Rozdział 2.

4.5K 421 253
                                    

Perspektywa: Thomas.

Obudziłem się niezwykle zaspany pomimo tego, że dochodziła już godzina czternasta po południu. Leniwie otworzyłem oczy i spojrzałem na telefon.

Od: Ułom Liam.

Pewnie grubo zabalowałeś z jakąś fajną panią (albo seksownym panem xd), ale pamiętaj, że dzisiaj czeka nas robota, więc rusz swą zacną dupę do biura :p

P.S. mam nadzieję, że nie zostanę ojcem chrzestnym, ostatnio mam spory deficyt w budżecie...

Przewróciłem oczami na jego wiadomość i muszę przyznać, że nawet się uśmiechnąłem. Odłożyłem telefon i poszedłem do kuchni zrobić śniadanie i oczywiście jakąś mocną kawkę na dobry początek dnia.

Liam zawsze był dziecinny, lubił sobie żartować i często lekceważył ważne polecenia szefa, lecz jedno muszę mu przyznać. Gdy trzeba, jest błyskotliwy, inteligentny, odważny, a przede wszystkim jest moim przyjacielem, który skoczyłby za mną w ogień, tak jak ja za nim. 

Około godziny siedemnastej byłem już na posterunku. Wszedłem do biura i zobaczyłem mojego przyjaciela, który oparł się wygodnie o krzesło i chrapał w najlepsze.

Pięknie się tutaj pracuje. A mnie to pogania do roboty.

Uśmiechnąłem się cwaniacko i po cichu zakradłem się do Liama, stojąc tuż za nim.

- BU! – krzyknąłem i energicznie dźgnąłem go palcami w żebra. Chłopak krzyknął niczym wystraszona panienka, po czym spadł z wrażenia z krzesła wylewając na siebie kawę.

- Już wstaję, Mamo! – krzyknął, po czym spojrzał na mnie. – A, to ty. – odetchnął z wyraźną ulgą i spojrzał na swoją bluzkę. – Nosz kurwa mać, nowa koszulka.

- Co tu się wyrabia? – usłyszałem głos szefa, który natychmiast wparował do naszego gabinetu słysząc nasze głośne krzyki i śmiechy. – Dunbar, czy Ty nie masz w domu pralki?

- Mam, ale...

- Nie umiesz jej nawet obsługiwać. Rozumiem. – rzekł uciszając go gestem dłoni, a Liam gniewnie na niego spojrzał. Próbowałem powstrzymać się od śmiechu. – Bierzcie się do roboty, a nie odwalacie tu jakieś cyrki. Nie za to wam płacą. A Ty masz się w tej chwili przebrać. – rzekł surowo pokazując palcem na mojego przyjaciela, po czym wyszedł z biura, a ja zacząłem się śmiać niekontrolowanie. Kumpel spojrzał na mnie wkurwionym wzrokiem, a ja usiadłem za swoim biurkiem i wziąłem do ręki jakieś akta, które zacząłem przeglądać.

- Kurwa, zalałem cały raport. – powiedział Liam i rozpoczął przepisywanie na czysto. Czytałem w tym czasie akta osobowe ofiary, które również w żadnym stopniu nie były pomocne. Ciało należało do dwudziestopięciolatka, który był nie karany. Uczył się na uniwersytecie, miał dobre stopnie i był samotny.

- Myślę, że powinniśmy wybrać się we wszystkie miejsca, w których znaleziono ofiary i dokładnie się rozejrzeć. Być może coś natchnie nas na jakiś trop. – powiedziałem i podszedłem do tablicy korkowej, na której umieściliśmy zdjęcia ofiar. Liam coś tam burknął pod nosem i nie był zbytnio zainteresowany śledztwem i wcale mu się nie dziwię. Musi do godziny dwudziestej oddać raport na pięć stron, który został zalany kawą. Postanowiłem, że pogłówkuję trochę sam.

Przypiąłem do wolnego kawałka na tablicy mapę Hartford, a następnie wziąłem kolorowe pinezki, które doczepiłem do miejsc znalezienia zwłok każdej z ofiar. Mieliśmy ich w sumie szesnaście. Zauważyłem, że położenie ciał również jest przypadkowe, ponieważ zarówno na uboczu, jak i w centrum można było je znaleźć.

- Coś wykombinowałeś? – zapytał Liam i podszedł do mnie spoglądając na moje dzieło.

- Prócz tego, że każde z tych miejsc jest tak ulokowane, że nie ma możliwości podglądu z kamer przemysłowych, to nie. – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Spójrz na to. – rzekł po chwili i wskazał palcem na okolice parku. – Zauważ, że aż siedem osób zginęło stosunkowo blisko siebie. Tutaj masz stawek i zginęły wokół niego kolejne trzy. To daje nam razem dziesięć zabójstw w okolicach parku. Myślę, że powinniśmy się temu przyjrzeć i poinformować o tym szefa.

