27. Jakby czas przyspieszył

700 27 0
                                    

-Czemu jeszcze się uczysz, skoro i tak już się dostałeś?- zapytałam z dokładnością obserwując chłopaka, który siedział pochylony nad podręcznikiem. 

Widok jego na tle półek po brzegi wypchanych książkami był jak dzieło sztuki i mógł zostać moim ulubionym. Samo patrzenie na wnętrze biblioteki wywoływało u mnie motylki w brzuchu, a jak dołączyć do tego obraz ukochanej osoby, to było czyste szaleństwo i eksplozja szczęścia. Ukradkiem zrobiłam mu nawet zdjęcie i ustawiłam sobie na tapetę. 

-Żeby mi się nie odechciało. Łatwo można się rozleniwić- wyprostował się i zatrzasnął podręcznik- A ty masz zamiar się za coś wziąć, czy tylko będziesz się gapić? 

-Prowadzę badania- wyjaśniłam z powagą. 

-Jakie?- uniósł jedną z brwi, obserwując mnie z zaciekawieniem. 

-William Halton w swoim środowisku naturalnym- wyszczerzyłam się w jego stronę, a ten wywrócił oczami. To było słabe nawet jak na moje, i tak, znikome zdolności podrywu. 

-Za sam tytuł powinni przyznać ci nagrodę- zakpił. 

-Też tak uważam- pokiwałam ochoczo głową i pochyliłam się w jego stronę, opierając łokcie na ławce.- Możemy już stąd iść?- szepnęłam znudzona, zerkając ukradkiem na obserwującą nas bibliotekarkę. Było grubo po dzwonku, a żadne z nas nie miało już lekcji. Nawet mnie nie uśmiechało się siedzieć nadprogramowo w szkole. W dodatku na dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego.

-Możemy marudo- brunet wstał, złapał za swój czarny plecak i wrzucił do niego książkę. 

Z westchnieniem ulgi również się podniosłam i rozprostowałam kończyny. Krzesła w tym pomieszczeniu były wyjątkowo niewygodne, a przesiedzenie na nich ponad dwóch godzin bez bólu pleców graniczyło z cudem. 

-W końcu wolność- zamknęłam oczy, a błogi uśmiech znalazł swoje miejsce na moich ustach. 

Promienie wieczornego słońca, choć już nie tak mocne, nadal lekko ogrzewały moją skórę. Świeże powietrze było czymś cudownym, po godzinach siedzenia w duchocie przepełnionych sal lub bibliotece, w której znajdowało się spoko kurzu. 

-Nie narzekaj, jeszcze będziesz tęskniła za takimi momentami- szturchnął mnie łokciem w ramie. 

-Ty już tęsknisz?- spojrzałam na chłopaka znajdującego się naprzeciwko. Stał z lekko zwieszoną głową, przez co jego ciemne włosy spadały mu na oczy, ale spojrzenie miał wytrwale wbite w moją osobę. Poprawił plecak wiszący na ramieniu i wyprostował się z ciężkim westchnieniem. 

-Nienawidzę tego miejsca, ale czuje drobny sentyment. Ostatni rok nie był najgorszy- ruszył delikatnie ramionami i popatrzył ponad moją osobę, na budynek znajdujący się za mną.

-Może jakbyś wcześniej zaczął rozmawiać z ludźmi ze szkoły, to wszystkie lata byłyby nie najgorsze- wytknęłam mu. 

-Daj mi spokój dzieciaku, kiedyś wspomnisz moje słowa. To po prostu czuje się inaczej, kiedy wiesz że już tu nie wrócisz. 

-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym teraz być Tobą- mruknęłam, a chłopak stanął obok mnie, przerzucając swoje masywne ramie przez moje barki. 

-Nie możesz być mną, ale możesz być ze mną, a to już całkiem sporo, jak na zwykłego śmiertelnika- wypiął dumnie pierś do przodu. 

-I twoją nienawiść do ludzi.

-Na starość zrozumiesz- brunet położył swoją dużą dłoń na mojej głowie, następnie roztrzepując włosy, które o całym dniu i tak nie były w najlepszym stanie. 

Back to you [W TRAKCIE KOREKTY]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें