie szybko, więc nawet się nie zorientowali, kiedy wybiła dwudziesta druga, a na sali zostali sami. Po kilku znaczących spojrzeniach kelnera w ich stronę postanowili w końcu wstać i opuścić lokal, który zapamiętają pewnie na długo.

Dziękuję za przeczytanie. Niestety jeszcze jak widać jej nie powiedział ehh. Ale za to łapcie długi rozdział, który pisałam pół dnia :P. Może jeszcze się coś pojawi w tym tygodniu C: Ale ciii to tajemnica :D  

Projekt Wampirza MiłośćWhere stories live. Discover now