6. Co robiłaś całą noc?

2K 54 0
                                    

Nie lubiłam, kiedy coś szczególnie zaprzątało mi głowę. Nie lubiłam, ale w moim życiu zawsze było coś takiego. Prawda jest taka, że myślałam o czymś stale, taki był mój urok. Żeby sprawa była jasna, szczerze tego nienawidziłam. 

Moment pobudki przywitał mnie potwornym bólem głowy. Mój organizm słabo znosił małą ilość snu, a dosyć często męczyłam go w ten właśnie sposób. Zdarzały mi się noce, w których dopadała mnie również bezsenność, a czasami po prostu spałam na tyle niespokojnie, że kiedy wstawałam rano, czułam się pięć razy bardziej zmęczona, niż wtedy, kiedy nie spałam zupełnie wcale. 

Nad ranem, chociaż niektóry stwierdziliby, że była to jeszcze noc, Liv zdecydowała się, że chce wrócić do domu, nie chcąc konfrontować się z Sandersem z samego rana. Rozumiałam ją jak najbardziej, dlatego postanowiłam również wrócić do domu. William nie okazał na to zbytnich emocji, wzruszył ramionami, złapał za kurtkę i mimo iż nie powiedział po drodze nawet jednego słowa, odprowadził nas obie do domów. Pech chciał, że mój dom po drodze był bliżej niż dom Liv, który znajdował się dwie przecznice dalej, więc dalszą drogę pokonali sami, odstawiając mnie jako pierwszą. Miałam mieszane uczucia co do tego czy powinnam zostawiać ich razem, ale Olive szepnęła mi, że da radę.

Westchnęłam przeciągle i usiadłam na skraju łóżka. Nie chciało mi się zupełnie nic. Spojrzałam na zegar cyfrowy, który wisiał na ścianie nad biurkiem, zaraz na przeciw mnie. Wskazywał on parę minut po godzinie dziewiątej. Odpowiedź na to dlaczego cyfrowy jest bardzo prosta...Niebywale irytuje mnie skupianie się na wskazówkach. Zwłaszcza rano, kiedy mój zaspany umysł nie ma jeszcze chęci do zbytniego wysiłku. Przeciągnęłam się i westchnęłam po raz kolejny. Niewielu rzeczy w życiu byłam pewna, ale tego że to nie mój dzień byłam pewna w stu procentach.

Wstałam ociężale z brzegu łóżka i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam swój standardowy zestaw, na niemrawy humor. Strój ten składał się z krótkich spodenek i rozciągniętej koszulki, którą kiedyś podebrałam tacie z szafy wbrew jego sprzeciwom i gadaniu, że jest kultowa. Koszulka miała nadruk jakiegoś zespołu heavy metalowego albo rockowego, nie wiedziałam tego, nie chciało mi się zagospodarować chociaż minuty, żeby się tego dowiedzieć, grunt że nosiła się dobrze. 

Poszłam do łazienki z chęcią wrzucenia się pod prysznic, aby odzyskać jakiekolwiek chęci do życia. Przeważnie to pomagało mi w rozbudzeniu się i w niepojęty dla mnie sposób sprawiało, że miałam o wiele więcej energii niż przed prysznicem. Tak więc zrobiłam i, już po chwili po moim ciele spływały strugi ciepłej wody, które z zapachem pistacjowego płynu do kąpieli działały na mnie wyjątkowo kojąco.


Cały czas coś siedziało mi z tyłu głowy, nie potrafiłam tylko domyślić się co. Czułam się dziwnie, czułam coś czego nie byłam w stanie określić słowami. Jakby coś tłamsiło mnie od środka i mimo, że wydawało mi się, że o niczym nie myślę to było coś co nie odstępowało mnie na krok. 



***

Wyszłam na korytarz powolnym krokiem, jedynie marząc o tym aby jak najszybciej napić się ciepłej kawy. Przy okazji na korytarzu wpadłam na opatuloną szczelnie kocem Nelly.

-Jesteś chora?- zapytałam patrząc na nią niepewnie. Brunetka jedynie rzuciła na mnie leniwym spojrzeniem i odpowiedziała.

-Jeszcze się nie pomalowałam, ale dzięki za troskę - dziewczyna uśmiechnęła się radośnie w moją stronę, po czym zamknęła się w łazience. Zaśmiałam się pod nosem i szybko zbiegłam po schodach na parter. 


Zeszłam na dół nie będąc zupełnie świadoma tego, kto czeka na mnie za ścianą. Ze wszystkich osób na świecie, które mogły się pojawić w moim domu, o jej obecności, nie miałam śmiałości nawet marzyć. W jadalni, przy stole wraz z moim tatą i kubkiem zielonej herbaty w ręce, siedziała jedyna w swoim rodzaju- Carter Jones. 

Back to you [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now