- Kolejne sześć zginęło w całkiem przypadkowych miejscach. Zobacz, koło supermarketu, szkoły, biblioteki, szpitala, jakiejś restauracji i pubu. – powiedziałem i wskazałem na mapę, a po chwili olśniło mnie. – Zauważ Liam, że zamontowane w mieście kamery nie łapią akurat widoku na miejsce dokonania zbrodni, więc morderca musi sobie zdawać sprawę z tego, że miasto jest monitorowane, a przede wszystkim dobrze wie, w których miejscach one wiszą i pod jakim kątem rejestrują obraz.

- Chodźmy do zrzędy, to znaczy do szefa. – powiedział Liam, a ja się roześmiałem i wraz z przyjacielem udaliśmy się do jego gabinetu.

- Ustaliliście coś? – spytał z nadzieją, gdy zastał nas w drzwiach.

- Odkryliśmy szefie pewną zależność. – zacząłem. – Wszystkie miejsca, w których giną ludzie są nieobjęte przez kamery. Morderca najczęściej zabija w różnych okolicach parku oraz stawu, bo jest to jedyne miejsce, w którym nie ma żadnego zainstalowanego monitoringu. Ponadto pozostałe lokacje w centrum są również doskonale przez niego przemyślane, gdyż w miejsca popełnienia przestępstwa nie sięgają kamery. Są to najczęściej jakieś ciemne zakamarki za budynkami lub obok. Myślę, że możemy zrobić listę miejsc, w których powinniśmy umiejscowić kamery, chociażby atrapy, aby potencjalnie odstraszyć mordercę. Przede wszystkim powinniśmy zamknąć park, bo tam dochodzi do największej ilości zabójstw.

Szef spojrzał na nas z zaciekawieniem, a następnie przystał na przestawiony plan. Powiedział, że z samego rana zleci nadanie publicznie informacji w telewizji o wzmożonej ostrożności, zamknięciu parku oraz instalacji dodatkowych kamer. Oczywiście nasz budżet jest na tyle ograniczony, że tylko nasza trójka i montażysta będą wiedzieli, że są to atrapy, aby nie zaskoczyć mordercy. Ponadto dostaliśmy zlecenie, aby wybrać się jutro do Urzędu Miasta i poprosić o nagrania ze wszystkich kamer w mieście z ostatniego miesiąca. Do końca dnia byliśmy już wolni, więc postanowiłem, że wieczór spędzę samotnie w domu przed telewizorem.

Dzisiaj o dziwo wybrałem się do pracy pieszo, ponieważ mój samochód coś szwankował, a nie miałem czasu się tym zająć, bo i tak byłem już spóźniony.

Przemierzałem w samotności i ciszy opuszczone ulice Hartford. Na horyzoncie nie widziałem żadnej żywej duszy od czasu, gdy wyszedłem z posterunku. W mieście można było dostrzec niewielką panikę wśród ludzi, ponieważ bali się sami wychodzić po zmroku i było to w pełni zrozumiałe, lecz ja niczego się nie obawiałem. Jestem w końcu policjantem i mi nie wypada się bać.

Szedłem przez siebie w milczeniu z pełną myśli głową, aż w końcu zobaczyłem, jak w moją stronę zbliża się jakiś mężczyzna. Był ode mnie troszkę wyższy i z początku nie widziałem jego twarzy. Ubrany był w luźną, czarną bluzę oraz ciemne spodnie.

Albo jest mordercą, albo jest niesłychanie odważny, skoro sam spaceruje po mieście o tej porze.

Gdy byliśmy już dość blisko siebie, nasze oczy napotkały się w krótkim, lecz dającym do myślenia spojrzeniu. Przez chwilę mogłem mu się przyjrzeć. Mężczyzna miał piękne rysy twarzy oraz brązowe, wręcz uwodzicielskie tęczówki. Jego przenikliwy wzrok był niezwykle kuszący i wabiący do złego, a gdy spojrzał wprost w moje oczy, to poczułem się, jak bym był pod jego perswazyjnym wpływem, gotów zrobić dla niego wszystko mimo, że go w ogóle nie znałem. Gdy oddaliłem się nieznacznie od nieznajomego, odruchowo odwróciłem głowę do tyłu, aby na niego spojrzeć, lecz mężczyzna dalej podążał przed siebie nie oglądając się za siebie.

Wszedłem do domu i jedyne, o czym myślałem cały wieczór, to hipnotyzujące spojrzenie nieznajomego chłopaka, w którego oczach można zakochać się od pierwszego wejrzenia. 

Notatka od autorki:

Mam nadzieję, że ff Wam się podoba ♥

W objęciach nocy ✔ | Dylmas, Briam & DerestianWhere stories live. Discover now