10. Chce wyjechać, Alice

1.5K 46 2
                                    

Oczekiwanie było drogą przez męki. Niby spokojna, cicha, a jednak w środku zjadało Cię wszystko. Nie miało to w sobie nic z pozytywnych emocji. Nienawidziłam czekać. Mimo tego iż często zdawało mi się, że mam w sobie nieludzkie pokłady cierpliwości, to jednak mnie przerastało. Frustracja rozchodząca się po moim ciele i stres. 

Wzięłam głęboki oddech, patrząc jak krajobraz za oknem autobusu się zmienia. Z białych słuchawek w moich uszach, wydobywała się głośna muzyka. Chciałam chyba zagłuszyć własne myśli, tak już miałam. Jednak nawet piosenki ulubionych zespołów nie były w stanie, uchronić mnie od nerwowego wyłamywania palców. 

Ucisk w klatce piersiowej sprawiał, że każdy płytki oddech był jeszcze trudniejszy do zaczerpnięcia. Szumiało mi w głowie. Nienawidziłam tych uczuć, przynosiły na myśl złe wspomnienia. Przypominały dzieciństwo, którego tak bardzo nienawidziłam. 

Niektóre sytuacje miały jedno wyście. Inne- miały więcej wyjść. Niektóre nie miały żadnego. Ta sytuacja miała zdecydowanie więcej. 

Tak albo nie. Ja kiedy przychodziło mi wybierać, przeważnie rozważałam dwie opcje. I zawsze wybierałam źle.

Mogłam wykazać się wyjątkową głupotą i poruszyć ten temat, albo wykazać się nią nie poruszając go. Żadna opcja nie wydawała się być w tym momencie właściwa. Żadnego z tych scenariuszy nie chciałam znać.

Kiedy wysiadłam na odpowiednim przystanku zdecydowanie przestałam kontaktować. Chyba już nawet nie myślałam. Czułam się jakbym była oderwana od samej siebie, jak zwykle błądząc gdzieś indziej. Patrzyłam tępo na dom, w którego kierunku zmierzałam, mając kompletną pustkę w głowie.

Czy ja w ogóle chciałam wiedzieć? Czasami lepiej było żyć w nieświadomości. 

Zapukałam do masywnych drzwi, patrząc na nie pusto, z oczekiwaniem aż się otworzą. I nie musiałam długo czekać, chłopak jakby wyczuł, że się zbliżam, bo ledwo oderwałam rękę od drzwi, a już stały przede mną otworem. 

-Szybko wróciłaś- uniósł na mnie brew, ze swoim firmowym uśmiechem.

-Chciałam pogadać- mój głos był zachrypnięty. Brunet tylko kiwnął głową i przepuścił mnie w drzwiach, przez które szybko przeszłam. 

-Zrobić Ci herbaty?- zapytał, na co ponownie tylko skinęłam głową- Mm, jak na osobę, która chce pogadać, wydajesz się raczej małomówna. 

Brunet poszedł do kuchni, a ja niewiele myśląc ruszyłam zaraz za nim. Usiadłam na wysokim krześle barowym, zaraz przy blacie, w czasie, w którym Will nastawił wodę i wyciągnął dwa kubki z szafki. 

Odwrócił się w moją stronę i oparł się dłońmi o blat. 

-Wydusisz coś z siebie? 

Chciałam, ale nie wiedziałam co. W swojej głowie nadal wydzielałam za i przeciw obu opcji. Patrzyłam mu prosto w oczy, kalkulując wszystko.

Co ja miałam zrobić?

Nie byłam gotowa znać prawdy. Nie jeśli byłaby na jego niekorzyść. Nie czułam się gotowa, żeby w razie czego go stracić, nie teraz, kiedy rodzina się wali. Jeśli jeszcze nasza relacja by upadła, to bym chyba tego nie zniosła.

Kiedy zaczęłam go traktować, jako czynnik który trzyma mnie na tym świecie?

-Stęskniłam się- wzruszyłam ramionami, zmuszając się do uśmiechu, który chyba i tak wyszedł jak grymas.

Brunet zmarszczył brwi i wyprostował się, zakładając ręce na klatce piersiowej.

-A tak na serio?- prychnął nie wierząc mi. 

Back to you [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz