Rozdział 8.

3.5K 374 46
                                    


Perspektywa: Liam.

Cieszyłem się bardzo, że udało mi się wyrwać Thomasa z biura i oboje mogliśmy pojechać rozerwać się do klubu. Na miejscu natychmiast zamówiłem sobie alkohol i postanowiłem, że pójdę trochę potańczyć. Mój przyjaciel oczywiście jak zwykle burczał coś pod nosem, więc najprościej w świecie zostawiłem go samego przy barze. Udałem się na parkiet, po czym zacząłem tańczyć w rytm muzyki.

Po chwili jednak zobaczyłem, że na kanapach umiejscowionych w rogu pomieszczenia siedział przystojny chłopak, którego skądś znalem. Przyjrzałem mu się dokładnie i niemal od razu mnie olśniło.

To jest ten sam koleś, co grzebał w archiwum!

Będąc już o wiele śmielszym po wypiciu alkoholu, bez wahania udałem się w jego stronę i bezpardonowo usiadłem obok niego. Już ja sobie z nim poważnie porozmawiam! Chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Dzień dobry Panie władzo, co Pana do mnie sprowadza? – zapytał i miałem wrażenie, że lekko ze mnie zakpił. No co za burak! Ale za to jaki przystojny.

- Ty gnido! Okłamałeś mnie. Nie jesteś synem Christi. – powiedziałem z wyrzutem i spojrzałem mu wyzywająco w oczy.

- Panie władzo, jest Pan w takim razie jeszcze i niezłym Sherlockiem. – stwierdził nieznajomy szczerząc się do mnie i puszczając do mnie oczko, przez co niemal natychmiast się zagotowałem. Co za bezczelny typ.

- Dlaczego włamałeś się do policyjnego archiwum?! – krzyknąłem, a on wydawał się być zupełnie nie wzruszony tym, co do niego mówię.

- Niektórzy lubią zbierać znaczki, inni lubią biegać, a ja preferuję grzebać w aktach. – odpowiedział, a mnie momentalnie chuj strzelił.

- Jesteś niemożliwy. – powiedziałem głośno i chciałem wracać do przyjaciela, lecz chłopak złapał mnie za rękę. Poczułem, jak jego lodowata dłoń obejmuje moją, a jego wzrok przeszywa moje ciało na wylot.

- Zostań, postawię Ci drinka. – rzekł spokojnie wciąż się we mnie wpatrując i uśmiechając się do mnie delikatnie.

- Nie piję z obcymi. – fuknąłem chcąc odpowiedzieć mu, że z frajerami nie piję, lecz za bardzo bym przypominał Thomasa. Wypita szklanka alkoholu powodowała u mnie niewielką agresję. Przecież ja na co dzień takie nie jestem. Musze jednak przyznać, że oczy nieznajomego chłopaka są przepiękne i czuję się, jakbym był zahipnotyzowany.

- Jestem Brett, więc już możesz się ze mną napić. – rzekł do mnie, a moje nogi zaczynały mnie boleć od tego półstania, więc zdecydowałem, że wolę usiąść. Wszystko byle tylko się nie męczyć.

- No i? – odparłem niegrzecznie i gniewnie na niego spojrzałem.

- To co, postawić Ci drinka? – zapytał, a ja bez wahania odpowiedziałem.

- Wciąż jesteś dla mnie obcym.

- Wiesz, że nazywam się Brett, więc nie kwalifikuję się już do rangi obcego, tylko do znajomego, a ze znajomymi można się już napić, więc teraz już nie masz jak mi się wymigać. – powiedział, a ja popatrzałem na niego z wybałuszonymi oczyma. Ten człowiek nie przestanie mnie zadziwiać. Brett odszedł na chwilę od stołu, lecz po kilku minutach wrócił trzymając w ręku alkohol.

- Skąd mam mieć pewność, że nie dosypałeś mi tabletki gwałtu? – zapytałem spoglądając na szklaneczkę whiskey. Tak naprawdę ten typ mógłby coś takiego zrobić, więc wolę nie ryzykować.

- Wiesz, gdybym chciał Cię zgwałcić, to na pewno nie podałbym Ci prawdziwego imienia, bo wtedy mógłbyś mnie łatwo odnaleźć. – odpowiedział i spojrzał na mnie.

- Skąd mam mieć pewność, że mnie nie okłamałeś? Ostatnio podałeś się za syna Christi. – rzekłem.

