15. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy

1K 30 2
                                    

(Niby sprawdzony, ale tyle razy, że pewnie więcej błędów zrobiłam niż poprawiłam)

-Odpuść już sobie- blondynka warknęła po raz kolejny, rzucając mordercze spojrzenie w stronę Corriego Harrisa.

-Jak ja nie mogę- jęknął męczeńsko, zakrywając twarz swoimi dużymi dłońmi. 

Popatrzyłam na niego ze ściągniętymi brwiami, podpierając brodę na dłoni. 

Zrozumienie tego człowieka było trudne. Po latach sądziłam, że jestem na dobrej drodze do tego, jednak było to złudne. Nieważne jak bardzo byśmy się nie starały i ile godzin byśmy nie analizowały jego czynów, słów i teorii, zawsze byłyśmy na straconej pozycji. Zawsze zrobił coś zupełnie różnego od tego, co byłyśmy w stanie przewidzieć, nie rozumiałyśmy nic. Nie byłam nawet pewna czy i on siebie rozumiał. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodził temat miłości.

Nie byłam nigdy prawdziwie zakochana, nie wiedziałam czym są te cudowne uczucia, o których tak pięknie mówią w filmach czy książkach romantycznych. Czasami uważałam, że nie byłam zdolna do uczuć albo po postu byłam za głupia, żeby je zrozumieć, a bardzo chciałam rozumieć. 

Czy jest na świecie ktoś, kto jest w stanie mi powiedzieć, co powinnam czuć i jak to się robi do cholery? 

Nie rozumiałam również tej potrzeby bycia w związku, ja jej nie miałam. Wiele razy próbowałam analizować te chęci moich przyjaciół do bycia w związku, znalezienia drugiej połówki i w ogóle. Po co komu ten cały cyrk? Tym bardziej, jak więcej w tym temacie kręciło się wokół cierpienia...ale byli wtedy dosyć uroczy. 

Uśmiechnęłam się leniwie, patrząc jak mój przyjaciel wyrywa sobie włosy z głowy. Może był tak samo zagubiony jak ja? Może tak naprawdę, nikt nie wiedział jak kogoś kochać. 

Czy to w ogóle istnieje? 

-Pierwszy krok masz za sobą, zerwałeś ze Skyler, punkt dla ciebie- blondynka objęła go pocieszająco ramieniem- Teraz tylko musisz poukładać sobie w tym głupim łbie, co tak właściwie masz zamiar robić- zaśmiała się zakłopotana. 

Ona też nie umiała mu pomóc, ale dzielnie próbowała. 

-Jak ja nie wiem- jęknął po raz kolejny, uderzając głową o stół. 

Skrzywiłam się na ten widok, musiało boleć. Zaczęłam przeplatać jego ciemne włosy między palcami z nadzieją, że uspokoi go to chociaż trochę.

Jeśli naprawdę tak wygląda miłość, to jej nie chce. 

-Ouu, zupełnie zapomniałam, w piątek wieczorem Nell ma występ w Pasadenie. Jedziecie z nami?- uśmiechnęłam się w ich stronę. Chociaż bardziej w stronę Liv, Corrie nie był w stanie tego zobaczyć, nadal przyciskając swoje czoło do blatu. 

Moi przyjaciele od kiedy pamiętam lubili jeździć razem ze mną i brunetką na jej występy. Rodzice rzadko kiedy mogli sobie na to pozwolić, z powodu pracy, więc najczęściej jeździliśmy we czwórkę. Wtedy przeważnie zbierali się w okolicy znajomy Nelly i razem chodziliśmy się rozerwać. Każda okazja była dobra, na imprezę poza rodzinnym miastem. 

-Dla mnie spoko- blondynka wzruszyła ramionami, wyciągając małą marchewkę z woreczka, który należał do Corriego, następnie przysuwając ją ostrożnie do siebie, palcem wskazującym. Brunet mruknął coś w odpowiedzi, czego nie byłam w stanie zrozumieć, ale wiedziałam, że na pewno się zgodził. 

-Chyba dostaję jakiejś poważnej choroby- chłopak mruknął, przecierając twarz dłońmi.

-Na przykład?- zapytałam niepewnie, nie wiedząc co ma na myśli.

Back to you [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now