25. Pozwoliłam, żeby mnie rozproszył

841 27 0
                                    

-Nie ma szans, że tam wejdę- powiedziałam pewnie, chociaż na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech. 

Chłopak wywrócił oczami, ale wyciągnął dłoń w moją stronę z delikatnym uśmiechem. Kiwnął głową na zachętę, poruszając przy tym palcami dłoni. 

-Oj nie marudź, tylko dawaj- jego mocny głos był dla mnie najlepszą motywacją. Chwyciłam niepewnie jego rękę i zaparłam nogę o ścianę, żeby ułatwić mu wciągnięcie mnie na górę. 

-Wiesz, zawsze siedziałam w środku, nigdy na dachu- przyznałam, podziwiając widoki ze stosunkowo niewielkiej wysokości. Mimo to, z tej perspektywy okolica wyglądała o wiele lepiej. Spokojniej. 

William postanowił zabrać mnie do knajpki, która znajdowała się niedaleko jego domu. Początkowo myślałam, że tak jak wszyscy zjemy burgery w środku, rozmawiając i śmiejąc się z głupot. Nieopisane było moje zaskoczenie, kiedy nasze zamówienie dostaliśmy w torbie, a właściciel udostępnił nam wejście na dach. Co prawda pod koniec musieliśmy się trochę powspinać, ale nie było to bardzo trudne. Schody pożarowe znajdowały się niewiele niżej.

-To miejsce VIP, ale nie obejmuje rezerwacji- powiedział dumnie, rozkładając koc i siadając na nim- Tylko trochę sprytu i kondycji- poklepał dłonią miejsce obok siebie dając mi znak, abym również usiadła, co uczyniłam. 

-Czyli wszystko to, czego nie mam- zaśmiałam się. 

-Trudno się z tobą nie zgodzić.

-Powinieneś zaprzeczyć- udałam oburzenie, uderzając go delikatnie w ramię. 

-Po co? Nie lubię kłamać- podał mi torbę z moim zamówieniem, którą szybko przyjęłam i zaczęłam rozpracowywać jej zawartość. 

-Frajer- mruknęłam pod nosem, ale nie mogłam nic poradzić na delikatny uśmiech, który wkradł się na moje usta. 

-Kochasz mnie takiego- podniosłam na niego gwałtownie wzrok znad torby. Brunet zesztywniał nagle,  zdając sobie sprawę z tego co powiedział. Moje serce automatycznie zaczęło bić szybciej, aż wystraszyłam się, że jest w stanie to usłyszeć. 

Odchrząknęłam w zakłopotaniu, a chłopak nabrał więcej powietrza do płuc. 

-Pan Loyd jako jedyny postanowił dać mi szansę, kiedy jako gówniarz trafiłem tu bez nadzieji, z pytaniem czy nie ma dla mnie czegoś, żebym mógł dorobić. Pomagałem mu wtedy przy całkowitym remoncie tutaj, i u niego w domu. Traktuje mnie trochę jak swojego wnuka czy coś- powiedział szybko, drapiąc się w zakłopotaniu po karku. 

Czyli udajemy, że nic się nie stało. 

Uśmiechnęłam się do niego delikatnie, odpychając wewnętrzne uczucie zawodu. 

-To kochane z jego strony- przyznałam, na co chłopak się zgodził delikatnym skinieniem głowy. Chociaż nadal unikał mojego spojrzenia- Wiedział co robi. 

-Jeszcze nie pożałował- powiedział jakby pewien tego, że któregoś dnia to nastąpi. 

-I nie pożałuje- powiedziałam dosadnie, kładąc dłoń na jego kolanie- Nie ściągasz na ludzi całego zła tego świata- zapewniłam go. 

-Oby- mruknął pod nosem, prostując się nagle- Jesteś gotowa na koniec przedostatniej klasy?- zapytał, a moja mina momentalnie zrzedła. 

-Nie pytasz poważnie.

-Owszem, pytam- powiedział, a jego dumna, a zarazem cwaniacka postawa wróciła na swoje miejsce. 

-Nie jestem na to gotowa- przyznałam, wgryzając się w swojego burgera, chcąc tym samym uciąć temat. 

Back to you [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now