4

806 130 47
                                    

Minąłem ojca i wreszcie wszedłem do chaty. Było już późne popołudnie, więc przez szyby w oknach wpadały pomarańczowe, rozmazane promienie słońca. Niedługo zacznie się ściemniać i jedynym źródłem światła stanie się palenisko w kuchni – na świece z prawdziwego zdarzenia od dawna nie było nas stać.

– Olivierze? – Głos matki był łagodny i smutny.

Zignorowałem ją, udając się prosto do drugiego pokoju. Serce mi się krajało, że byłem tak okrutny, lecz kierował mną wyłącznie lęk. Nie chciałem kolejnych rozmów ani z ojcem, ani z matką, ponieważ bałem się słów, jakie znów mogłyby paść z ich ust. Byłem silniejszy, niż zawsze im się wydawało, ale nie wszystko mogłem wytrzymać.

– Olivierze, poczekaj. – Szła za mną, a ja wiedziałem, że nie odpuści. W tej rodzinie chyba każdy był uparty.

Przystanąłem nad skrzynią stojącą pod oknem i odwróciłem się do matki. Nie obchodziło mnie, czy dostrzeże skrzące się w moich oczach łzy. Kochałem ją, była dla mnie dobra i wychowywała mnie najlepiej, jak umiała, a mimo to... nie mogłem wyrzucić z głowy tych wszystkich momentów, kiedy czułem się niedoceniany, niezrozumiany lub lekceważony w naszej rodzinie. Ile razy umniejszano moją wartość? Ile razy podważano to, kim jestem?

– Nie musisz tego robić – powiedziała to tak przekonująco, że chyba bym jej uwierzył, gdyby nie rozumowa z ojcem, którą podsłuchałem tamtej okropnej nocy. – Wiem, że nie zawsze czujesz się w tym domu dobrze, że jesteśmy inni od ciebie, ale nadal stanowimy rodzinę. Kochamy cię, Ollie. Nie musisz płacić za winy brata.

Oczywiście, że muszę, pomyślałem. To wy mnie takiego ulepiliście, wy zmuszacie mnie do tego, co właśnie robię, lecz nawet o tym nie wiecie.

– To mój brat – zadeklarowałem – dlatego chcę to dla niego zrobić.

Kłamstwo, wyszeptał głosik w mojej głowie, paskudne, odziane w szlachetną motywację kłamstwo. Nie robisz tego dla Sébastiana i dobrze wiesz, że on nie uczyniłby podobnie dla ciebie. Nie robisz również tego, ponieważ chcesz pokazać, jaki jesteś dojrzały czy gotowy na poświęcanie.

Chcę po prostu uciec, w końcu przyznałem w duchu. Próba uratowania Sébastiana to nie akt odwagi, tylko strachu przed tym, jak będzie wyglądało mojej dalsze życie w tym domu. Czymkolwiek skończy się mój wyjazd, już nikt o nic mnie nie obwini.

Spakowałem kilka osobistych rzeczy do tej samej torby, którą miałem wtedy w lesie, zamknął wieko skrzyni i wyszedłem z chaty. Ojca nie było nigdzie widać – miałem ogromną nadzieję, że czuł przynajmniej wstyd, gdy się stąd ulatniał – za to w jednym z wiklinowych foteli przed domem siedziała babcia.

Na widok tej kruchej, zasmuconej kobiety znów zabolało mnie w piersi. Podszedłem do niej i przyklęknąłem na jednym kolanie, obejmując staruszkę w pasie i kładąc głowę na jej ramieniu. Pogłaskała mnie po czuprynie gęstych, kasztanowych włosów.

– Oni naprawdę cię kochają – powiedziała półszeptem – tylko nie do końca wiedzą, jak to robić. A gdy ludzie czegoś nie wiedzą, popełniają błędy.

Wiedziałem, że rodzice mnie kochają, a każda krzywda z ich strony była nieintencjonalna, dlatego właśnie przez te wszystkie lata znosiłem cierpliwie swój los. Ojciec potrafił ze mną zażartować, a matka dawała mi największy kawałek pasztetu, gdy pomagałem jej w pieczeniu. Dobre chwile przysłaniają złe wspomnienia – zawsze tak jest, a ja nie stanowię wyjątku. Nie spodziewałem się jednak, że jestem dla nich tak dużym rozczarowaniem, podczas gdy bez Sébastiana wręcz nie potrafią żyć. Zniknięcie starszego brata odsłoniło między nami wszystko, co dotąd było ukryte.

Trylogia Farrevéle #1 Sójka i gargulecWhere stories live. Discover now