Rozdział 4.

3.9K 420 189
                                    

Perspektywa: Liam.

Odkąd szef zlecił zamontowanie kamer miejskich, które tak naprawdę były zwykłą tandetą, nie zanotowaliśmy żadnych nowych morderstw. Średnio co dwa lub trzy dni ktoś ginął, lecz dzięki naszemu sprytnemu planowi, minęło już pięć odkąd w mieście panuje spokój. Zabójca najpewniej zaobserwował, że miasto przedsięwzięło radykalne kroki mające na celu zapewnienie ochrony ludności. Mieszkańcy poczuli się w pewnym stopniu bezpieczni, co bardzo nas cieszyło, jednak i tak musimy rozwikłać zagadkę, kto stoi za tymi wszystkimi zbrodniami. Mamy z Thomasem nadzieję, że dzięki temu w Hartford będzie bezpieczniej.

Odkąd w telewizji pojawiła się informacja, że każde podejrzane zachowanie ma zostać zgłaszane do nas, nasze telefony nie mogą przestać być cicho. Oczywiście dziennie dostajemy również masę listów, w którym ktoś anonimowo opisuje, że widział takie i siakie zdarzenie, które wywołało u niego podejrzenia i dlatego postanowił się nim z nami podzielić.

W dodatku na posterunku pojawiają się ludzie, najczęściej starsze panie, które widziały, jak ktoś kogoś morduje i przez pół godziny potrafią o tym opowiadać lub też młode dziewczyny, które za wszelką cenę pragną się z nami umówić, co zaczyna być wkurzające. Najczęściej z tych wszystkich historii okazuje się, że widziano po prostu jakąś zakochaną parę, która się przytula, lecz wiadomo przecież jak działają babcine mózgi.

- Wiesz co? – wypaliłem nagle i spojrzałem zza monitora na przyjaciela, który udawał zainteresowanie kolejną płytą CD, w której jak zwykle nic się nie wydarzy. To jak szukanie igły w stogu siana i zapewne nic nie znajdziemy, więc nie wiem, po co oglądamy te wszystkie nudne nagrania. Czy szef naprawdę nie potrafi nam lepiej zorganizować czasu?

- Co? – spytał znużony, a jego oczy były podkrążone, bo nie spał ostatnio podobnie jak ja. Ten zrzęda kazał nam spiąć pośladki i jak najszybciej przejrzeć nagrania. Wkurwiłem się, bo nie lubię jak ktoś mną rządzi, no ale co miałem poradzić, skoro przeniesiono mnie tutaj, abym pomógł Thomasowi rozwikłać zagadkę. Szkoda, że nie mogę być dla siebie szefem, tak jak na poprzednim stanowisku. Spojrzałem na komputer i wywróciłem oczami. Dobrze, że zostały jeszcze tylko dwie płyty, bo chyba bym był pierwszym przypadkiem zgonu z nudów. Mając już dość postanowiłem trochę pochodzić po biurze, bo zaraz dupa przyrośnie mi do tego krzesła.

- Wydaje mi się, że za tymi wszystkimi morderstwami stoją jakieś parapsychiczne stworzenia! – podekscytowałem się, ponieważ niedawno oglądałem w telewizji program o pozaziemskich istotach, które odwiedzają naszą planetę, lecz nikt ich nigdy nie widział, ponieważ są tylko ślady, a świadków zawsze brakuje. Chciałem się swoimi spostrzeżeniami podzielić z przyjacielem. Od razu odżyłem. Thomas spojrzał na mnie zdegustowany i zdziwiony.

- O czym Ty do cholery mówisz? – spytał zdziwiony.

- Słuchaj! A jeśli elfy, wilkołaki, duchy i wampiry tak naprawdę istnieją, a my o tym nie wiemy?! Jeszcze lepiej! A co jeżeli naszą planetę odwiedzają kosmici? Wiesz, UFO-porno i te sprawy. Zobacz, że te wszystkie ciała są pozbawione życia i krwi. Jestem przekonany, że UFO je porywa na swój bajerancki statek kosmiczny, a potem gwałci i spuszcza krew do zera, którą następnie poddaje dokładnym i wnikliwym analizom, badając podobieństwa i różnice pomiędzy ludzką rasą, a tą pozaziemską. To by miało sens i ta teoria wcale nie jest durna, więc się nie śmiej i nie kiwaj tak głową! – podekscytowałem się i kontynuowałem swój monolog widząc, że Thomas zaczął się uśmiechać i kręcić głową z niedowierzaniem.

- Kurwa Liam, czy Ty coś brałeś? – zapytał i zaczął się śmiać.