- Nie podałem się za syna Christi. Ty zapytałeś się mnie, czy nim jestem, a ja odpowiedziałem, że jestem, naginając lekko prawdę, więc de facto sam z siebie się za niego nie podałem, tylko działałem pod wpływem Twojej sugestii, szczególnie, że powiedziałeś to tak pewnie, że szkoda było mi Cię wyprowadzać z błędu. Teraz nawet nie spytałeś, jak mam na imię, więc postanowiłem sam z siebie się przedstawić, więc w tym przypadku jestem z Toba jak najbardziej szczery. – powiedziałem, a ja spojrzałem na niego w niemym szoku. Czy on jest cholera psychologiem? Zazwyczaj to ja i Thomas gasiliśmy ludźmi swoimi spostrzeżeniami, lecz śmiało mogę stwierdzić, że w walce na analizowanie, to przegrywamy walkowerem z Brett'em.

- Eeeee... sam nie wiem... - wydukałem z siebie tyle, ile byłem w stanie i na ile pozwalała mi moja w tym momencie nader rozwinięta elokwencja, ponieważ czułem się zgaszony jego wypowiedzią.

- Gdybym chciał Cię zgwałcić, to zrobiłbym to wtedy w archiwum, a nie tutaj, szczególnie, że jest tu pełno ludzi i musiałbym Cię jakimś cudem wyciągnąć na zewnątrz tak, aby nie wzbudzić podejrzeń, że jesteś w jakimś stopniu odurzony. Ponadto zauważyłem, że jesteś ze swoim przyjacielem, który na pewno zainteresuje się Twoją osobą, więc to dodatkowo utrudniałoby mi działanie. Na posterunku nie trudno byłoby Cię wtedy zakneblować lub użyć na Tobie chloroformu, gdy tak słodko spałeś zwinięty w kłębek. Możesz mi wierzyć, że tam mógłbym Cię wykorzystać i nawet byś się nie zorientował. – powiedział bardzo opanowanym i spokojny głosem, a ja otworzyłem usta w niemym szoku. Kurwa, ten typ na pewno jest psychologiem.

- Uhm, okej? – powiedziałem bardzo pytającym tonem i postanowiłem, że zaryzykuję. Wypiłem duszkiem alkohol i nie smakował jakoś inaczej, choć w sumie tabletki gwałtu nie zmieniają ani konsystencji, ani barwy, ani smaku, więc moje stwierdzenie nie należy do najtrafniejszych w tym dniu.

- Tak źle było? – spytał uśmiechając się do mnie szeroko.

- Powiedzmy, że Ci jakimś dziwnym trafem wierzę. – odpowiedziałem i oparłem się na kanapę widząc, że Thomas poderwał jakiegoś chłopaka.

- Thom nareszcie zarywa! Idę sprawdzić, jak mu idzie podryw. – powiedziałem uradowany i energicznie podniosłem się z siedzenia z zamiarem udania się do przyjaciela. Gdy chciałem odchodzić od Brett'a, to poczułem ponownie jego lodowatą dłoń obejmującą moją.

- Domyślam się, że niewiele lepiej, niż Tobie. – rzekł uśmiechając się do mnie.

- O czym Ty mówisz? – spytałem.

- Cóż, myślałem, że Ci się podobam i chciałbyś się ze mną w przyszłości umówić, ale ani nie spytałeś mnie o imię, ani o numer telefonu. – powiedział, a mnie momentalnie zalał intensywny rumieniec.

Oh, czyli jednak mu się podobam? Ale ze mnie kretyn.

- Uhm, no wiesz, jesteś przystojny i w ogóle... - zacząłem coś mówić, lecz Brett tylko się do mnie uśmiechnął, po czym podwinął rękaw mojej bluzy i zaczął pisać na niej jakiejś cyfry.

- Wiem, że jestem przystojny i mój urok osobisty na tyle Cię oczarował, że nawet nie zapytałeś mnie o numer telefonu oraz o imię, więc postanowiłem Cię w tym wyręczyć, bo podrywacz to z Ciebie beznadziejny. – powiedział, a na koniec posłał mi piękne spojrzenie i uśmiech, po czym z powrotem opuścił rękaw mojej odzieży. Chłopak wstał i mogłem napotkać jego oczy. – Jak będziesz chciał zatańczyć, wstydnisiu, to będę na parkiecie. – dodał znajdując się bardzo blisko mojego ucha, a ja mogłem poczuć jego obecność oraz dłonie obejmujące mnie w pasie. Brett zniknął mi po chwili z oczu, a ja pobiegłem do Thomasa chcąc się dowiedzieć, czy udało mu się w końcu z kimś umówić na randkę. 

Notatka od autorki:

Przepraszam, że nie było długo rozdziału, ale w weekend miałam szkołę, a w niedzielę był egzamin z mikroekonomii, który na szczęście zaliczony na piąteczkę!

Ogólnie sesja is coming, ale postaram się dodawać rozdziały codziennie lub co dwa dni ^^

Miłego! ♥

W objęciach nocy ✔ | Dylmas, Briam & Derestianحيث تعيش القصص. اكتشف الآن