Rozdział 65.

2K 214 192
                                    

Miłego ♥

Tymczasem Katka wstaje w niedzielę o szóstej rano, aby zasypiać na uczelni...

Fuck this life...

Perspektywa: Derek.

Zostałem przywiązany do jakiegoś krzesła, a po chwili zdjęto mi z głowy worek. Czułem, jak boli mnie czaszka, ale jeszcze gorzej było z moim brzuchem oraz z moimi żebrami. Zauważyłem krew na swojej jasnej koszulce, a przed oczami miałem mroczki. Nos potwornie mnie bolał i sączyła się z niego krew. Nie odzywałem się, aby nie pogarszać sytuacji, bo moje pyskówki tylko niepotrzebnie tych parszywych gówniarzy prowokowały. Musiałem jakoś wykombinować, jak się stąd wydostać, ale nic konstruktywnego do głowy mi nie przychodziło, szczególnie, że jestem unieruchomiony.

Ja pierdole, już po mnie.

- I co my z nim kurwa zrobimy?! – wrzasnął jeden z tych dzieciaków, bo nie byli o wiele starsi, niż Sebastian. Byli przerażeni bardziej, niż ja. To pewnie jacyś podrzędni złodzieje, którzy nie mieli w planach mnie porywać, ale jednego z nich zdemaskowałem, więc w panice wywieźli mnie daleko poza miasto.

No świetnie, i co teraz?

- Ja pierdole, nie wiem! Widział nasze twarze, rozpozna nas i zgnijemy w więzieniu. – stwierdził drugi, nerwowo krążąc po sali, na co tylko prychnąłem, jak nie ja. 

Kurwa spostrzegawczy jest, nie ma co. Gówniarz jebany. 

- Nie mam zamiaru przez niego trafić do pierdla! – krzyknął jakiś czarnowłosy chłopak, wymachując nożem tuż przy mojej twarzy.

- Uważaj kurwa, gdzie tym celujesz. - warknąłem, bo jeszcze tego brakowało, aby pociął mi buzię. Nie dość, że i tak jestem cały w siniakach, ranach, to na do miar złego brakowałoby mi wymownej skaryfikacji na pół ryja, jak u jakiegoś typa spod ciemnej gwiazdy. 

- Zluzuj, ekipa już jedzie i na pewno coś wymyślą. Będą za jakieś dwadzieścia minut, do pół godziny maksimum. – dodał drugi, a ja trochę się zaniepokoiłem, bo większą ekipą, to na pewno mnie zabiją. – Zdecydowanie go nie wypuścimy. Musimy faceta uciszyć, bo nas wsypie psiarni.

Idiota chyba nie wie, że właśnie rozmawia z szefem tej psiarni.

Matoły.

- Jak Ty chcesz to zrobić, co? – prychnął pierwszy, a jego głos działał mi na nerwy. – Mieliśmy mu tylko ukraść samochód, ale jak zwykle nie wyszło. Nie mam zamiaru mieć nikogo na sumieniu, ani tym bardziej odpowiadać za współudział w zabójstwie! 

- Kurwa, przestań dramatyzować. Zabijmy go i będzie po problemie. Nikt go tu nie znajdzie. Wywieziemy zwłoki daleko poza miasto i śladu po facecie nie będzie. Żadnej żywej duszy nie było w pobliżu, więc nikt nawet nie zgłosi tak szybko napaści na niego. Nie ma świadków, nie ma dowodów. Nie nasza wina, że skurwiel jest nieokrzesany. Mógł się nie bronić, to teraz by nie było problemu. I tak zapewne żadna osoba nie będzie za nim tęsknić. – powiedział jeden z gówniarzy, a ja zacząłem się bulwersować, krzycząc na nich, że są pierdolonymi tchórzami oraz powinni ponieść konsekwencje swoich czynów oraz wiele innych epitetów, lecz czarnowłosy uderzył mnie ponownie w twarz z całej siły, a drugi, który miał pistolet, odbezpieczył go.

- Wiesz co? - powiedział pierwszy. - Masz rację. Musimy coś z nim zrobić.

Spojrzałem na niego, nie okazując swoich emocji i tego, że wiem, co się zaraz stanie. Wiedziałem, że to jest już mój koniec. Nie mam szans się obronić. Nie mam szans na przetrwanie. Jestem związany i to cholernie mocno. Moje nogi są unieruchomione, ręce przywiązane do krzesła, a żeby tego było mało, jeden z rabusiów zakleił mi usta srebrną taśmą, przez co nawet nie mogę ostatni raz w życiu krzyknąć. 

W objęciach nocy ✔ | Dylmas, Briam & DerestianOnde histórias criam vida. Descubra agora