- Ja? – zaszokowałem się i uśmiechnąłem. – Nic, po prostu wydaje mi się, że za tym wszystkim stoi UFO-porno, które przylatuje regularnie na ziemię i porywa ludzi, których potem wyrzuca w przypadkowe miejsca bez życia, krwi i dziewictwa. – dodałem i zignorowałem totalnie fakt, że przed chwilą drzwi się otworzyły i kontynuowałem dalej swój monolog oraz Thomasa, który zakrywał sobie usta dłonią i spoglądał na coś znajdującego się za mną.

Wziąłem do ręki drewniana łyżkę oraz garnek, który założyłem sobie na głowę i zacząłem dalej z ekscytacją opowiadać.

- Ale wiesz, na myśl przychodzi mi jeszcze jedno! Jestem pewny, że znalazła się jakaś grupa wierzeniowa, która zabija wszystkich podważających istnienie Latającego Potwora Spaghetti i dlatego morduje ludzi spuszczając z kpiących innowierców krew i pozostawiając w mieście ich trupy, jako ostrzeżenie dla wszystkich tych, którzy śmią wątpić w dobroć i istnieje Boga Spaghetti, który kieruje ludzkimi sprawami poprzez Dotknięcie Makaronową Macką. Mówię Ci, że to musi być prawda i stąd te dziwne morderstwa. Ewentualnie tak jak mówiłem wcześniej, porywa ich gwałcące UFO-porno.

- Dunbar, czy Ty do jasnej cholery pomyliłeś zakład psychiatryczny z zakładem pracy? – usłyszałem wściekły głos szefa i zmieszany odwróciłem się w jego stronę chowając za siebie drewnianą łyżkę wraz z garnkiem, który pośpiesznie zdjąłem z głowy.

- Oczywiście, że nie, szefie. – odpowiedziałem jak najbardziej poważnie, lecz on spojrzał na mnie gniewnie i skrzyżował ręce na piersiach kiwając głową z niezadowoleniem.

- Skoro tak bardzo wierzysz w Latającego Potwora Spaghetti to wiedz, że jego dobroć właśnie Cię opuściła i za karę idziesz w tej chwili porządkować całe archiwum na dole, w którym trzymamy ukryty statek kosmiczny. Tylko uważaj, aby jakiś kosmita Cię nie zgwałcił. – rzekł surowo, lecz z wyraźną kpiną w głosie, a ja otworzyłem usta ze zdziwienia i wybałuszyłem oczy. Usłyszałem, jak Thomas zaczął dusić się ze śmiechu, lecz starał się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków, aby nie wkurwić palanta, to znaczy szefa.

On sobie chyba kurwa ze mnie żartuje.

- Co?! – krzyknąłem oburzony. – Czemu?! Ja nie chcę do archiwum! Ja tam umrę z nudów!

- Jest godzina pierwsza po południu, więc myślę, że co najmniej do szóstej lub siódmej wieczorem spokojnie tam posiedzisz i nie chcę Cię widzieć w biurze dopóki papiery nie będą ułożone perfekcyjnie, zrozumiano? – rzekł surowo, a ja zacisnąłem usta w wąską linię, po czym pokiwałem głową twierdząco wciąż patrząc na niego błagalnym, lecz wyrażającym zdenerwowanie wzrokiem.

- Czyżby jakieś UFO odebrało Ci mowę? – prychnął, a ja zrobiłem się czerwony na twarzy, bo nie pomyślałem, że szef może to usłyszeć. Kurwa, ale się wjebałem. Teraz będzie do końca życia uważał mnie za niezrównoważonego psychicznie wariata.

- Nie, szefie. – odparłem, a on spojrzał na mnie wzrokiem pełnym politowania, po czym kierował się do wyjścia.

- Latający Potwór Spaghetti i UFO-porno, no kpina totalna. Jak on w ogóle przeszedł testy psychologiczne i kto go zatrudnił w policji... - usłyszałem jego komentarz, po czym wyszedł trzaskając drzwiami, a ja odłożyłem garnek po biurko na swojego miejsce.

Spojrzałem na Thomasa, który nie mógł już wytrzymać i wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

- Zabawne, kurwa. – fuknąłem zły, a Thom za mocno oparł się o swoje obrotowe krzesło i wywrócił się lądując z hukiem na ziemi. – I dobrze Ci tak. – dodałem i podszedłem do swojej szafki, z której wyciągnąłem potrzebne mi do przetrwania tego cholernego dnia akcesoria i energicznym krokiem wyszedłem z biura, pozostawiając śmiejącego się na podłodze przyjaciela, który chyba nawet nie zorientował się, że w ogóle sobie poszedłem. 

W objęciach nocy ✔ | Dylmas, Briam & DerestianDove le storie prendono vita. Scoprilo ora